Niespodzianki byłego premiera

Niespodzianki byłego premiera

Jerzy Buzek obdarował Alicję Grześkowiak dodatkową emeryturą

7 listopada, kilka minut przed 19.00. Marek Wagner, szef Kancelarii Premiera, szybko kończy kolejne spotkanie. Jest zaproszony do TVN, musi być w telewizji na czas. „Może porozmawia pan z ministrem jak wróci?”, pyta sekretarka, widząc moją zrezygnowaną minę. „Wróci? A do której będzie pracował?” Sekretarka zagląda do gabinetu, patrzy na złożone na biurku dokumenty: „Pewnie tak jak ostatnio. Do dwunastej”.
Marek Wagner nie jest jedynym urzędnikiem Kancelarii Premiera pracującym po 16 godzin na dobę. Nowa ekipa nie ma innego wyboru.

Gdzie jest Kwiatkowski?

Nie wiadomo na przykład, kto pracuje w kancelarii, a kto nie. Część urzędników pracujących dla Buzka nagle zachorowała, część wzięła urlopy. Zniknął Krzysztof Kwiatkowski, swego czasu asystent premiera, ostatnio p.o. dyrektora. Czeka już na niego wymówienie, ale Kwiatkowski udał się na długą chorobę, więc nie wiadomo, jak i gdzie mu je wręczyć.
Jednak „choroba” Krzysztofa Kwiatkowskiego to małe piwo w porównaniu z innymi niespodziankami, m.in. zrodzonymi w Gospodarstwie Pomocniczym Kancelarii Premiera – komórce, w której zaczęli pracować w 1997 r. działacze Ligi Republikańskiej. GP to potężny organizm, zarządzający majątkiem kancelarii, w tym ośrodkami wypoczynkowymi. I oto okazuje się, że Gospodarstwo Pomocnicze nie płaciło podatku od nieruchomości gminie, na terenie której leży ośrodek w Łańsku. Dziś same odsetki od tego podatku wynoszą 150 tys. zł. Okazuje się również, że w ostatnim czasie wprowadzono aneksy do kontraktów podpisywanych z ludźmi pełniącymi kierownicze funkcje w GP. Aneksy zawierają zapisy o wielkich odszkodowaniach w przypadku rozwiązania umowy o pracę. I o sześciomiesięcznym (sic!) okresie wypowiedzenia.
Owe aneksy badają teraz prawnicy – bo warto odpowiedzieć na pytanie, czy pracodawca w ogóle miał prawo coś takiego podpisać.
Kolejnym zaskoczeniem jest ilość umów-zleceń, które zawierano w kancelarii. Na tę niespodziankę przygotował nową ekipę raport NIK – ostateczną jego wersję upubliczniono przed paroma dniami. W raporcie można przeczytać, że w Kancelarii Premiera zatrudniano studentów, by pisali ekspertyzy, m.in. dla Jerzego Buzka. Informowano również o tym, że umowy-zlecenia podpisywano z etatowymi pracownikami, i to na wykonanie prac, które leżały w zakresie ich obowiązków.
Raport NIK powstał po kontroli przeprowadzonej ponad rok temu. Przed kilkoma miesiącami jego wyniki przedstawiono ówczesnemu szefowi kancelarii – Maciejowi Musiałowi. Tymczasem, jak się okazuje, zalecenia inspektorów NIK, by usunąć nieprawidłowości i zaprzestać nagannych praktyk, były lekceważone.
„Musimy to sprawdzić. Ale po pobieżnym sprawdzeniu dokumentów wynika, że zalecenia NIK zlekceważono”, mówi jeden z nowych urzędników. „Dalej zatrudniano studentów. I dalej podpisywano umowy-zlecenia. Jakiś przykład? Proszę bardzo. Przygotowanie materiałów do wizyty premiera Buzka w Niemczech – 2,3 tys. zł. Przygotowanie wizyty premiera Hiszpanii w Polsce – 1,5 tys. zł. Obie umowy podpisano z pracownikami departamentu zagranicznego. A przecież te prace leżały w zakresie ich obowiązków służbowych”.
W Kancelarii Premiera zarządzono też inwentaryzację sprzętu informatycznego. Podobno nie bez przyczyny.

Emerytura dla Alicji Grześkowiak

Przeglądane są również ostatnie decyzje odchodzącej ekipy. Jedną z nich było „wrzucenie” do KBN pięciu odchodzących ministrów. 18 października, dzień przed dymisją, Jerzy Buzek przyznał specjalną, dodatkową emeryturę Alicji Grześkowiak. Jej wysokość to 1,8 tys. zł, a wypłacana ma być niezależnie od innych świadczeń oraz podlegać waloryzacji na ogólnie obowiązujących zasadach. Decyzję tę premier wydał na wniosek Michała Wojtczaka, sekretarza stanu w Kancelarii Premiera, posła AWS, szefa toruńskiej „Solidarności”. „Przyznanie pani prof. Alicji Grześkowiak wspomnianego na wstępie świadczenia będzie wyrazem uhonorowania jej wybitnych zasług dla kraju, Kościoła i Polaków za granicą”, czytamy w piśmie Wojtczaka.
Poza tym Jerzy Buzek do końca rozdysponowywał pieniądze z tzw. rezerwy ogólnej Rady Ministrów. W ten sposób przekazano pieniądze na remonty klasztoru w Supraślu i klasztorów w Wielkopolsce. Oraz 2,5 mln zł na Instytut Pamięci Narodowej.

Porządki Wagnera

Ale w ubiegłym tygodniu najwięcej mówiono o organizacyjnych zmianach i oszczędnościach, które zaordynował Marek Wagner. W pierwszym rzucie zmniejszył liczbę komórek organizacyjnych z 30 do 23. zlikwidował m.in. sekretariaty polityczne obsługujące wicepremierów, biuro byłego pełnomocnika ds. rodziny, a także Sekretariat Obsługi Gabinetu Politycznego Premiera („Gabinet Polityczny był tak liczny, że wymagał osobnej obsługi…”). Kolejnym krokiem było nadanie nowego statutu kancelarii. Na jego mocy polikwidowano kolejne departamenty, a niektóre z nich po prostu połączono. Dziś kancelaria liczy ich tylko 19.
Z Departamentu Komunikacji Społecznej oraz Departamentu Analiz Programowych utworzono Departament Monitoringu Społecznego i Analiz. A z dwóch biur – Administracyjno-Gospodarczego oraz Informatyki utworzono jedno – Biuro Obsługi.
Po co te zmiany? „Żeby uprościć procedury i zmniejszyć koszty”, odpowiadają w kancelarii. Po pierwsze, realne oszczędności przyniesie zmniejszenie liczby dyrektorów i wicedyrektorów, a co za tym idzie zmniejszenie wydatków na sekretarki, kierowców, samochody służbowe, całej obsługi zajmującej się kadrą kierowniczą. Nowe departamenty mają również być mniej liczne. „Jeżeli z dwóch departamentów tworzymy jeden, to w tym nowym pracować będzie nie więcej niż dwie trzecie dotychczasowego stanu osobowego”, mówi Wagner. Zaś pytany o wrażenia z pierwszych dni urzędowania na nowym stanowisku odpowiada: „Znałem kancelarię, bo pracowałem w niej ponad trzy lata, więc wydawało mi się, że nic nie jest w stanie mnie tu zaskoczyć. A jednak! Zaskoczyło mnie, że przy drzwiach do sekretariatu premiera nie ma klamki. I żeby tam się dostać, trzeba nacisnąć dzwonek. Dzwonek słyszy sekretarka, patrzy w monitor, kto stoi przy drzwiach i wpuszcza albo nie. Zapytałem, o co tu chodzi. Wytłumaczono mi, że była taka potrzeba, żeby ograniczyć liczbę studentów-asystentów wałęsających się stale po sekretariacie premiera i przeszkadzających w pracy”.

 

Wydanie: 2001, 46/2001

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy