Nobel nie jest dla najlepszych

Nobel nie jest dla najlepszych

Krytycy niemieccy uważają, że nie wypada negatywnie oceniać literatury polskiej Rozmowa z Marcelem Reichem-Ranickim – najbardziej liczący się krytyk literacki w Niemczech. Przez pierwsze dziewięć lat swojego życia mieszkał w Polsce, potem wyjechał z rodzicami do Niemiec, skąd go deportowano z powrotem do Polski w 1938 r. Kilka lat spędził w getcie warszawskim, gdzie pisał recenzje muzyczne dla wychodzącej dwa razy w tygodniu gazety. Z getta udało mu się uciec. Od 1958 r. mieszka w Niemczech. Współpracował z „Die Zeit” i „Frankfurter Algemeine Zeitung”, prowadził również program literacki w telewizji ZDF. Jest autorem książek, m.in. autobiografii „Moje życie”, „Najpierw żyć, potem się bawić. O literaturze polskiej”. – Kilka lat temu w przeprowadzonym przeze mnie na prośbę redaktora Jerzego Giedroycia wywiadzie dla paryskiej „Kultury” powiedział pan, że pisze pan swą autobiografię. Czy sądził pan wtedy, że „Moje życie” może odnieść tak sensacyjny wręcz sukces? Kiedy rozmawialiśmy ostatnio, nakład wynosił ponad pół miliona egzemplarzy. – Teraz nakład w języku niemieckim wynosi już grubo ponad milion. Poza tym ukazuje się w 14 językach. Właśnie ukazały się wydania japońskie i koreańskie. – Skąd wziął się tak duży sukces w Niemczech? Czy pan mówi Niemcom coś, czego nie mogą dowiedzieć się z innych źródeł? – Najwyraźniej tak. Cała część o getcie warszawskim była dla nich zupełnie nowa. Również cała część o moich latach szkolnych w Berlinie. Ale niech pan mi nie każe na ten temat mówić. Ja nie chcę. Pan chce mnie zmusić, bym powiedział, że lepiej pisałem o tych sprawach niż inni. Nie wypada tak mówić. – Pytam tylko, czy w książce pokazuje pan coś dla Niemców nowego. – Najwyraźniej. Są tu różne motywy. To połączenie śmierci i miłości, obraz życia codziennego w czasach hitlerowskich. To wszystko było w pewnej mierze nowe. Jedynie tak można sobie to wytłumaczyć. Ale moim zadaniem nie jest mówienie na ten temat. – Wróćmy zatem do pana profesji krytyka literatury. Jak pan ocenia współczesną literaturę niemiecką? Czy jest ona tego samego lotu co np. klasyka niemiecka? Pytam, ponieważ często wypowiadał się pan bardzo krytycznie o współczesnych pisarzach niemieckich. – Nie ma wątpliwości, że literatury ostatnich 20 czy nawet 30 lat nie można porównać np. z literaturą Republiki Weimarskiej. W Republice Weimarskiej literatura była o wiele oryginalniejsza, powstały takie dzieła jak „Czarodziejska góra” Tomasza Manna, jak powieść Rotha „Marsz Radetzky’ego”, powstała świetna liryka: Rilke, Brecht, Benz, dramaty Horvatha i Brechta. Z tym wszystkim literatura ostatnich 20 lat nie daje się po prostu porównać. – Jak pan odebrał przyznanie Nagrody Nobla Günterowi Grassowi? Wcześniej wypowiadał się pan krytycznie również o nim. – W ogóle nie było to dla mnie zaskoczeniem. Ja się do tej nagrody w znacznej mierze przyczyniłem. Byłem pierwszym, który w telewizji niemieckiej publicznie domagał się Nobla dla Grassa. Powiedziałem, że już czas najwyższy, by dostał ją autor niemiecki, a jeśli ma ją dostać autor niemiecki, to na pierwszym miejscu Günter Grass. Nie ma wątpliwości. Nie widzę innego autora podobnego formatu i z podobnymi kwalifikacjami. – Czy Komitet Noblowski zgłasza się do pana, czy pan sam wysuwa propozycje? – Nie, nie. To było dawniej. Królewska Akademia Szwedzka bezpośrednio poprosiła mnie o propozycję. To było w latach 60., chyba jeszcze w 70. Ale potem przestali mnie pytać. Z pięć razy im proponowałem, a jeden raz zgodzili się ze mną. To był Böll. A jeśli chodzi o Grassa, to w ogóle mnie nie pytali. Najwięcej poza literaturą niemiecką pisałem o literaturze amerykańskiej, która mnie szczególnie interesowała. Literatura amerykańska od lat 20-30 ma znakomitych pisarzy, takich jak Philip Roth i John Updike, którzy obydwaj zasłużyli na Nobla. I bardzo byłbym rad, gdyby Philip Roth dostał w tym roku Nobla. Updike’a proponowałem już 15 lat temu, ale nie udało się. Proponowałem też innych, ale nikt z nich nie dostał z wyjątkiem Bölla. Proponowałem także Frischa, Dürrenmatta i Grahama Greena, jednak nie udało mi się. – Sądzi pan, że Komitet Noblowski ma też „wpadki”, podejmując decyzje, które, zdaniem pana, nie są trafne? – Tak, przeważnie. Ale, proszę pana,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Wywiady