Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Mieliśmy kompromitację, bo Polska de facto nie włączyła się do europejskiej żałoby solidarności z Hiszpanią. Minutę ciszy ogłoszono w ostatniej chwili, chociaż Irlandia (która przewodniczy Unii) podjęła stosowną inicjatywę w piątek.
Dlaczego tak się stało?
Zacznijmy od MSZ – tu w piątek mieliśmy błogość (Cimoszewicz był w Afryce!) i przygotowania do weekendu. Placówki z krajów Unii nie informowały o idei trzech minut ciszy. Pierwsza bodajże informacja przyszła z Brukseli, od urzędnika o nazwisku Skrzypek do urzędnika o nazwisku Drozd. Że coś takiego się planuje. A potem przyszedł do MSZ e-mail z Urzędu Premiera Irlandii.
E-mail trafił do Departamentu Unii Europejskiej. No i tam dostał się do rąk pani wicedyrektor Beaty Kołeckiej. A ona potraktowała go tak, jak pojęła. Zasiadła przy komputerze i napisała następujące pismo:
„Szanowni Państwo!
Uprzejmie informuję, że w związku z tragicznymi atakami terrorystycznymi w Madrycie w dn. 11 marca br., z inicjatywy przewodnictwa Irlandii, w poniedziałek, w dn. 15 marca, o godz. 12.00 w południe planowane jest w całej UE uczczenie ofiar zamachów i okazanie solidarności z Hiszpanią trzema minutami ciszy.
W związku z powyższym zwracam się z uprzejmą prośbą o solidarne uczestnictwo w zaplanowanej chwili ciszy.
Z wyrazami szacunku
Beata Kołecka, zastępca dyrektora”
Po czym owo pismo wysłała do… kilkunastu dyrektorów departamentów współpracy europejskiej i zagranicznych w urzędach centralnych. M.in. do dyr. Sokołowskiego w Kancelarii Premiera, dyr. Borawskiego w Kancelarii Sejmu, ale i do dyr. Kopytki w Ministerstwie Kultury czy do dyr. Matuszaka w Ministerstwie Edukacji.
Jednym słowem, pani wicedyrektor Beata zarządziła w piątek, że w poniedziałek o 12.00 dyrektorzy stosownych departamentów w urzędach centralnych powinni uczcić zamach w Madrycie trzema minutami ciszy.
Ale wysyłając to pismo, poczuła pewnie dyskomfort, bo wykonała też parę telefonów, m.in. do wspomnianego dyr. Sokołowskiego w Kancelarii Premiera. Dyrektor S., a było to w piątek o 17.00, doszedł do słusznego wniosku, że takie pismo trzeba przekazać wyżej, więc poprosił wicedyrektor Beatę, by przesłała je także do Sekretariatu Premiera. Potem poinformował Sekretariat, że przyjdzie pilna korespondencja z Dublina.
Poinformował o tym także ministra Iwińskiego. Ale nieoficjalnie, więc Iwiński nie poczuł się tym specjalnie zobowiązany. Bo – jak tłumaczył się we wtorek na Radzie Ministrów – komórkę ma przecież cały czas włączoną, jej numer jest znany na całym świecie i w ważnych sprawach ministrowie z całej Europy na nią dzwonią. A tym razem on czekał, a oni nie zadzwonili. Aha, odpytywano też MSZ – więc okazało się, że wiceministrowie wiedzieli o irlandzkiej inicjatywie, ale z Internetu.
Tak oto mamy armię urzędników, którzy płodzą bezmyślnie tony korespondencji, zajmują się sobą i rzeczywistość za oknem nie jest im do niczego potrzebna. No i ich zwierzchników, którzy tych urzędników i ich pism nie za bardzo potrzebują, bo mają Internet albo telefony komórkowe.
Poza tym podobno 1 maja mamy zostać członkiem Unii Europejskiej…

Wydanie: 13/2004, 2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy