(Nie)realna inflacja

(Nie)realna inflacja

(220509) -- ISTANBUL, May 9, 2022 (Xinhua) -- A woman walks past a foreign exchange office in Istanbul, Turkey, on May 9, 2022. The Turkish currency broke through a key threshold Monday against the U.S. dollar amid the soaring inflation rate. At 2:10 p.m. (1110 GMT), one dollar was traded at 15.03 Turkish liras, exceeding the resistance level of 15.00. (Xinhua/Shadati)

Rosnące ceny i niezadowolenie z obecności uchodźców wpłyną na przyszłoroczne decyzje wyborcze Turków Inflacja to słowo, które niesie dzisiaj potężny ładunek strachu. W dobie rosnących cen podstawowych towarów i usług niewielu może beztrosko dysponować zawartością portfela i ze spokojem patrzeć w przyszłość. Te problemy, mniej lub bardziej, dotyczą znacznej części świata, która właśnie wychodzi z kryzysu pandemicznego. Jednym z najjaskrawszych przykładów galopującej inflacji jest Turcja, która pobiła swój niechlubny rekord sprzed dwóch dekad, osiągając w kwietniu br. wskaźnik inflacji 69,97%, przynajmniej według rządowych danych. Sam wskaźnik jest narzędziem dość abstrakcyjnym, dlatego lepiej się posłużyć przykładem pieczywa, w Turcji często spożywanego do każdego posiłku. Już w grudniu ub.r. informowano, że piekarnie podnoszą ceny, sprzedając bochenek nawet za 4 liry, kiedy minimalna płaca wynosiła 2826 lir. Nie wydaje się to dużą sumą, ale gdy zestawić to z kosztami wynajmu mieszkania, sytuacja przestaje być kolorowa, bo np. w Stambule właściciele nierzadko wystawiali stosunkowo niewielkie i nieodnowione mieszkania nawet za 4,5 tys. lir. Wówczas przedstawiciele głównego opozycyjnego ugrupowania, Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), domagali się interwencji rządu na rynku mieszkaniowym. To jednak doniesienia z minionego roku. Teraz jest jeszcze gorzej. W kwietniu bank centralny opublikował raport z sytuacji na rynku mieszkaniowym, z którego wynika przede wszystkim, że w 2022 r. przeciętny koszt nieruchomości w Stambule osiągnął 1,6 mln lir, gdy w roku ubiegłym było to 750 tys. Wśród przyczyn tej sytuacji wymienia się nierównowagę między popytem a podażą, inflację i rosnące koszty budowy, do których przyczyniła się rosyjska agresja na Ukrainę. Według informacji portalu Middle East Eye tona żelaza budowlanego kosztuje nawet 15 tys. lir, podczas gdy w kwietniu ub.r. 6,1 tys. Mimo że wraz z początkiem 2022 r. płacę minimalną podniesiono o 50%, do 4253 lir, niewiele zarabiający pracownik musiałby przez ponad 31 lat przeznaczać całą swoją pensję, by pozwolić sobie na przeciętną nieruchomość w największym mieście kraju. I to przy założeniu, że ceny się nie podniosą, a inflacja stanie w miejscu. A nawet w najmniej rozwiniętych częściach kraju, np. w zdominowanych przez Kurdów miastach Diyarbakır i Şanlıurfa na południowym wschodzie, ceny mieszkań wzrosły o 111% w stosunku do zeszłego roku. Rosnące ceny wywołują też niezadowolenie z obecności w kraju licznych obcokrajowców. Według tureckich przepisów obywatelstwo może uzyskać osoba, która dokonuje znaczących inwestycji, takich jak zdeponowanie równowartości przynajmniej 500 tys. dol. w obcych walutach lub lirach w tureckich bankach albo nabycie nieruchomości wartej przynajmniej 250 tys. dol. Według portalu Sözcü w ostatnich dziewięciu latach, od kiedy wprowadzono te przepisy, znacząco wzrosła liczba domów sprzedawanych obcokrajowcom. W ciągu niecałej dekady sprzedano aż 293 tys. nieruchomości o łącznej wartości 41,3 mld dol. W tureckich mediach społecznościowych pojawiają się nawoływania, by ten proceder ukrócić. Jednak nie tylko inwestorzy są narażeni na gniew Turków. Sytuacja odbija się również na żyjących tu ponad 4 mln uchodźców, głównie z Syrii. Ich obecność także wpływa na rynek mieszkaniowy, gdyż część z nich decyduje się na wynajem, zwłaszcza jeśli podejmują pracę w miastach. Tureccy politycy nawołują więc do odesłania uchodźców do Syrii. Obiecuje to choćby lider CHP Kemal Kılıçdaroğlu, mówiący, że jeśli jego ugrupowanie zwycięży w przyszłorocznych wyborach, to w ciągu dwóch lat Syryjczycy wrócą do ojczyzny. Negatywnie o uchodźcach wypowiada się też Ümit Özdağ, lider Partii Zwycięstwa, który w listopadzie ub.r. ogłosił, że ma zamiar zebrać 10 mln podpisów pod petycją o odesłaniu do ojczyzn Syryjczyków i Afgańczyków. Te zapędy studzi obecny prezydent Recep Tayyip Erdoğan, według którego „nie zostaną oni nigdy wygnani”, a Turcja „nie wyda ich w ręce morderców”, odnosząc się w ten sposób do reżimu Baszara al-Asada, który przetrwał krwawą syryjską wojnę domową i kontroluje dzisiaj ok. 70% terytorium kraju. Podczas gdy politycy i zwykli obywatele szukają winnych dramatycznej sytuacji w kraju, oczy wielu zwracają się właśnie w kierunku Erdoğana. Według badań ośrodka MetroPOLL, w kwietniu aż 60% ankietowanych właśnie jego i Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) uznaje za głównych sprawców problemu. Ale tureckie władze widzą sprawę inaczej. – Pod koniec

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 21/2022

Kategorie: Świat