Ślązacy są Ślązakami – rozmowa z dr hab. Zbigniewem Kadłubkiem

Ślązacy są Ślązakami – rozmowa z dr hab. Zbigniewem Kadłubkiem

Gdzie jest teraz Górny Śląsk? Tam, gdzie się mówi po śląsku, można rzec, tam, „kaj sie godo”

dr hab. Zbigniew Kadłubek – profesor Uniwersytetu Śląskiego, kierownik Katedry Literatury Porównawczej na tej uczelni, filolog klasyczny, tłumacz, literaturoznawca i badacz śląskości. Ostatnio opublikował zbiór esejów pisanych po śląsku „Listy z Rzymu”. Jest autorem śląskiego przekładu tragedii Ajschylosa „Prometeusz w okowach” („Prometojs przibity”), który ukazał się w serii „Canon Silesiae – Ślŏnskŏ Bibliŏtyka”.

Twierdzi pan, że rozmowa o śląskości jest męcząca. Dlaczego?
– Bo najpierw jest problem ze zdefiniowaniem przedmiotu rozmowy. Co to jest Śląsk? Może chodzi o Górny Śląsk? Te terminy są używane zamiennie. Spory o Śląsk bywają często debatami nad nazwą, słowem, jakimiś przymiotnikami. Renesansowy humanista francuski Joseph Scaliger mówił: „Wszelkie spory religijne biorą się z ignorancji filologicznej”. Tak samo większość kłótni o Śląsk to nieszczęsne debaty ignorantów, którzy nie chcą niczego słyszeć ani o historii, ani o duszy, ani o sztuce. Już nie wspomnę o wysiłku intelektualnym, jakim jest rozumienie śląskiej obcości i wychodzenie ku niej.

O czym będziemy zatem mówić?
– Gdy pyta pan o Śląsk, myślę o Górnym Śląsku, kolorowym regionie transgranicznym, który wykracza poza granice województwa śląskiego, jakkolwiek w całości tego województwa nie wypełnia, ponieważ na jego terenie znajduje się choćby Zagłębie. Zresztą kto wie, czy ta siła odrębnego głosu Zagłębia nie ufundowała nam najnowszej debaty o śląskiej tożsamości?

Męczące rozmowy o Śląsku

Z perspektywy mieszkańców centralnej czy północnej Polski rozgraniczenie Śląska i Zagłębia jest niezrozumiałe.
– Nie jest zrozumiałe, ale widoczne dla kogoś, kto choć trochę patrzy wokół, choćby na architekturę. A mnie się podoba bliskość zagłębiowska. Spotkanie z innością Zagłębia – tego dawnego, żydowsko-polsko-rosyjskiego, i tego dzisiejszego, poprzemysłowego – wymuszało na Górnoślązakach, chorzowianach, katowiczanach, naglącą potrzebę odpowiedzi na pytanie, kim są. Miasta interioru śląskiego, które nie doświadczały czegoś podobnego, np. Rybnik, nie potrafią stworzyć nowoczesnej tożsamości.
Warszawiacy mówią, że jadą na Śląsk, a przyjeżdżają do Sosnowca lub do Katowic. Dla nich to bez różnicy. I tu kopalnie, i tam kopalnie. Jadą w miejsce, gdzie się kończą lasy sosnowe i zaczyna zagęszczona zabudowa. Wjeżdżają do jakiegoś cuchnącego Chicago z brudnymi magazynami, jarzeniowym światłem i hałasem. Pan mówi o warszawiakach, którzy nie rozróżniają tych wyobrażonych granic śląsko-zagłębiowskich. Reiner Stach, autor biografii Franza Kafki, gdy pisze o jego ostatniej dziewczynie, Dorze Diamant, twierdzi, że pochodziła z górnośląskiego Będzina. A gdzie jest Górny Śląsk? Tam, gdzie są Górnoślązacy: w Opolu, w Katowicach, w Cieszynie, Czeskim Cieszynie i dalej.

Mieszkaniec Cieszyna i Czeskiego Cieszyna czuje się „stela” i mówi o sobie jako o obywatelu Śląska Cieszyńskiego…
– …czyli Śląska Austriackiego, tej części Górnego Śląska, której w XVIII w. nie wziął sobie Fryderyk Wielki. Na Śląsku Cieszyńskim oświeceniowe idee, industrializacja wprowadzane były inaczej i dlatego są tam innego typu Ślązacy, inaczej się identyfikujący. Jednak historycznie i geograficznie to część Górnego Śląska. Właśnie dlatego rozmowy o Śląsku są takie męczące. Nawet nie wiemy, gdzie on jest. Wiele osób połamało sobie zęby na próbach geograficznego wyrysowania granic Górnego Śląska, choć ich wytyczenie nie jest niemożliwe. Przesuwanie się granicznych słupków państwowych na Górnym Śląsku dokonywało się jak na przyśpieszonym podglądzie filmu. A gdzie teraz jest Górny Śląsk? Tam, gdzie się mówi po śląsku, można by powiedzieć, tam, „kaj sie godo”.

Czym więc powinna być śląska tradycja?
– Nie wiem, czy tylko śląska. Każda tradycja. Tradycja nie jest dobra, gdy nie jest ustawicznie odnawiana. Szkodzi, gdy nie pozwala myśleć perspektywicznie, a to często się zdarza także na Górnym Śląsku. Tradycja musi być transfuzją przeszłości w teraźniejszość, musi poruszać się, krążyć w żyłach i być żywa.

To znaczy?
– Tradycja powinna służyć oswajaniu Innego i Obcego, czyli Zapomnianego. Jest nam raczej zadana niż dana. Taka tradycja, która jest zadaniem, mogłaby się przyczynić do tego, że ci, którzy nie są Górnoślązakami, ale mieszkają na Śląsku, mieliby szansę poczuć się z nami dobrze, dzielić z nami wspólną tożsamość. Sami jednak też musieliby się umieścić w nowym śląskim kontekście i przemyśleć to. Tradycją nie wolno bić po głowie. Jeśli śląskość miałaby produkować wrogość, to bez sensu, porzućmy ją od razu. Na razie jest jednak odwrotnie – Górnoślązacy dostają po głowie polską tradycją.

Aby język śląski…

Język śląski długo był zwalczany.
– Był zwalczany po II wojnie światowej przez niedouczonych nauczycieli, przywożonych przez polskie władze na Górny Śląsk i mających krzewić polskość. Zwalczany jako odmiana niemieckiego. Tak samo jak w czasach pruskich śląski był zwalczany w szkołach jako odmiana polskiego… Z powodu opresji pruskiej i polskiej język śląski okrzepł i stał się mową. A od początku lat 90. mową uszanowaną. Dzisiejsze dławienie tej mowy jest dla mnie niezrozumiałe. Przypisywanie czemuś tak delikatnemu jak mowa brutalnego aspektu politycznego to powrót do dawnych czasów. Dziwi mnie jednak nie tylko sekowanie śląszczyzny – już sama niechęć do niej jest niepojęta. Być może jesteśmy świadkami wielkiego kulturowo wydarzenia: w sercu Europy tworzy się mały słowiański język. A część naukowców i polityków podchodzi do tego nie tylko z dystansem, ale i z nieskrywaną wrogością. Językowy apartheid nie wróży niczego dobrego.

Z powodu oskarżeń o „proniemieckość”?
– Z powodu ignorancji. Śląski to język słowiański, żaden tam niemiecki. Być może jesteśmy świadkami powstawania języka, który jest w drodze, czymś między poszukiwaniem tożsamości a tęsknotą za wielokulturową przeszłością. Dlatego czasem piszę po śląsku.

Dlaczego właśnie teraz doszło do kłótni o Śląsk?
– Te kłótnie toczą się od dziesięcioleci, teraz je tylko lepiej słychać. Debata na temat istoty śląskości, czy raczej górnośląskości, rozpoczęła się na uniwersytetach w latach 90. Obserwowałem to osobiście i nie bez emocji. Na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego debata miała przedziwny i jednocześnie twórczy przebieg. Przejmujące były wystąpienia naukowców, którzy mówili, że noszą w sobie swój wewnętrzny drugi język. Miało to wpływ na sposób widzenia świata i rozumienia siebie. Na to, jak czytamy lektury, jak uczymy, jak żyjemy, jakimi jesteśmy ludźmi. Odkrywanie tożsamości ma przecież konsekwencje etyczne, moralne. Chodzi o autentyczność, prawdziwość, człowieczeństwo, a nie o politykę i administrowanie czymkolwiek. Nikt nie ma pojęcia, jak przykro jest Ślązakom, gdy politycznie wulgaryzuje się ich sprawy.

W środowisku uniwersyteckim odkrywanie własnej tożsamości rzutowało na lektury i na ich odbiór. W jaki sposób?
– Ten wybuch zapoczątkował zmarły prof. Stefan Szymutko książką „Nagrobek ciotki Cili”, dla wielu z nas była to lektura wstrząsająca, bo pokazywała odkrywanie tożsamości na podstawie lektur filozoficznych czy polonistycznych. Ważne stały się inne książki, m.in. prof. Aleksandra Nawareckiego czy Kazimierza Kutza. Czy wreszcie „Myśleć Śląsk” wspólnego autorstwa prof. Aleksandry Kunce i mojego. Wszystkie miały dobry odbiór, m.in. w środowiskach związanych z mniejszościami w Polsce. Czytali je także posłowie.

Ma pan na myśli mniejszość śląską?
– Dzisiaj liczy się wygoda, a bycie mniejszością nie jest wygodne. Każda mniejszość godzi się na dyskomfort. Gdy ktoś deklaruje przynależność do mniejszości, to znaczy, że może jest odważny, może zdesperowany, a może po prostu uczciwy. Warto wziąć to pod uwagę, gdy tyle nieprzyjemnych rzeczy opowiada się o Ślązakach. Kiedy milion ludzi mówi jednym głosem, a drugi milion jeszcze nie ma odwagi tego powiedzieć, lecz tylko czeka, by wykrzyczeć z siebie śląskość, warto się tym przejąć. Jeśli ktoś mówi: „Jestem Ślązakiem”, „Jestem częścią tej mniejszości etnicznej”, to nie wypowiada lojalności państwu polskiemu, nadal płaci podatki, ma polski paszport i szanuje polskość jako państwowość. Wraca tu motyw ignorancji. Ustrój Unii Europejskiej zbudowany jest na tożsamościach regionalnych, takich jak śląska. Po II wojnie światowej wymyślano Unię właśnie w ten sposób, w sposób regionalny. Sam Robert Schuman rozumiał to najlepiej jako Lotaryńczyk.

Tożsamość tak, głupota nie

Ślązacy postrzegani są wciąż jako ci, którzy chcą być częścią Niemiec.
– Straszna bzdura. Miałem kiedyś spotkanie z nauczycielami regionalistami z Lublina, którzy zapytali mnie, czy Górny Śląsk przyłączy się do Niemiec. W jaki sposób? Po co? Kto tego chce? Jak miałoby to się odbyć? Górny Śląsk nawet nie graniczy dzisiaj z Niemcami. Jeśli popatrzymy na mapę, to zobaczymy, że najwyżej może się przyłączyć do Czech (zresztą Ślązacy w Czechach mogą zgodnie z konstytucją być Ślązakami). Te lęki wciąż są podsycane. Szkodzi to polskiemu państwu. Kształtująca się tożsamość dzisiejszych Górnoślązaków nie ma nic wspólnego z chęcią stania się częścią Niemiec. Niemieckość to jeden z wielu elementów tożsamości śląskiej, ale poza tym Ślązacy są Ślązakami.

Dla wielu ludzi język śląski to po prostu zniekształcony niemiecki.
– Każdy słyszy, co chce. Jak wspomniałem, śląski jest językiem słowiańskim. Gdy tłumaczyłem na śląski Ajschylosa, najczęściej sięgałem do rosyjskiego, gdy brakowało mi śląskich słów. Śląski to wciąż język bardziej mówiony, bo nie jest jeszcze na tyle ukształtowany, by można w nim było prowadzić wykłady. Ale to nie jest mowa plebejska ani żargon robotniczy.

Co z tym robić? Tłumaczyć polskie teksty na śląski?
– Dałoby się, ale po co? Prawie 100% Ślązaków rozumie i czyta po polsku. Nie przesadzajmy. Śląski to rodzący się język regionalny o małym zasięgu, który może być ciekawy dla naukowców, badaczy etnologów, antropologów, socjolingwistów, może być pewnym narzędziem komunikacyjnym, ale unikajmy fanatyzmu. Zresztą śląski określany bywa jako dialekt, a nie jako język, i ja to akceptuję. Nie zapominajmy też, że śląski to źródło starych polskich słów i tak samo słów niemieckich, które dawno już nie są używane. Śląski to po prostu ogromna wartość dla kultury polskiej.

Ślązacy postrzegają się jako grupa wielokulturowa?
– Nie zawsze. Dzisiaj zresztą trudno mówić o wielokulturowości na Górnym Śląsku. Oddychamy tą wielokulturową przeszłością, na niej się konstytuujemy jako Górnoślązacy, ale nasza rzeczywistość jest inna, poprzemysłowa, zglajchszaltowana. Dzisiejsi Górnośląscy mają mnóstwo kompleksów. Jest taka fraza Kazimierza Kutza: „Ślązak to jest taki »wice-Żyd«”. Czyli ktoś poszukujący w Polsce zrozumienia, akceptacji, domagający się od innych dostrzeżenia go. Ale też ktoś, komu Polacy potrafią zrobić coś przykrego. O, tu jest o czym myśleć, gdy się porówna Górnoślązaka i Żyda.

Jestem „z drugiej strony rzeki”. Mój kolega chciał się spotykać z mieszkanką Tychów, jednak ojciec zabronił tego dziewczynie, używając argumentu, że chłopak jest Zagłębiakiem. Czy to nie jest jednostronne patrzenie, że Ślązacy nie są rozumiani przez większość i dlatego są tacy biedni?
– Każda mniejszość ma pewną obsesję, a z niej wynika brak tolerancji. Ale te obsesje nie biorą się znikąd. Wszystkie mitologie związane z rzeką dzielącą Katowice od Sosnowca są przekleństwem. Żadna granica nie jest dobra, tym bardziej historyczna. Jednocześnie nie ma niczego lepszego od granicy, bo każda kusi i zaprasza, by ją przekroczyć.

Ale co z tym poczuciem odrzucenia?
– Ślązacy nie są bez winy, sami się plączą nieraz w wyjaśnianiu swojej obecności, ale różnych form wykluczenia niestety doznają z zewnątrz, od polskiego państwa, jeśli bierzemy pod uwagę obecną sytuację.

Trzeba integrować „dwie strony rzeki”?
– Rozumiem, że chodzi o metaforyczne znaczenie dwóch brzegów Przemszy. Ta przemszańska rywalizacja może być czymś fantastycznym. Jak się jest taką potężną aglomeracją po obu stronach rzeki, to można naprawdę dużo zrobić. Tożsamość tak, głupota nie.

Jak znosić wzajemne animozje?
– Nie ma animozji, są tylko anegdoty, które się opowiada z uśmiechem na twarzy. Co nie znaczy, że nie trzeba obu brzegów edukować obywatelsko i regionalnie. Kiedyś w eseju „Gołębie i Zagłębie” zarysowałem cechy tożsamości śląskiej oraz zagłębiowskiej. Jedni chcieli mnie zabić, drudzy zapraszali, by pokazywać różne ciekawe miejsca na obu brzegach rzeki, i byli szczęśliwi, że da się gościnnie przemierzyć te dwie strony. Szybko się okazało, że gościnność jest bezbrzeżna. Ludzie znad Przemszy niech się zaprezentują jako umiejący cenić różnicę i szansę we wspólnej sile. To dopiero będzie!

Wysiłek bycia Ślązakiem

Kiedyś mówienie po śląsku było stygmatyzujące, a jak jest dzisiaj?
– Dawniej ukrywanie śląskości wynikało z pewnego rodzaju wstydu. Teraz już chyba nie chodzi o wstyd. Raczej o to, że w konsumpcyjnym i wygodnym świecie niewielu ludzi akceptuje dyskomfort bycia mniejszością dziwnie wymawiającą samogłoski. Ludzie się unifikują, bo chcą mieć spokój. Wolą prostsze rozwiązania niż obstawanie przy swojej tożsamości i heroizmie lokalnym. To jest jednak wysiłek, żeby być Ślązakiem i mówić swoim głosem, w swojej mowie. Wysiłkiem w ogóle jest bycie świadomym obywatelem.

Skąd się bierze sukces Ruchu Autonomii Śląska?
– RAŚ jest partią polityczną i ma cele polityczne. Niektóre należą do sfery wyobrażeń o społeczeństwie obywatelskim i o regionie. Stąd sukces RAŚ. Gdy słabną powiaty i wszystko się centralizuje, ludzie – nie tylko na Śląsku – coraz lepiej zdają sobie sprawę, że region, lokalność ma sens. RAŚ mówi o pewnej administracyjnej autonomii, powrocie do przeszłości, co może wydawać się utopią. Ale z drugiej strony warto sobie zdać sprawę, że 30-, 40-latkowie to ludzie rozczarowani. W całej Europie.

Jest w tym jakieś niebezpieczeństwo?
– RAŚ ma swój program, który może się wydawać po prostu atrakcyjny. Żadnego zagrożenia nie widzę. Raz partia przegrywa, a raz wygrywa.

Widać jednak zainteresowanie Górnym Śląskiem, chociażby w Warszawie.
– Odnoszę wrażenie, że w Warszawie i w wielu miejscach w Polsce panuje rodzaj mody na śląskość. Sympatyczni ludzie patrzą na Śląsk bez uprzedzeń. Interesuje ich śląska odmienność, literatura, sztuka, muzyka. Najgorzej zachowują się „opiekunowie” śląscy, tutejsi urzędnicy, którzy trwają przy ideologiach i doktrynach sprzed dziesiątków lat. Skąd oni się biorą? Politycy powinni nastawić ucho na kulturę na Śląsku. Niczego nie słysząc, popełniają błędy.

Czyli jednak przekonamy do Śląska bez polityki?
– Posłowie tej ziemi powinni być posłami stąd. Inaczej zapominają często, kogo reprezentują. W Katowicach i Siemianowicach, a także w Raciborzu i Żorach są inne potrzeby niż w Lublinie, Gdańsku czy we Wrocławiu. I to trzeba uwzględnić. Gdy RAŚ mówi o autonomii, powiedziałbym, że mówi właśnie o tym. O różnicy potrzeb i oczekiwań. Zresztą idea obywatela zakłada jego autonomiczność w sądach i w głosowaniu. Autonomia i samorządność są tym samym pojęciem, tylko że to pierwsze wywodzi się z greki, a drugie jest rdzennie polskie. Samorządność w RP należy wspierać w każdej formie. A centralni politycy powinni ją szanować. Wtedy nikt nie będzie mówił o autonomii jak o demonologii, o odrywaniu Śląska i przyłączaniu do Księżyca. Na takie brednie nie będzie miejsca.

Można rozkochać Polaków w Śląsku?
– Polacy już się w Górnym Śląsku zakochali. Trzeba tylko tę miłość czasem podtrzymywać. Oswajać się ze sobą, pokazywać się bez szminki. A może nawet trochę poukrywać to zakochanie przed politykami. Niech się zdziwią. Górny Śląsk to dzisiaj świat nowoczesnych, wykształconych obywateli państwa polskiego, świetnych zawodowo, ambitnych, twórczych i niezależnych. Potencjał, którego można tylko pozazdrościć. Korporacje wolą stawiać swoje hale w Katowicach niż na odludziu, dokąd trzeba będzie wszystko przywieźć, łącznie ze specjalistami. Energii śląskiej nie trzeba reklamować. Dużo jest na Śląsku tego świecenia, które zaprasza.

Wydanie: 07/2014, 2014

Kategorie: Wywiady

Komentarze

  1. Anonimowy
    Anonimowy 17 lutego, 2014, 11:23

    Bardzo dobre, Panie Profesorze, przy czym godka ślonzko już była tępiona
    w szkołach w okresie między wojennym, nie wspominając o wcześniejszych
    eksperymentach.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonimowy
    Anonimowy 11 marca, 2014, 13:01

    Myślę,że się pan myli .RAŚ nie jest jeszcze partią polityczny.

