Niechciani emigranci znad Wisły

Niechciani emigranci znad Wisły

Włoskie media szokowały informacjami o zachowaniach uchodźców z Polski

W zamęcie dyskusji o przyjmowaniu w Polsce, a raczej nieprzyjmowaniu, syryjskich uchodźców żadna ze stron politycznego sporu nawet nie próbowała się odwołać do nie aż tak odległej historii. Najwyraźniej nikt nie chce pamiętać (choć zapewne z różnych przyczyn), że również polscy uchodźcy stanowili kiedyś niewygodny balast, którego wszyscy starali się pozbyć. 31 lat temu polscy „turyści” pojawili się na masową skalę we Włoszech i doprowadzili do napięć politycznych na linii Warszawa-Rzym-Watykan oraz narazili na szwank pozytywny wizerunek Polaka w społeczeństwie włoskim.

Z ziemi polskiej do włoskiej

Wydostanie się z pogrążającej się w kryzysie Polski w latach 80. było marzeniem wielu. Powszechnego poczucia braku perspektyw, zwłaszcza wśród młodzieży, nie były w stanie osłabić nawet dwie pielgrzymki papieskie (1983, 1987). O pracę zgodną z kwalifikacjami było trudno, rosły ceny żywności, węgla, energii elektrycznej i benzyny. Z drugiej strony liberalizacja przepisów paszportowych spowodowała, że część obywateli PRL uznała emigrację za jedyną realną możliwość poprawy swojego losu.

Z ich punktu widzenia pontyfikat Jana Pawła II dostarczał dobrego pretekstu do wyjazdu do Włoch w celach deklarowanych jako turystyczne lub pielgrzymkowe. W istocie zaś ten kraj stawał się jedynie etapem pośrednim dla przybyszów, których pragnieniem był pobyt stały w USA, Kanadzie, Australii czy Nowej Zelandii. To, że polskie władze dość swobodnie udzielały zezwoleń na te wyjazdy, powodowało, że do Włoch napłynęły duże grupy Polaków, szczególnie latem 1987 r.

Taka polityka Warszawy stawiała w trudnej sytuacji sprawujące wówczas władzę centrolewicowe rządy włoskie, kierowane przez Giovanniego Gorię i Amintore Fanfaniego. Rzymowi próbującemu prowadzić własną „politykę wschodnią” zależało na unormowaniu i ociepleniu stosunków z PRL. Świadczyły o tym ważne wizyty oficjalne: ministra spraw zagranicznych Giulia Andreottiego w Polsce w grudniu 1984 r. oraz I sekretarza KC i przewodniczącego Rady Państwa gen. Wojciecha Jaruzelskiego we Włoszech w styczniu 1987 r. Masowy napływ uchodźców był więc dla władz włoskich, zabiegających o harmonijny rozwój relacji z Warszawą, niewygodny. Starały się one marginalizować tę kwestię, licząc, że Polska wprowadzi bardziej restrykcyjne przepisy paszportowe.

Kłopoty z Polakami

Ale Warszawa takich restrykcji nie zastosowała, a fala uchodźcza narastała. Ambasada Włoch informowała rzymską centralę, że w lipcu i sierpniu 1987 r. wydała obywatelom polskim 39 tys. wiz. Włoskie MSZ twierdziło, że zgodnie ze stanem na 22 września 1987 r. we Włoszech przebywało 11 714 Polaków, którzy wystąpili o azyl polityczny. Tylko w ten sposób mogli się ubiegać o pozostanie we Włoszech po wygaśnięciu wiz. Te szybko powiększające się masy próbowano stłoczyć w obozach dla uchodźców w Kapui i Latinie, ale nie były one w stanie ich pomieścić. W tej sytuacji podjęto decyzję o rozlokowaniu Polaków w ośrodkach obrony cywilnej i Włoskiego Czerwonego Krzyża, które jednak nie dysponowały odpowiednią infrastrukturą. Latem 1987 r. media szokowały informacjami o zachowaniach przybyszów z Polski. Pisano o nieprzestrzeganiu higieny w miejscach ich pobytu, przestępstwach, prostytucji oraz alkoholizmie i łamaniu przepisów porządkowych. Znaczna część Polaków występowała co prawda o azyl, ale w oczekiwaniu na jego przyznanie „opanowywała” ulice Rzymu w charakterze czyścicieli szyb samochodów. Szokiem dla rzymian była grupa ok. 300 Polaków, którzy rozbili obozowiska w centrum miasta, w parkach otaczających Villa Borghese oraz siedzibę prezydenta na Kwirynale. W tych reprezentacyjnych miejscach przygotowywali sobie posiłki i prali odzież – wszystko na oczach przechodniów.

Tylko „dzięki ogromnemu wysiłkowi duszpasterstwa wśród emigrantów polskich”, jak stwierdził bp Stanisław Dziwisz w rozmowie z Jerzym Kuberskim, ambasadorem PRL przy Watykanie, uniknięto skandalu, jakim mogły się zakończyć plany rozbicia obozowiska na placu św. Piotra, pod oknami papieża.

Zdaniem peerelowskich dyplomatów Polacy koczujący w różnych punktach Rzymu, składający mediom „różne polityczne oświadczenia” („Jesteśmy antykomunistami i demokratami, a więc USA i Włochy mają obowiązek nas żywić i ubierać”), zgłaszający „różne postulaty świadczeniowe”, lekceważący przepisy porządkowe i szukający pomocy w parafiach, przysparzali Kościołowi i Watykanowi wielu kłopotów nie tylko w sensie „uszczerbku na godności Polski i Polaków, ale i w wymiarze konkretnych trudności organizacyjno-materialnych”.

Polityka zniechęcania

Rozwiązanie problemu „turystów” z Polski stawało się coraz pilniejsze. Liczono wprawdzie, że zbliżające się jesienne chłody zniechęcą ich do pozostawania we Włoszech, ale sytuacja wymagała jak najszybszego rozwiązania już latem. Włosi podjęli działania wielokierunkowe. Nadal próbowali naciskać na władze w Warszawie, aby te zaostrzyły politykę paszportową. Już na początku sierpnia 1987 r. przestano wpuszczać do Włoch i zawracano do kraju tych Polaków, którzy co prawda mieli ważne wizy i opłacone za pośrednictwem biur turystycznych miejsca pobytu (zwykle na kempingach), ale nie mieli biletów powrotnych ani dewiz na opłacenie pobytu. Gdy te restrykcje okazały się niewystarczające, objęto nimi również tych, którzy bilety powrotne mieli, ale brakowało im wystarczających środków na utrzymanie. O tym, kto uzyska zgodę na wjazd do Włoch, a kto zostanie zawrócony, decydowała włoska policja, początkowo na podstawie „własnej oceny”, potem po przeprowadzeniu indywidualnych rozmów. Wszystko to odbywało się w nerwowej atmosferze, brakowało jasnych kryteriów podejmowanych decyzji. Na lotniskach obsługujących loty z Polski zapanował chaos. Przyjezdni skarżyli się, że tych, których zawrócono do Polski, na lotnisku Fiumicino „pilnowała policja z psami”. Polskie biura turystyczne i zawróceni do kraju „turyści” ponosili wymierne straty i grozili stronie włoskiej procesami.

Zdesperowane włoskie MSW zastanawiało się poważnie nad podjęciem decyzji radykalnych: o niewpuszczaniu Polaków na terytorium Włoch mimo posiadania wizy i pieniędzy na pobyt oraz o usunięciu tych, którzy już tam byli. Z pomysłu wycofano się prawdopodobnie pod naciskiem Watykanu i niektórych partii politycznych (liberałów, radykałów i lewicy). Przeciwny był również wysoki komisarz ONZ
ds. uchodźców.

Zdecydowano się na łagodniejsze środki. Włosi rozpoczęli kampanię informacyjną uświadamiającą Polakom, jak trudne czekają ich warunki bytowe. Minister spraw zagranicznych Giulio Andreotti rozmawiał z władzami krajów, do których chcieli emigrować. Chodziło o uproszczenie przez nie procedur i zwiększenie kwot imigranckich. Rzym podjął również dialog z Kościołem, który sprawował opiekę charytatywną i duszpasterską nad imigrantami. Perswazje duchownych, że osiedlenie się we Włoszech i w innych krajach nie musi oznaczać awansu materialnego, były jednak traktowane jako „propaganda na rzecz PRL”.

W tym zamieszaniu coraz trudniej było władzom PRL zachować désintéressement, zwłaszcza że polskie placówki dyplomatyczne we Włoszech były oskarżane o bezczynność i nieudzielanie pomocy obywatelom. W Warszawie podjęto działania dwukierunkowe. Z jednej strony, skrytykowano postępowanie władz włoskich, dyskryminujące Polaków przy procedurze wjazdowej (mówił o tym rzecznik rządu Jerzy Urban na konferencji 25 sierpnia 1987 r., protestowali przedstawiciele polskiego MSZ w rozmowach z ambasadorem Włoch w Warszawie). Z drugiej – zdecydowano się na podjęcie kampanii propagandowej krytykującej uchodźców. Nazywano ich „ludźmi pazernymi”, „przyjeżdżającymi po luksus”, którzy motywacjami politycznymi (posługiwali się symbolami Solidarności) maskują chciwość.

„Najazd” Polaków trwał, choć od jesieni 1987 r. był już mniej intensywny. Kilku tysiącom udało się uzyskać zgodę na wyjazd do USA, Kanady i Australii (do 31 sierpnia – ponad 2 tys. osób). Pewne efekty przyniosła polityka zniechęcania do przyjazdu i pozostawania we Włoszech, prowadzona przez miejscowe władze i Kościół. Wreszcie wraz ze zbliżaniem się zimy perspektywa wyjazdu w ciemno i koczowania w rzymskich parkach (o czym rozpisywała się prasa krajowa) robiła się mało zachęcająca. Jednak mimo deklarowanej przez władze obu krajów dobrej woli problem przybyszów z Polski nie został rozwiązany aż do roku 1989, kiedy wraz ze zmianą systemu politycznego fala emigracji została zahamowana.

Kiedy więc dzisiaj zastanawiamy się nad rozwiązaniem problemu imigrantów z Afryki, kiedy obserwujemy zmagania włoskich władz z uchodźcami, warto sobie przypomnieć czas, kiedy nasi rodacy znajdowali się w podobnej sytuacji. Taka refleksja powinna skłaniać do niuansowania ocen i większej empatii wobec tych, którzy szukają we Włoszech swojej szansy.

Maria Pasztor jest profesorem w Instytucie Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistką w zakresie stosunków polsko-francuskich i polsko-włoskich po II wojnie światowej

Fot. Wikipedia

Wydanie: 2018, 47/2018

Kategorie: Historia

Komentarze

  1. Radoslaw
    Radoslaw 16 grudnia, 2018, 18:18

    Ten artykuł zadaje kłam rozpowszechnianemu przez obecną „politykę historyczną” fałszywemu mitowi, jakoby to „komuniści” uniemożliwiali Polakom wyjazdy na Zachód poprzez restrykcyjną politykę paszportową. Prawda jest taka, że głównym ograniczeniem był obowiązek wizowy – innymi słowy „żelazna kurtyna” była dla Polaków zamknięta od ZACHODNIEJ strony. Mało tego, kiedy polskie władze poluzowały politykę paszportową, to właśnie „Zachód” – tutaj: Włochy – naciskały na przywrócenie obostrzeń. Mamy chyba zatem jasność, komu naprawdę Polacy zawdzięczali, że nie mieli paszportów w domu. O ile mnie pamięć nie myli, paszporty Polacy dostali do ręki jeszcze w 1989 roku i nie zawdzięczają tego Solidarności, tylko ostatniemu rządowi PRL, M. Rakowskiego. I niewiele to zmieniło, bo wizy obowiązywały nadal. Pamiętam doskonale, jak stałem w wielogodzinnej kolejce pod ambasadą pewnego kraju skandynawskiego, ubiegając się o prawo wjazdu do pracy wakacyjnej. Musiałem mieć już umowę o pracę z zagranicznym pracodawcą i na tej postawie uzyskałem wakacyjne pozwolenie na pracę, równoważne z wizą. Mało tego, przywilej ten był dostępny wyłącznie dla studentów, którym wówczas byłem. W innym przypadku nawet nie starałbym się o paszport (choć dostawali je już wszyscy), bo i tak do niczego nie byłby mi potrzebny.
    Indywidualną wizę dostawało się na podstawie zaproszenia lub umowy o pracę – od rodziny na wyjazd prywatny albo od instytucji na wyjazd służbowy. Inna możliwość, to były zbiorowe wyjazdy turystyczne. Tak czy owak – bez wizy polski paszport był na Zachodzie wart tyle, co książeczka do nabożeństwa – czyli nic.
    Pełną swobodę podróżowania, pracy i osiedlania się na terenie Europy Polacy zyskali dopiero po wejściu do UE (i też nie od razu) – czyli wiele lat po tym, jak się skończyła PRL, zatem to nie Polska Ludowa zamykała obywateli za drutem kolczastym..
    Jeszcze jedno kłamstwo „polityków historycznych” obalone – tylko co z tego, skoro Polacy wolą wierzyć w brednie. No ale co się dziwić, jeśli te łgarstwa już trafiają do podręczników tzw. historii – sam widziałem.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Roman
      Roman 5 stycznia, 2020, 22:39

      Bylem w C.A.P.S w Latinie od 4 lipca 1987 roku ,block b2 potem Tivili villa olivia i powrot do obozu w Latinie oraz wyrzucenie z obozu wraz z wreczeniem permesso e sogiorno,(dobrze ze mialem prace bo bym byl bezdomnym)Paszport w PRLu dostalem tuz przed powolaniem do wojska,oczywiscie za lapowke wreczona lekarzowi by wystawil czasowa niezdolnosc do sluzby,paszport do Jugoslawi z pieczatka:jednorazowe przekroczenie granicy czyli jak wracam to oddaje paszport i dostaje dowod osobisty,We wloszech pozwolenie na prace dostawali tylko ci ktorym prefektura na via genova w Rzymie uznawala za nadajcych sie do osiedlenia czyli tych co uczyli sie wloskiego i pracowali,reszta miala powazne klopoty,rosyjscy zydzie po 1989 roku zablokowali wyjazdy Polakom do Australii,USA czy Kanady,

      Odpowiedz na ten komentarz
      • allija
        allija 19 sierpnia, 2021, 23:05

        a ja akurat dostałam wizę do UK bez problemu – a tam akurat były bardzo ostre wymagania. Za to nie dostałam paszportu albowiem moj brat rok czy dwa wcześniej, nie wrócił z pobytu w Austrii. A więc odpowiedzialnosć zbiorowa…
        Brat przez jakis czas przebywał w obozie dla uchodźcow w Austrii, z ktorego miał jak najgorsze wspomnienia, głownie dzięki rodakom, ktorzy kradli w tym obozie na potege.
        Poznał tam jednak kilku chłopakow, w tym Czecha z doświadczeniem emigracyjnym. I wszyscy razem wypuscili sie przez zielone granice, by wyladowac w Holandii. Tam zgłosili sie na policje. Policja, zamiast odesłać ich do Polski (tak, jak dziś my to najchetniej robimy) to skontaktowała się z odpowiednimi organizacjami a ci dali chłopakom mieszkanie, załatwili prace (zgodnie z wykształceniem) oraz każdy dostał osobistego nauczyciela jezyka niderlandzkiego. Zwykle to byli studenci, mój brat „dostał” studentke, ktora bardzo polubiła słowackie geny.

        Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 18 października, 2023, 00:58

      ludzie maja krotka pamiec

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. Lukas
    Lukas 26 grudnia, 2018, 01:59

    Polska Ludowa bardzo ograniczala mozliwosc wyjazdu i wyjazdow, przynajmniej do 1970 roku (zanim Niemcy sie uspokoili i Brandt podpisal dokument o Odrze i Nysie). PRL mialo pelna kontrole na paszportami obywateli wiec bralo udzial w tym procederze trzymania ludzi w obozie. na spolke z zachodem, ktory byle szczesliwy, ze na zachod dociera tylko garstka. Oczywiscie nie bylo mowy o pozwoleniu na prace dla Polaka na zachodzie. Oboz w PRL byl troche zrozumialy ze wzgledu na szpiegostwo i Szwabow niemogących sie pogodzic z utratą ziem zachodnich, ale doszlo do przesady. Polak musial żebrac o paszport i swobode wyjechania z wlasnego kraju.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 29 października, 2019, 00:58

    Bylam, widzialam, przezylam…wiem SWOJE!

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Dawid
      Dawid 31 sierpnia, 2023, 12:45

      Żaden człowiek nie powinien być zmuszony do opuszczenia swojej ojczyzny z powodów nędzy i prześladowań. Wiadomo że ludzie są różni, jedni niewiele potrzebują do życia a innym ciągle będzie mało, ale to dotyczy wszystkich narodowości, a Polacy byli uciskiwani przez dziesięciolecia, więc tu należy się trochę zrozumienia, czym też większość krajów zachodnich potrafiła się wykazać.

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Anonim
      Anonim 30 października, 2023, 18:13

      Teżzcswije przeszedłem i widziałem w Ostii

      Odpowiedz na ten komentarz
  4. Anonim
    Anonim 29 października, 2019, 01:00

    A WLOSI to wspanialy narod! w przeciwienstwie do panstwa w ktorym zyje…(jeszcze).

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. Anonim
    Anonim 30 października, 2023, 18:12

    Też swoje przeszedłem w Ostii

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy