Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

“Raczej niski, z małym brzusz­kiem i brodaty, odbiega od przecięt­nych wyobrażeń o klasycznym kanonie piękna” – tak o Pawle Dobrowolskim, do niedawna rzeczniku MSZ, a teraz ambasadorze w Kanadzie napisał dziennik “Życie”. „Życie” chciało być dla Dobrowolskiego miłe, ale w tej sympatii przesadziło – więc teraz pół MSZ-u z Dobrowolskiego się śmieje, bo oto w wyniku poczciwości dziennikarza otrzymaliśmy karykaturalny portret typowej dla lat 90. MSZ-owskiej kariery.

Cóż było dlań przepustką? Studia z dziedziny stosunków międzynarodowych? Osiągnięcia zawodowe? Otóż nie. Paweł Dobrowolski nie musiał ślęczeć latami nad podręcznikami z dziedziny dyplomacji, prawa czy polityki międzynarodowej. „Podczas studiów (na wydziale historii) – podaje „Życie” – interesował się głównie średniowieczem”. A po obronie pracy magisterskiej zaczął pisać doktorat pod opieką Bronisława Geremka. To pisanie wystarczyło za dyplomy wszelkich uczelni. “Kiedyś sze­dłem przez Stare Miasto i spotkałem go (czyli Geremka) – opowiada Dobrowolski. – Zapytał, czy nie podjąłbym pracy w MSZ. Tak w 1990 roku znalazłem się w gmachu przy alei Szucha”.

Stamtąd błyskawicznie wyjechał do Edynburga na stanowisko Konsula Generalnego. A potem, gdy po pięciu latach wrócił do Warszawy, miał już nowe hobby – zbieranie rzadkich gatunków whisky. Po kolejnych pięciu latach, które spędził (z paromiesięczną przerwą) na stanowisku rzecznika MSZ, mianowany został ambasadorem RP w Ottawie. „Do Kanady wyjeżdża z nadzieją” – pisze o nim „Życie”. Ale z jaką? To wyjaśnia gazecie sam bohater “Wprawdzie przerażeniem napawa mnie picie syropu klonowego i jazda na łyżwach, ale mam nadzieję, że się przyzwyczaję. W Ka­nadzie jest wiele do zrobienia”.

Nie wiemy, czy taki był zamiar Dobrowolskiego, ale z tej wypowiedzi wynika, że jest on przekonany, iż jedzie do kraju półdzikiego, który poza piciem soku klonowego i jeżdżeniem na łyżwach nie ma nic światu do zaoferowania. Że wybiera się tam jako turysta, a nie urzędnik uzbrojony w jakąś większą wiedzę.

Ale – jak mówią MSZ-owskie korytarze – nikt tej wiedzy od ludzi wyjeżdżających na placówki nie wymaga. Bo te wyjazdy to zwykła ewakuacja. Od kilkunastu dni krąży po MSZ lista rotacyjna, czyli lista stanowisk, które będą do obsadzenia w połowie roku 2001. Zawiera ona 117 pozycji. Wiemy więc już, że do Berlina ma pojechać dziewięciu nowych pracowników, czyli że Jerzy Kranz będzie budował placówkę „pod siebie”. Podobnie będzie w Wilnie, gdzie obok ambasadora ma zmienić się także jego zastępca. Poza tym mamy zapowiedź dużych zmian w Rzymie, w Tokio, no i na stanowiskach Konsulów Generalnych. Nowi konsulowie będą obsadzać placówki w Barcelonie, Brześciu, Grodnie, Hongkongu, Kaliningradzie, Kantonie, Kijowie, Kurytybie, Malmoe, Sztokholmie i w Vancouver.

A teraz rozkład jazdy: do końca li­stopada na oferowane stanowiska mają się zgłaszać ludzie z MSZ, do lutego osoby spoza tego ministerstwa, w marcu wszystko ma być już zamknięte. I wtedy się dowiemy, kto zdążył się ewakuować, a kto nie.

Wydanie: 2000, 44/2000

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy