W grę wchodziły zbyt wielkie pieniądze i przyszłość niemieckiej gospodarki, którą napędzać ma energia z opalanych gazem elektrowni Strategia Zachodu wobec Ukrainy opiera się na osobliwej iluzji, że Kijów opuści orbitę Moskwy. Oraz że Rosja pokryje koszty tego procesu. Anatol Lieven, „International Herald Tribune”, 2006 r. 21 lipca br. nie stało się nic nadzwyczajnego. Nic, czego nie dałoby się przewidzieć. Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden oraz kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Angela Merkel osiągnęli porozumienie kończące spór obu państw dotyczący budowy gazociągu Nord Stream 2. Decyzji tej nie konsultowano z Kijowem ani z Warszawą. Dziś nic już nie stoi na przeszkodzie, by rosyjski gaz popłynął tą trasą do Europy. Stało się tak, gdyż w grę wchodziły zbyt wielkie pieniądze i przyszłość niemieckiej gospodarki, którą w najbliższych dekadach napędzać ma energia elektryczna pochodząca z opalanych gazem elektrowni. W zamian za rezygnację Amerykanów z nowych sankcji Berlin ma wesprzeć kwotą 175 mln dol. inwestycje związane z szacowanym na miliard dolarów programem transformacji ukraińskiej energetyki. Oraz poprzeć wprowadzenie nowych sankcji przeciw Moskwie, gdyby ta w przyszłości sięgnęła po surowce energetyczne jako broń lub dokonała dalszych aktów agresji przeciw Ukrainie. Niemcy mają też dołożyć starań, by doprowadzić do przedłużenia – na okres do 10 lat – wygasającej w 2024 r. umowy Ukrainy z Rosją o tranzycie gazu. Obecnie Ukraina otrzymuje od Gazpromu, z tytułu opłat tranzytowych, od 1,5 do 3 mld dol. rocznie. Umowa ma charakter ogólny i deklaratywny. Kanclerz Merkel po wrześniowych wyborach do Bundestagu kończy karierę polityczną i nie będzie się ubiegała o kolejne funkcje polityczne, więc to na jej następcach spocznie ewentualna realizacja porozumienia. Polska dyplomacja zareagowała oburzeniem. W opublikowanym tego samego dnia wspólnym komunikacie ministrów spraw zagranicznych Ukrainy i Polski, Dmytra Kułeby i Zbigniewa Raua, napisano, że decyzja o rezygnacji z wstrzymania budowy gazociągu Nord Stream 2 „stworzyła zagrożenie dla Ukrainy i Europy Środkowej w wymiarach politycznym, militarnym i energetycznym, jednocześnie wzmacniając potencjał Rosji do destabilizacji sytuacji bezpieczeństwa w Europie”. Ministrowie zadeklarowali, że oba państwa będą się przeciwstawiać gazociągowi „do czasu wypracowania rozwiązań kryzysu bezpieczeństwa przezeń wywołanego”. Polscy i ukraińscy politycy i dziennikarze uznali umowę za sukces Kremla i w najlepszym razie za przykład lekceważenia sojuszników. W najgorszym – za zdradę i nowy pakt Ribbentrop-Mołotow. Bez wątpienia porozumienie prezydenta Bidena i kanclerz Merkel po raz kolejny wskazuje, jak nikczemne miejsce w polityce międzynarodowej zajmują Kijów i Warszawa. I trzeba przyznać, że oba kraje solidnie na to zapracowały. Czy Amerykanie lubią jeszcze Ukrainę? Urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych i Partia Demokratyczna mają wiele powodów, by nie przepadać za kijowskimi politykami. Gdy w listopadzie 2016 r. wybory prezydenckie wygrał Donald Trump, ukraińskie reakcje były nadzwyczaj powściągliwe. Liczono na zwycięstwo Hillary Clinton. Prezydent Petro Poroszenko pogratulował Trumpowi wygranej jako jeden z ostatnich, a ówczesny premier Wołodymyr Hrojsman, składając Amerykanom gratulacje, nawet nie wymienił jego nazwiska. Co gorsza, w trakcie kampanii prezydenckiej w USA Serhij Leszczenko, deputowany Bloku Petra Poroszenki, przy współpracy z Narodowym Biurem Antykorupcyjnym Ukrainy ujawnił dokumenty świadczące o bliskich relacjach Paula Manaforta, szefa sztabu wyborczego Trumpa, z byłym ukraińskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem. Manafort miał otrzymać 12,7 mln dol. i nielegalnie przekazać je waszyngtońskim lobbystom. Był to mocny cios w wizerunek Trumpa. Manafort musiał odejść. Wydawało się, że po czymś takim amerykański prezydent będzie traktował ukraińskiego kolegę z dystansem. Nic bardziej mylnego. W czerwcu 2017 r. doszło do spotkania Trumpa i Poroszenki w Białym Domu. Rok później dziennikarze telewizji BBC, powołując się na własne źródła, poinformowali, że Michael Cohen, prawnik Donalda Trumpa, za zorganizowanie tego spotkania otrzymał od 400 do 600 tys. dol. A wkrótce po spotkaniu Ukraina zamknęła śledztwo prowadzone przeciwko Manafortowi. Władze w Kijowie z oburzeniem zaprzeczyły tym rewelacjom i zagroziły Brytyjczykom sądem. Po czym zapadła głucha cisza. Później było tylko gorzej. Latem 2019 r. w Waszyngtonie wypłynęła informacja o rozmowie telefonicznej Trumpa z nowym prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Lokator Białego Domu miał się domagać, w zamian za obietnicę odblokowania 391 mln
Tagi:
Derek Chollet, dyplomacja, energetyka, gaz, Gazprom, geopolityka, Joe Biden, Mykoła Złoczewski, Nord Stream 2, Petro Poroszenko, Platforma Krymska, polityka międzynarodowa, polska dyplomacja, relacje amerykańsko-rosyjskie, relacje polsko - ukraińskie, relacje polsko-rosyjskie, Rosja, Ukraina, USA, Wołodymyr Zełenski










