Władza powinna być skromniejsza

Władza powinna być skromniejsza

Fot. Jan Bogacz/TVP/East News. Warszawa, 17.06.2020. Wybory prezydenckie 2020. Debata wyborcza w TVP. N/z: Waldemar Witkowski

Ja do Unii Pracy wstąpiłem ze względu na wielkie nazwiska – Karola Modzelewskiego, Aleksandra Małachowskiego, Marka Pola… Waldemar Witkowski – przewodniczący Unii Pracy Wybory prezydenckie! Debata! Największą niespodzianką ostatnich kilku dni okazał się Waldemar Witkowski, przewodniczący Unii Pracy. To on, w opinii wielu dziennikarzy, wygrał debatę w TVP i został objawieniem finiszowych dni kampanii prezydenckiej. Za zwycięzcę debaty uznał go Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej”. Chwaliła Monika Olejnik. Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej” stwierdził z kolei: „Waldemar Witkowski bardzo ładnie mówi o uchodźcach i przypomina słowa Karola Modzelewskiego. Czasem lepiej przegrać, ale się nie ześwinić szczuciem”. „Objawił się lewicowy kandydat, Waldemar Witkowski” – to opinia Przemysława Szubartowicza. „Waldemar Witkowski, jeden z najstarszych kandydatów, mówi językiem młodych. Dziś jego słowa brzmią jak z innego świata. Za 10-15 lat w Polsce będą oczywistością – napisał Janusz Schwertner z Onetu, dodając: – Jezu, jak pięknie o uchodźcach mówi Pan Witkowski. Usłyszeć tyle dobrych słów na temat innych ludzi w TVP – szokujące doznanie”. „Witkowski w sprawie małżeństw homoseksualnych lepszy od Biedronia” – to z kolei ocena Renaty Grochal z „Newsweeka”. W pewnym sensie podobna do oceny ks. Kazimierza Sowy: „Uwaga dla wyborców Lewicy – macie fajnego lidera, a ponieważ nie jest to ani Biedroń, ani Zandberg, ani Czarzasty, dlatego wam gratuluję!”. Tylu miłych słów od dziennikarzy Witkowski pewnie wcześniej nie słyszał. Ale uczciwie na nie zapracował, prezentując się podczas środowej debaty. Niewiele zresztą brakowało, a Witkowskiego by tam nie było – jest bowiem jedynym (obok Rafała Trzaskowskiego) nowym kandydatem. Przy czym o ile Trzaskowski zastąpił Małgorzatę Kidawę-Błońską, zbierając w kilka dni 1,6 mln głosów poparcia, o tyle Witkowski uzupełniał głosy pod swoją kandydaturą z maja. I na pewno nie zalicza się do grona faworytów. Inny cel mu przyświeca. Jaki? Niech to sam powie. Dlaczego wysunął pan swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich? – A jaki jest potencjał polskiego społeczeństwa, jeśli chodzi o poglądy lewicowe? Na pewno ma je co piąty Polak, a może i co trzeci. A polscy socjaldemokraci, których bazą są pracobiorcy, spółdzielcy i inne osoby zrzeszone w partiach pozaparlamentarnych, odtrącone przez SLD w zeszłym roku, przed wyborami parlamentarnymi, uznali, że nie można stać z boku. Że jeżeli w debacie publicznej nie będzie ideowej socjaldemokracji, która nie walczy o stołki i pieniądze publiczne, to będzie bardzo źle. Dlatego w interesie tysięcy pracowników, którzy nie mogą w obecnej Polsce się odnaleźć, trzeba zrobić wszystko, żeby wystawić swojego kandydata. Po to, by sprawdzić, czy lewicowy program jest w stanie przekonać lewicowych wyborców, aby zagłosowali inaczej, niż chciałby Włodzimierz Czarzasty. No i próbujemy. I jak to się udaje? – Początki mieliśmy trudne. Zwłaszcza z zarejestrowaniem mojej kandydatury. Kłody pod nogi rzucano przez cały czas. Mała partia ma kłopot, żeby zebrać w terminie taką liczbę podpisów. – Pomagali nam spółdzielcy. Pomagali nam działkowcy. A na końcu włączyli się działacze SLD. Porozmawiajmy o debacie telewizyjnej. Był pan nadzwyczaj spokojny. – Lata pracy. Występuję publicznie od czasów studenckich. Jeszcze od czasów ZSP, a doszedłem do funkcji wiceprzewodniczącego Ogólnopolskiej Rady Młodych Pracowników Nauki. Zanim ta debata się zaczęła, już było ciekawie. Nie było tak, że weszliśmy wszyscy razem, wchodziło się po kolei. Ja razem z Andrzejem Dudą. W pewnym momencie siedziałem razem z nim w jednym pokoju. I dopiero po jakimś czasie zorientowano się, że dla mnie jest inne pomieszczenie. Ale jak byliśmy razem, rozmawialiśmy. I on mnie pytał, czy jestem zdenerwowany. – Nie – odparłem. – Nie jestem. To pan może być zdenerwowany. Bo to pan może stracić. Ja mogę tylko zyskać. Więc nie mam powodu, by się denerwować. Tak mu odpowiedziałem. A on, biedak, był taki zdenerwowany, spocony, z Bielanem siedzieli razem… Wiele w tej debacie nie wygrał. – A to dziwne. Bo podejrzewam, że znał pytania. A jak pan ocenia te pytania? – Były ułożone w taki sposób, żeby uderzyć w Trzaskowskiego. To każdy widział. Oczywiście spodziewałem się pytań bardziej merytorycznych, miałem taką nadzieję. A były, jakie były. Więc niczego sobie pan nie przygotował? – Regulamin przedstawiono nam taki, że nikt nie może wejść ze ściągą. Potraktowałem to poważnie. Ale inni…

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 26/2020

Kategorie: Wywiady