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonimowy
    Anonimowy 12 marca, 2014, 14:21

    Znakomita wypowiedź na śląskie tematy – jedna z najlepszych, jakie pojawiły się kiedykolwiek!Pozwolę sobie tyko dodać, że śląskie doświadczenie samorządności sięga XIV w. i w zasadzie do wybuchu II W.Ś. było nieprzerwane.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Anonimowy
    Anonimowy 12 marca, 2014, 21:06

    Kto to jest Zbigniew kadłubek ? O tym można się dowiedzieć czytając jego książki zwłaszcza
    “Listy z Rzymu” pisanej niby po śląsku, co jednak z żadną z kilkunastu gwar śląskich nie ma nic wspólnego, Sam Kadłubek na wstępie się do tego przyznaje.
    Kilka cytatów z tej książki:
    Str. 38, 11 wiersz od dołu
    Cytat: „Wybrołżech jynzyk „obecny” za kerym stoi wojsko, fana, urzyndy” Komentarz: Na Śląsku w latach 1939-1945 panował język za którym stało Gestapo i Polizei i fana z hakekreutzem Pełno było napisów:„polnisch streng veboten”. Dla dr Z. Kadłubka pracownika poslkiego uniwersytetu język polski to „jynzyk obecny”, czyli tymczasowy.
    Str. 69, 12 wiersz od dołu
    Cytat:„Poloki zaczyni wierzyć w gupoty o Ślonsku, kere sami wymyślili. -” ….. „że ktoś kaś nazwoł nos Ślonzoków, kolaborantami. I chciół nas obrazić. O Chciół bardzo! A niy obraził! Bo jo żech już downo niy słyszołtak słodkiego komplementu o Ślązokach!” ” Ni ma chyba lepszego określenio Ślonzoków jak COLLABORANTES. Jestech kolaborantym, byda zawsze kolaborantym.”

    Str. 71
    Cytat: „A wiyż chyba bych sie lepij czuł w Ameryce. W kożdyj z Ameryk. Żodyn by mi niy wytykoł moich tynsknot, koloru oczów, dziadka w wermachcie. W Ekwadorze dużo ludzi miało w wermachcie. I co z tego. Ni ma tam takij wrogości mjyndzy ludziami jak w Polsce.

    Str. 71
    Cytat: „Kaj som te uczynki przesiadujoncych w kościołach polskich chrzescijan? Co to je za wiara, z keryj je yno tela zgorszynio i tela nienawiści? Co to je za wiara, kero je prziczynom niyustannego wykluczenio, wyciepywanio pogardzanio? W imie tradycji wyciepywanio wypyndzanio tu sie wjerzy! (Ślązoki coś o tym wiedzom jako kolaboranci) Któżby sie niey zgodziił, jak sie paczi na tych dzisiejszych pobożnych Poloków, z tym zdaniym ksionżki Krew świyntego Januarego Sandora Maraiego kere wypowiado pewiyn sprzedawca gemm:”Poloki niy poradzom zbawić świata”?……….. O takigo Boga czynów w polskim chrzescijasństwie niy chodzi”
    Str. 39, 1 wiersz od góry
    Cytat:„…….., kero została tak fatalnie i tak boleśnie zachwiono przez wypyndzynia , przez pogarda przibyszów, nienawiś do ślonskigo kosmosu, i ślonskigi genius loci …. „

    str. 87 pisze:
    Cytat:„”Ja chciołbych być we Fuldzie- abo kajkolwiek indzij. Niy chciolbych być na Ślonsku- . …. U wos była wjosna. Tam na Hesji. …… jak chciołbych być we Fuldzie! „in Fulda blüht es überall herrlich -”

    Cytat: „Ślązakami/Slezakami są ci, którzy się za takich uważają, a mieszkają np. w Haju ve Slezsku niedaleko Opawy. Ślązakami są ci, którzy mieszkają w Bazylei, Würzburgu, Dortmundzie, Fuldzie, a ze Śląska – zarówno z Dolnego, jak i Górnego Śląska – zostali wypędzeni lub wyproszeni po drugiej wojnie światowej – i także później”

    Jeżeli do tego doda się to co Z. Kadłubek wypisuje w książce „Myśleć Śląsk” na temat jego tęsknoty za niemieckimi nazwami miejscowości i wielkie uwielbienie Z. Kadłubka dla Jorga z Ornontowic który ochotniczo wstąpił do zbrodniczego Wermchtu i z własnej woli przyrzekał dozgonną wierność Adolfowi Hitlerowi to sprawa jest jasna.

    Autonomia Śląska i ruch jaki zwolennicy autonomii organizuję to budzi grozę jak to porównać z tym co to dzieje się na Krymie,.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • abfc
      abfc 1 października, 2015, 12:30

      Bardzo dziękuję za te wszystkie cytaty, świetna zachęta, już nie mogę się doczekać – dziś wieczorem z przyjemnością sięgnę po „Listy z Rzymu” 🙂

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Wagabunda
      Wagabunda 2 października, 2015, 00:50

      Nie pierwszy raz łapańce próbują zohydzić autonomię Śląska. Można by rzec, ich ograniczenie i totalna ignorancja budzi grozę. Ale prawdę mówiąc budzi tylko żałosne współczucie. No gupi ludzie.

      Odpowiedz na ten komentarz
    • Rudolf Paciok.
      Rudolf Paciok. 3 października, 2015, 04:34

      Pan profesor wzmiankuje rakze o Warszawiakach zainteresowanych Gornym Slaskiem. Dysponuje w tym temacie konkretami dostepnymi m.i. pod http://www.paciok.pl Kliknac na grzbiet ksiazki poz. 6 i – ze spisu tresci wybrac rozdzialy – PSTRYCZEK W NOS str. 58 – NAROD (WY) BRANY str.65 – TROJCA SW, – CZY CO? str.68 – MINELO TROCHE CZASU I -OTOstr.78 – KOLEJNY PUZELEK str. 80 W ostatnim rozdziale jest o TOWARZYSTWIE PRZYJACIOL SLASKA W WARSZAWIE (ktorego takze bylem wspolzalozycielem). Skupia ono towarzystwo glownie prawnikow, artystow i politykow pochodzacych ze Slaska kub sympatyzujacych z tym regionem. Zatem – same elity. Mieszkajacy w Warszawie od lat byli budowniczowie HUTY WARSZAWA, METRA, MOSTOW . tez probowali na poczatku zasilic TPSl. Nie wyszlo, bo robotnicy pomiedzy elitami poczuli sie jak – w poczekalni dworcowej, gdzie – tym samym pciagiem odjezdzaja codziennie ci sami pasazerowie, ale znaja sie tylko z widzenia. Stan aktualny – TOWARZYSTWO JEST ELITARNE, GDZIE ANI RAZU NIE USLYSZALEM SLAKIEJ GODKI. Przepraszam za szczerosc wypowiedzi i za szczypte autoreklamy, bo – po prawdzie, to temat poruszony przez p. prof. jest rozproszony na wszystkie tytuly pokazanych pod tym adresem ksiazek.

      Odpowiedz na ten komentarz
  5. Ślónzok
    Ślónzok 29 sierpnia, 2014, 20:25

    Ślónsk to równiyż Wrocław, Jelenia Góra, Żagań cało czynść Dolno Ślónsko tak samo jak Górno pamiyntejmy uo tym.

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. Anonim
    Anonim 1 października, 2015, 12:51

    @Anonimowy – Krym to nom Ślonzokom zrobiono w 1921r podczas plebiscytu . Putin yno wzion z tego przykład .

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. Antek
    Antek 2 listopada, 2015, 20:11

    Urodziłem się przed wojną, a więc mam już swoje lata. Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. A tu dziwna sprawa. W czasach PRL nie miałem problemów z polskością, będąc Górnoślązakiem, ponieważ jestem człowiekiem apolitycznym. W obecnej rzeczywistości nieznośnie upolitycznionej, jako Górnoślązak coraz bardziej „odpływam” od współczesnej Polski.

    Odpowiedz na ten komentarz
  8. Jorguś
    Jorguś 26 lipca, 2017, 12:49

    Bez brutalnej aneksji Śląska przez Polaków, nie byłoby tej całej gadki o Śląskości, Gdyby nie to i II wojna światowa Śląsk dalej był by w granicach Niemiec i miałby się dobrze a na pewno lepiej niż teraz. A Polacy i tak by tu mieszkali bo za robotą by tu przyjeżdżali – tak ja to robią cały czas. I język posko-śląski by dalej kwitł wśród robotników bo elity i tak po niemiecku by mówiły.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy