Próba ośmieszania, pogarda, destabilizowanie – to wszystko ma służyć umacnianiu PiS. Ale nie umocni! Oni sami zakładają sobie stryczek Aleksander Smolar -prezes Fundacji im. Stefana Batorego, politolog, badacz we francuskim Narodowym Centrum Badań Naukowych (CNRS). – Z III Rzecząpospolitą już się pożegnaliśmy, IV RP jeszcze nie nadeszła. Gdzie więc jesteśmy? – Wszyscy zaczynają mówić o III RP w czasie przeszłym. To jest fakt politycznie i psychologicznie interesujący. Pojawił się pewien konsensus wokół uznania, że został zamknięty istotny etap historyczny Polski. – Ze złą opinią został zamknięty! – To przejściowe. W tym jest masa demagogii. Nikt nie kwestionuje, również bracia Kaczyńscy, wielkich osiągnięć III RP. Ale sam fakt złej opinii wymaga refleksji. – Co więc ludzi boli? – To, co odbierają w szerokim rozumieniu jako niesprawiedliwość. Za którą winią państwo. Ta niesprawiedliwość ma wiele wymiarów. Ma wymiar społeczny, to że państwo nie dba o tych, którzy są zepchnięci na margines, o bezrobotnych. Inny wymiar niesprawiedliwości to problem korupcji – że państwo nie tylko z nią nie walczy, ale samo jest siedliskiem zła. I po trzecie, że państwo jest słabe, nie jest w stanie dać poczucia bezpieczeństwa w różnych wymiarach. Wiele paliwa tej rewolcie moralnej dostarczył rząd Millera. To paliwo to afery Rywina, starachowicka, opolska, łódzka… Trudno ocenić skalę tego zjawiska, jest to w sposób oczywisty demonizowane. Ale faktem jest, że to są autentyczne problemy. I to dziedzictwo jest poważnym problemem dla lewicy. – Jakie dziedzictwo? – Podwójne! Z jednej strony, lewica nie potrafiła znaleźć języka, który byłby autentycznie lewicowy, a równocześnie niedemagogiczny, niepodważający fundamentów gospodarki rynkowej. Czyli jest to brak samodzielności ideowej i zdolności przedstawienia programu. Z drugiej strony, to jest cynizm rozkładu, okradania państwa i tych czerwonych karmazynów, których Polska widziała, choćby nawet media przesadzały w rozmiarach tego zjawiska. Zdrada i spiski – Gdyby III RP była mocno zakorzeniona w społecznej świadomości, to nawet zły rząd nie potrafiłby zachwiać jej fundamentami. Tymczasem to się stało! I to w sposób wart zastanowienia – bo przecież Kaczyński mówi dziś to samo, co mówił w roku 1991, w 1992. Wtedy też mówił o zdradzie Okrągłego Stołu, o ciemnych siłach, agentach, spiskach różowych z czerwonymi, niedokończonej rewolucji. Wówczas był to margines. Dziś to jest wykładnia głównej partii. – Tu rolę odegrało kilka elementów. Po pierwsze, tym co w jakimś sensie zakończyło III RP, nie jest przeszłość, tylko przyszłość. W minionych 16 latach stosunkowo łatwo było zdefiniować cele dla państwa, dla społeczeństwa, dla partii. – Chodziło o przeprowadzenie Polski z PRL do Europy. – Do nowoczesności, do nowoczesnego państwa demokracji liberalnej. To zostało osiągnięte. I jednocześnie postawiło Polskę w obliczu muru, jeśli chodzi o przyszłość, o to, co dalej. To jest istotnym elementem kryzysu – jaki projekt dla Polski na dziś? I Kaczyńscy na tym wygrali. Wskazali oni bowiem państwo jako podstawowy problem współczesnej Polski, którego funkcjonowanie społeczeństwo w dużym stopniu odbiera jako permanentną niesprawiedliwość. – Dlaczego więc padło na PiS, a nie na inne, akcentujące niesprawiedliwość, partie? – Zwycięstwo Kaczyńskich rodzi się również z elementów, które przedtem skazywały ich na margines – z radykalizmu, z prostoty pewnych odpowiedzi. I również z odziedziczonego po rozbiorach, po okupacjach, ambiwalentnego stosunku do prawa i do państwa. Partia, która się nazywa Prawo i Sprawiedliwość, w gruncie rzeczy jest bardzo ambiwalentna, jeśli chodzi o państwo i o prawo. Wielką karierę zrobiło pojęcie, na które Jarosław Kaczyński często się powołuje – imposybilizm, czyli niemożność, którego źródłem ma być rzekomo złe prawo, w tym konstytucja. Otóż jest to cecha każdego prawa. Każde prawo jest między innymi po to, żeby wiązać ręce, żeby nie dopuszczać do arbitralności polityków. A oni to odbierają jako straszliwie bolesne ograniczenie i próbują te pętające ich więzy poprzecinać. – Wiemy więc już, że Kaczyńscy chcą rozbić instytucje państwa liberalnego, chroniące obywateli przed wszechwładzą aktualnie dominującej partii. A co w zamian? – Moim zdaniem, oskarżanie ich o wolę autorytarną nie jest uzasadnione, chociaż to, co proponują, może w konsekwencji prowadzić do pewnych elementów autorytaryzmu. – Prof. Zoll jest atakowany za brak instynktu państwowego, Trybunał Konstytucyjny za tchórzostwo, rozwiązana ma być Rada Polityki Pieniężnej… – Żeby tak się stało, trzeba wpierw
Tagi:
Robert Walenciak