Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Najpierw trochę prywaty. Otóż w MSZ funkcjonuje komórka o nazwie Departament Systemu Informacji (DSI dyrektorem jest tu Grzegorz Dziemidowicz), której jednym z wielu zadań jest opracowywanie przeglądu tygodników czyli biuletynu składającego się z kserokopii artykułów poświęconych sprawom międzynarodowym i MSZ-etu, a zamieszczonych w tygodnikach. Potem taki biuletyn rozsyłany jest po departamentach. Gdy powstał ”Przegląd”, urzędnicy DSI zaczęli umieszczać go w biuletynie. I bardzo szybko przestali. Dlaczego? Początkowo oczy zainteresowanych spoczęły na Dziemidowiczu. Ale teraz mówi się, że wykonał on tylko polecenie wiceministra Ananicza.

Jaki był powód decyzji Ananicza? Podobno wiceministrowi tygodnik się nie spodobał, a zwłaszcza fragmenty poświęcone jego osobie, więc najchętniej by go zamknął, zakneblował, zakopał.

A że nie może, więc czyni to w takiej skali, w jakiej potrafi.

Teorię tę potwierdza inny fakt. Otóż Dyrektor Generalny MSZ Michał Radlicki pisemnie zakazał departamentom prenumerowania ”Przeglądu”. A raczej, jak napisał: “Tego typu tygodników”. Proszę, jaki objawił się nam prasoznawca i fachowiec od ”typów”. Co za klasa!

Co śmieszniejsze, cenzorskie zabiegi wysokich urzędników nie tylko ich kompromitują, ale przynoszą

skutek odwrotny od zamierzonego. W praktyce wygląda to tak, że urzędnicy nie mogąc znaleźć swoich ulubionych autorów w ksero-wycinkach kupują pismo w kioskach. Więc te egzemplarze „Przeglądu”, które przychodzą do kiosku w MSZ-ecie, plus egzemplarze z kiosków okolicznych, mają klientów. I jak tu nie być wdzięcznym Ananiczowi i Radlickiemu?

Za to nie wiadomo, komu być wdzięcznym za ankietę decydującą o dopuszczeniu do materiałów poufnych (tajnych, ściśle tajnych – wszystko zależy od funkcji), którą do końca stycznia trzeba oddać do biura personalnego. Ankieta jest gruba i szczegółowa. Trzeba w niej odpowiedzieć, czy się nie piło za dużo wódki, a także wymienić wszystkich cudzoziemców, łącznie z ich adresami zamieszkania, których się poznało w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Dla niektórych dyplomatów, jeśli potraktują ankietę poważnie, taki punkt to konieczność wypisania kilkuset nazwisk. A skąd wziąć ich adresy? Wynająć agencję detektywistyczną?

Innym śmiesznym punktem ankiety jest wątek lustracyjny otóż zawarte jest w niej pytanie: czy był pan(i) współpracownikiem (pracownikiem) służb specjalnych w latach 1944-1990? Na takie pytanie odpowiedzieć można w trojaki sposób: byłem(am), nie byłem(am), nie dotyczy. Przypominamy ankietę po wypełnieniu należy złożyć w Biurze Kadr, gdzie tamtejsza szefowa, Marzena Krulak, bardzo chętnie, przed przekazaniem do UOP, to wszystko sobie obejrzy. Ale przecież nie chodzi o oczy pani personalnej sęk w tym, że każdy, kto kiedyś pracował lub współpracował, podpisywał zobowiązanie do zachowania tego faktu w tajemnicy. Jakżeż więc teraz ma się zachować? Nikt przecież z tamtego zobowiązania go nie zwolnił. Takich i innych gaf ludzie w MŚZ wychwycili w ankiecie więcej.

Podobno spokojnie zaskarżyć ją można do Rzecznika Praw Obywatelskich i do Trybunału Konstytucyjnego. Ciekawe, kto to pierwszy zrobi?

 

Wydanie: 04/2000, 2000

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy