Polska w opinii zachodnich sąsiadów przestała się zachowywać racjonalnie i przewidywalnie „Wiadomości z Polski są coraz bardziej absurdalne”, napisała w miniony wtorek lewicowa, założona w 1978 r. w ówczesnym Berlinie Zachodnim, gazeta „TAZ”. Ta sama, która w czerwcu 2006 r. wywołała wielki skandal publikacją „Młody polski kartofel. Dranie, które chcą rządzić światem”. Tym razem obyło się bez prowokacyjnych porównań i niewybrednych żartów pod adresem braci Kaczyńskich. Autor komentarza próbował wytłumaczyć słowa Jarosława Kaczyńskiego o Donaldzie Tusku jako kandydacie Angeli Merkel osobistą nienawiścią prezesa Prawa i Sprawiedliwości do przewodniczącego Rady Europejskiej. – Jeżdżę regularnie do Polski, ona zmieniła się na moich oczach w nowoczesne, sprawnie funkcjonujące państwo. Jak to możliwe, że wrócił Kaczyński? – zapytał mnie w środę w pociągu do Warszawy lekarz z Frankfurtu nad Menem, zdeklarowany wyborca CDU. Z uznaniem mówił o kwalifikacjach polskich kolegów po fachu coraz liczniej podejmujących pracę w Niemczech, podziwiał kunszt polskich złotych rączek, fryzjerów i dentystów, z usług których korzysta. Obraz naszego kraju w Niemczech nie przypomina tego z pokazywanej m.in. w publicznej telewizji ARD reklamy Media Markt, w której Polacy kradną ochroniarzom spodnie. Nikogo nie śmieszy popularny w latach 90. dowcip: „Jedziesz na wakacje do Polski? Dobry pomysł, twój samochód już tam jest”. Zaskakujący jak minister Tuż obok gmachu Bundestagu (dawnego Reichstagu) stoi fragment muru Stoczni Gdańskiej, przez który w 1980 r. przeskoczył Lech Wałęsa. Napis na dwujęzycznej tablicy głosi: „Dla upamiętnienia walki Solidarności o wolność i demokrację oraz wkładu Polski w ponowne zjednoczenie Niemiec i polityczną jedność Europy”. Ten pomnik odsłonięto – z udziałem Angeli Merkel – w czerwcu 2009 r. Kilka miesięcy później także w okolicy Bundestagu Lech Wałęsa pchnął – w obecności m.in. pani kanclerz i Michaiła Gorbaczowa – pierwszą kostkę domina, inscenizując upadek muru berlińskiego. W 2014 r. prezydent Niemiec Joachim Gauck w czasie uroczystości nadania odcinkowi autostrady A2 nazwy Autostrada Wolności podkreślił, że droga do wolności zaczęła się w Warszawie. Gdy rok później prezydencki minister Krzysztof Szczerski postawił Niemcom cztery warunki, od których miało zależeć utrzymanie dobrych stosunków międzypaństwowych, Berlin odebrał to jako element toczącej się w Polsce kampanii przed wyborami parlamentarnymi. Podobnie Niemcy reagowali na zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, że po zwycięstwie PiS Polska wstanie z kolan i nie będzie płynąć w głównym nurcie polityki europejskiej. Zdziwienie wywołało jednak zniknięcie unijnych flag z sali konferencyjnej kancelarii premier kraju, który w latach 2014-2020 powinien otrzymać z Unii 82,5 mld euro. Niedługo potem czytelnicy „Bilda”, największej niemieckiej gazety, przecierali oczy ze zdumienia, zapoznając się z poglądami nowego polskiego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego: „Poprzedni rząd realizował (…) lewicowy program. Tak jakby świat według marksistowskiego wzorca musiał automatycznie rozwijać się tylko w jednym kierunku – nowej mieszaniny kultur i ras, świata złożonego z rowerzystów i wegetarian, którzy używają wyłącznie odnawialnych źródeł energii i walczą ze wszelkimi przejawami religii. To ma niewiele wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami”. Podobne sformułowania w kraju, który szczyci się gościnnością i tolerancją religijną, troszczy o zdrowy tryb życia oraz czyste powietrze, nie dokonuje dzikiej wycinki drzew i uznaje wielkość Karola Marksa (właśnie na ekrany kin wszedł tam film „Młody Karol Marks”), są kompletnie niezrozumiałe. Ogłoszenie pomysłu budowy tzw. Międzymorza, koalicji państw mającej ograniczyć wpływy Niemiec w Europie, i towarzyszące mu wygaszenie zainteresowania Trójkątem Weimarskim (formatem współpracy Polski, Niemiec i Francji) przyjęto za Odrą – delikatnie rzecz ujmując – z konsternacją. Zamach na Trybunał Konstytucyjny – w Niemczech to instytucja o niepodważalnym autorytecie – wywołał dreszcz zgrozy. Atak ambasadora Polski w Niemczech na prezesa tamtejszego trybunału za „mieszanie się w polskie sprawy” wzbudził niedowierzanie, ale przykryło je późniejsze trudne do ogarnięcia rozumem wybranie na przewodniczącą Trybunału Konstytucyjnego małżonki opłacanego z rządowej kasy pana ambasadora. Nie przenoście nam kłótni do Brukseli Polska w oczach zachodnich sąsiadów przestała zachowywać się racjonalnie i przewidywalnie. Podejmowane przez Angelę Merkel próby nawiązania nici porozumienia z Jarosławem Kaczyńskim – poufne spotkanie w Niemczech latem zeszłego roku i rozmowa w warszawskim hotelu w lutym –










