Niewierzący niech będzie mądrzejszy – rozmowa z dr. Zdzisławem Słowikiem
Duchowni mogą mówić, co chcą, zwłaszcza że mówią słowami coraz odleglejszymi od oczekiwanych Dr Zdzisław Słowik – socjolog, wiceprezes Towarzystwa Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego, redaktor naczelny dwumiesięcznika „Res Humana”. Słyszałam opowieść pewnego księdza zaproszonego na spotkanie przez znajomych Żydów. Poszedł, a oni obchodzili swoje święto. Ksiądz był wzburzony: jak mogli ci mili skądinąd ludzie postawić go w tak niezręcznej sytuacji? Nie wiedział, jak się zachować, odczuwał dyskomfort. Pomyślałam: dlaczego nikt się nie przejmuje osobami niewierzącymi albo wyznającymi inną wiarę niż katolicka, gdy np. w miejscu pracy organizuje się im wigilię z opłatkiem i kapłanem albo wysyła je na mszę rozpoczynającą rok szkolny? Czy ateiści nie są gorzej traktowani? – Reakcja księdza była charakterystyczna dla ludzi jego profesji. Tak reagują, taką mają konstrukcję psychiczną. A jeśli chodzi o niewierzących, żyjąc w mniejszości, powinni być mądrzejsi i odporniejsi na to, co się dzieje wokół – znosić to, co ich spotyka, nie mówię, że w pokorze, ale racjonalnie. Przecież jedną z wartości niewiary jest racjonalizm, a więc racjonalnie trzeba się odnosić do rzeczywistości, w której istniejemy. Rafał Boguszewski, badacz i analityk z CBOS, opublikował w październiku 2013 r. komunikat z badań, prowadzonych od kwietnia do lipca 2013 r., na temat osób niewierzących, kim są oraz jakie uznają normy i wartości (ten tekst ukazał się w dwumiesięczniku „Res Humana” 2013, nr 6). Od końca lat 90. niezmiennie ponad 90% Polaków określa się jako wierzący, czyli niewierzący stanowią od 3% do 7% ankietowanych. Owszem, mało, ale to wyraźnie się zmienia, zwłaszcza od roku 2005. Maleje poziom zaangażowania Polaków w praktyki religijne, przybywa niewierzących i niepraktykujących zwłaszcza wśród najmłodszych – w grupie młodzieży od 18 do 24 lat odsetek osób raczej i zdecydowanie niewierzących wzrósł z 6,2 do 13,2, w miastach liczących ponad 500 tys. ludności – z 8,2 do 19,3; nawet wśród mieszkańców wsi z 1,2 do 2,9. Z 7,3% do 13,2% zwiększyła się grupa osób z wyższym wykształceniem, które zadeklarowały odejście od wiary. Ale kiedy się patrzy gołym okiem, zwłaszcza obserwuje relacje telewizyjne, odnosi się przeciwne wrażenie. – Profesjonalne badania socjologiczne wskazują, że zmiany, choć powolne, krok po kroku następują. Poza tym osoby odchodzące od religii nabierają przekonania, że nie muszą ukrywać swoich poglądów. Demokracja stworzyła im warunki do swobodnego demonstrowania postaw. Żadne przykre konsekwencje naszych przekonań nam dzisiaj nie grożą, przynajmniej w wymiarze prawa, bo towarzysko – to co innego. To dociera coraz silniej do ludzi niewierzących, podobnie zresztą jak przybywa odwagi osobom o odmiennej orientacji seksualnej, które wychodzą na ulice i manifestują. Ci drudzy są chyba znacznie odważniejsi. – Może i tak, ale tu wchodzą w grę inne czynniki – to bardziej złożony problem. W każdym razie demokracja – powtarzam – dała prawo do nieukrywania poglądów. Ale nie od razu trzeba je manifestować. Część niewierzących – a sam do nich należę – uważa, że wiara bądź jej brak to sprawa osobista, toteż nie traktuje swoich przekonań jako wartości na pokaz. Ma pan rację, ale właśnie chodzi o to, żeby światopogląd pozostał w sferze prywatnej, tymczasem religia wkracza do państwowej przestrzeni publicznej. I przymusza osobę niewierzącą do wejścia w obcą dla niej sferę sacrum. Wracając zaś do badań socjologicznych, czy nie zdarza się, że ludzie deklarują wiarę, bojąc się opinii środowiska? Przecież często wbrew sobie posyłają dzieci na lekcje religii, żeby oszczędzić im szykan, przyjmują księdza po kolędzie, bojąc się opinii sąsiadów. – Rzeczywiście presja bywa silna, zwłaszcza w małych miejscowościach, ale do tej większości i jej głosu trzeba się dostosować – biernością albo nawet uczestnictwem. Proces zmian i tak się toczy. Zmienia się stosunek wiernych do Kościoła jako instytucji, coraz częściej ludzie wybiórczo odnoszą się do prawd wiary. Wszystkie te procesy wywierać będą, jak sądzę, wpływ na dynamikę i charakter formacji osób niewierzących, a osoby te mogą się stać interesującym zwierciadłem przemian zachodzących wśród wiernych. Dlatego uważam, że Kościół coraz bardziej będzie się starał szukać kontaktu z niewierzącymi. Bo to daje mu nadzieję na trwanie lub przetrwanie. Wielkiej zmiany dokonał Sobór Watykański II. Po nim Kościół przestał traktować ateizm









