Wraca Smoleńsk

Wraca Smoleńsk

Trumny smoleńskie dały Kaczyńskiemu władzę, teraz mają mu pomóc tę władzę zachować

Od kilku lat wydawało się, że Smoleńsk 2010 to temat zamknięty. Że wszystko zostało już szczegółowo wyjaśnione. Bo tak rzeczywiście było. Przebadany został wrak, badali go eksperci z komisji Millera i prowadzącej śledztwo prokuratury. Przeanalizowana i niemal dokładnie odczytana została czarna skrzynka. Zarówno słowa, które padły w kabinie, jak i wskazania przyrządów.

Wszystko jest udokumentowane. Piloci schodzili za szybko – powinni zniżać się z prędkością 3,5 m/s, a zniżali się z prędkością 7 m/s. Nie powinni być niżej niż 100 m, jeśli widoczność jest mniejsza niż 1000 m. A oni zupełnie świadomie zeszli do 39 m i dopiero wówczas zdecydowali się na poderwanie samolotu. Widoczność mieli na 200 m. Przy prędkości 270 km/godz., a taką miał lądujący samolot, 200 m pokonuje się w niespełna 3 sekundy. Samolot de facto leciał więc na oślep. We mgle. Do tego pilot próbował podrywać Tu-154, korzystając z automatycznego pilota, i dopiero po 5 sekundach zorientował się, że ten system na tym lotnisku nie działa, że trzeba ręcznie. A tylu ton nie podrywa się od razu. Przy prędkości zniżania 3,5 m/s przeniżenie wynosi 10 m, przy 8 m/s – aż 50 m. Samolot znalazł się więc na wysokości 6 m i zaczął szorować podwoziem o drzewa. Już nie miał szans. Tak uważają zresztą biegli prokuratury. Słynna brzoza, w którą uderzył skrzydłem… Czy była, czy nie, samolot wciąż szedł w dół…

To wszystko zarejestrowała czarna skrzynka. Słyszymy na nagraniu, jak załoga zastanawia się, czy lecieć na lotnisko zapasowe, czy próbować lądować we mgle. Potem słowa szefa protokołu dyplomatycznego, że prezydent nie podjął jeszcze decyzji. Następnie dyskusje załogi i decyzję, że zejdą do 100 m, zorientują się, jaka jest widoczność, i jak będzie źle, to odejdą. Potem, jak obniżają pułap zejścia do 63 m… Słyszymy, jak do kabiny wchodzą generałowie. Jak padają słowa: „Zmieścisz się śmiało”, a potem: „Pomysły!”. I jak podwozie samolotu szoruje o gałęzie drzew, a potem okrzyki grozy, huk i ciszę…

Ba! Na taśmach z czarnej skrzynki, 28-30 minut przed wypadkiem, możemy usłyszeć, jak kontrolerzy białoruscy, których wcześniej powiadomili kontrolerzy ze Smoleńska, informują załogę, że warunków do lądowania na lotnisku Siewiernyj nie ma. I żeby szukali zapasowego. To jak? Kontrolerzy chcieli katastrofy czy przeciwnie, zniechęcali do lądowania?

Wszystko jest więc czarno na białym wyłożone. W historii badania wypadków lotniczych nie ma katastrofy dokładniej zbadanej niż smoleńska.

Zresztą i Kaczyński, i PiS to wiedzą. Prokuratura prowadząca śledztwo od dawna milczy. W zasadzie pamiętamy ją tylko z tego, że zarządziła ekshumacje ciał ofiar katastrofy, wbrew woli wielu rodzin. Z punktu widzenia zwolenników teorii zamachu te ekshumacje nic nie dały. Opowieści o trotylu zostały już dawno zweryfikowane – to były śladowe ilości, jakie zostawić może broń, która tym samolotem wcześniej była przewożona do baz w Afganistanie. Temperatura podczas wybuchu trotylu wynosi ponad 2800 st. Śladów po takim wybuchu nie odnaleziono. Pomińmy już banalną kwestię, jak w takim samolocie podłożono bomby.

Podkomisja Antoniego Macierewicza, która pracuje od 2016 r., także nic poza fantazjami nie przedstawiła. Zresztą podkomisja zdążyła już się rozpaść, jej członkowie się pokłócili i skompromitowali. Okazało się, że to amatorzy, którzy nigdy wypadków lotniczych nie badali, że ich funkcje i umiejętności zostały wyolbrzymione.

Zwróćmy uwagę, jak traktowane były raporty podkomisji. Telewizja publiczna Jacka Kurskiego nie chciała emitować filmiku o katastrofie, który podkomisja wyprodukowała. Potem, gdy raport się ukazał latem 2021 r., nikt poważny nie chciał do niego się przyznać. Jednak dziś to już jest rozkręcane. 10 kwietnia, w 12. rocznicę katastrofy, Jarosław Kaczyński chce zorganizować wielką manifestację w Warszawie. Oficjalnie zaprasza na rocznicowe uroczystości i mówi: „W tym roku warto, by były jak najbardziej liczne”. Nie miejmy złudzeń – cała pisowska machina otrzymała zadanie. Frekwencję zapewnią ludzie zwożeni autokarami, telewizja publiczna zagwarantuje oprawę medialną. Tak oto wydarzenie, wokół którego PiS z roku na rok wygaszało emocje, znów ma eksplodować, przyciągać uwagę. „Wieczorem, 10 kwietnia, na pewno poruszę ten temat”, mówi Kaczyński. O co tu chodzi?

Bo ma okazję

Dlaczego Kaczyński znów chce odgrzewać sprawę Smoleńska? Pierwsza odpowiedź brzmi: dlatego, że może.

Jeżeli jeszcze kilka tygodni temu sprawa katastrofy smoleńskiej była politycznie martwa, dziś ma szansę na reanimację. To „zasługa” Władimira Putina i jego decyzji o wojnie z Ukrainą. W ciągu kilku dni rosyjski prezydent z przywódcy największego państwa na świecie przeobraził się w agresora, osobę niebezpieczną, „rzeźnika”, jak powiedział Joe Biden.

Plany Kremla, atak na Ukrainę, próba jej podbicia, ewentualnie rozczłonkowania, planowane zamachy na prezydenta Zełenskiego – o tym media mówią od początku wojny, tworząc nowy obraz Władimira Putina. Nie może więc dziwić, że teorie odrzucane 10 lat temu dziś nabierają nowego blasku.

Impuls przyszedł z przemówienia Wołodymyra Zełenskiego w polskim Zgromadzeniu Narodowym. W jednym z wątków nawiązał on do katastrofy smoleńskiej, mówiąc: „Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada”.

Jak te słowa rozumieć? Myślę, że celowo są tak niejasne, by każdy rozumiał je, jak chce. W każdym razie mieszczą się w retoryce Zełenskiego, który, przemawiając w kolejnych parlamentach, przestrzega przed Rosją, nawiązując do historii, i apeluje o pomoc.

W przypadku Polski jego słowa wywołały jeszcze inne reakcje… Parę dni później w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” mieliśmy taką wymianę zdań między dziennikarzami a Jarosławem Kaczyńskim: „– Panie Premierze, prezydent Wołodymyr Zełenski, przemawiając przed polskim Zgromadzeniem Narodowym, wprost zasugerował – to było czytelne dla wszystkich – że 10 kwietnia 2010 r. Federacja Rosyjska przeprowadziła zamach na delegację RP ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. Spodziewał się Pan Premier takiej wypowiedzi?

– Rosja to kraj zbrodniczy. Sądzę, że dziś nikt nie ma co do tego wątpliwości. Jeśli wcześniej je miał, to teraz widzi prawdziwe oblicze tego państwa. Sugestia pana prezydenta Zełenskiego rzeczywiście była nad wyraz czytelna i jednoznaczna. A potem był jeszcze wpis Rogozina, że może ze mną porozmawiać w Smoleńsku. Trudno traktować go inaczej niż jako przyznanie się”.

Tak oto teoria o zamachu smoleńskim zyskała nowy argument – że Putin mógł rozkazać, by w polskim samolocie podłożono bombę. Mógł, bo – jak to określił Joe Biden – jest rzeźnikiem. Mógł, bo odpowiada za mordowanie obywateli Ukrainy, za bombardowania i ostrzały. I wysyłał do Ukrainy, tak twierdzi Kijów, komanda zamachowców, by zabili Zełenskiego. Wcześniej zaś odpowiadał za zamachy m.in. na Skripala czy Nawalnego.

„Trudno zaprzeczyć, że reżim Putina byłby zdolny do przeprowadzenia ataku na głowę innego państwa, skoro sami Amerykanie od tygodni informują, że Rosjanie przygotowali listę polityków ukraińskich, którzy mieli zostać zamordowani. A rozpoczyna ją nazwisko tamtejszej głowy państwa”, postawił kropkę nad i Kaczyński.

„Czy ktoś jeszcze naprawdę myśli, że czekistowski reżim gangsterski na Kremlu, który w czasie Wielkiego Postu wysadza szpital położniczy w »bratnim« kraju prawosławnym, nie wysadziłby też w powietrze budynków pełnych Rosjan ani nie usunąłby polskich władz w katastrofie samolotu?”, zapytał na Twitterze John Schindler, ekspert ds. bezpieczeństwa, były analityk Naval Security Group, National Security Agency i U.S. Naval War College. Jego profil na Twitterze obserwuje ponad ćwierć miliona internautów. Podobnych stwierdzeń jest więcej.

Innymi słowy, nie pojawił się żaden nowy dowód dotyczący katastrofy. Nie zakwestionowano żadnego ustalenia z oficjalnego raportu. Tylko prezydent Putin, 12 lat po katastrofie, skompromitował się atakiem na Ukrainę. I nagle rzucono na stół argument: skoro taki jest Putin, to czy wtedy mógł?

Czym zagra?

To wystarczyło, by Jarosław Kaczyński ogłosił, że wszystko nagle mu się ułożyło. I podzielił się tym ze słuchaczami rządowego Polskiego Radia: „Przez te lata, mając osobiste przekonanie, że doszło do zbrodni, zamachu, nie mogłem jednak tego wszystkiego złożyć w pewną całość. Mówię od strony technicznej – jak dokonano tego wszystkiego, co wiąże się z zamontowaniem jakichś środków wybuchowych w samolocie, w jaki sposób to zostało odpalone, dlaczego ten samolot zaczął opadać i w końcu jak to było z tym rozerwaniem samolotu, dlaczego ciała zostały rozerwane w ten sposób. Dzisiaj mogę powiedzieć, że te wszystkie pytania uzyskały jakąś odpowiedź i to zostało ujęte w pełnym dokumencie, który mam nadzieję niedługo stanie się elementem publicznej debaty”.

O jakim dokumencie wspomniał? Na to pytanie odpowiedział w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”: „Raport podkomisji kierowanej przez Antoniego Macierewicza udziela odpowiedzi na kluczowe pytania. Światowa opinia publiczna musi się z jego ustaleniami zmierzyć”.

Tak oto, nie mając w ręku niczego poza starym, obśmianym tzw. raportem Macierewicza, Kaczyński rusza na podbój Polski (bo przecież nie świata).

Ten raport powstawał w atmosferze awantur i skandalu. Początkowo zastępował go film o katastrofie. Potem jego ukończenie wielokrotnie przekładano, m.in. miał być gotowy już rok temu, na 11. rocznicę katastrofy, ale nie był. Ostatecznie, przy zerowym zainteresowaniu, został ukończony latem 2021 r. Wgląd do niego dostali tylko członkowie tzw. rodzin smoleńskich. Mając ten mandat, raport czytała Barbara Nowacka, córka Izabeli Jarugi-Nowackiej. „Raport jest obszerny, ma 300 stron, do tego jest kilkadziesiąt załączników, które liczą wiele tysięcy stron. Nie znalazłam tam niczego, o czym Antoni Macierewicz wcześniej by nie mówił – relacjonowała Nowacka Wirtualnej Polsce w październiku 2021 r. – Już na pierwszej stronie właściwego raportu pojawia się nazwisko Donalda Tuska. Są tam oskarżenia jego i jego rządu o liczne zaniedbania, dopuszczenie, by to służby rosyjskie kontrolowały remont tupolewa, a następnie o to, że odpuścili kontrolowanie tego, co się działo z wrakiem”.

Czyli – wina Tuska. Pytanie tylko, czy wynikała ona ze zmowy z Putinem, czy z ogólnego lenistwa i dezynwoltury.

Tyle część polityczna. Natomiast w części „merytorycznej” Macierewicz podał to, o czym rozprawiał od lat – że przyczyną katastrofy były eksplozje. Pierwsza miała nastąpić w lewym skrzydle, a druga kilka sekund później w centropłacie i „zniszczyć samolot zupełnie i zabić wszystkich pasażerów oraz załogę”.

„Pierwszą eksplozję słychać półtorej sekundy przed tym, jak samolot przeleciał nad brzozą – mówił Macierewicz. – Ta eksplozja zniszczyła lewe skrzydło, a miała miejsce, powtarzam, półtorej sekundy przed rozbiciem, czyli ponad 100 m przed miejscem, gdzie rosła brzoza. Eksplozja została odnotowana w rejestratorze głosowym i została przez komisję ukazana. Dźwięk eksplozji został określony przez porównywanie z dźwiękiem eksplozji materiałów wybuchowych, które zostały znalezione na wraku samolotu, a więc pentrytu, heksogenu i trotylu”.

Opowieści Macierewicza to fantazja. Eksperci – tłumaczył m.in. w PRZEGLĄDZIE dr Maciej Lasek, członek komisji badającej katastrofę Tu-154M – nie odnaleźli na wraku żadnych śladów wybuchów. Samolot uderzył w ziemię, gdyż schodził za szybko i piloci za późno zdecydowali się na jego poderwanie. Znacznie poniżej przepisowych 100 m, bo na wysokości 39 m. Do tego jeszcze tracąc 5 sekund na próbę odejścia za pomocą automatycznego pilota. To wszystko jest udokumentowane, Smoleńsk to najlepiej zbadana katastrofa lotnicza świata.

Czarna skrzynka nie zarejestrowała żadnych wybuchów. A słyszymy na niej załogę do ostatnich chwil. To, jak samolot uderza w drzewa, a potem w ziemię. A sfałszować jej, czyli nagrać na nowo, co swego czasu sugerowała „Gazeta Polska”, w ciągu kilku godzin nikt nie byłby w stanie.

Dodajmy, że obok podkomisji Macierewicza sprawę katastrofy badała (i nadal bada) prokuratura. Zasłynęła ona masowymi ekshumacjami ciał ofiar, nawet wbrew woli rodzin. Zebrane próbki wysłano do zagranicznych laboratoriów, by zbadały, czy nie ma na nich śladów materiałów wybuchowych. Odpowiedź nadeszła wiele miesięcy temu, ale prokuratura tego nie ujawnia.

Tak czy inaczej, w obozie PiS od dawna istniała świadomość, że i Macierewicz, i prokuratura, głosząc teorię zamachu, zabrnęli w ślepą uliczkę. Że najbliżej prawdy jest raport komisji Millera. Ale przecież PiS nie mogło nigdy tego przyznać, bo zakwestionowałoby tym samym główne założenie religii smoleńskiej. Dlatego sprawę wyciszano. Gdy Macierewicz swój raport ukończył, Kaczyński to przemilczał. Oto podkomisja, która funkcjonowała od roku 2016 i której wysiłek prezes PiS reklamował podczas każdej miesięcznicy, zakończyła pracę. Po pięciu latach! I była cisza. Aż trafiła się okazja – prezydent Władimir Putin wszczął wojnę.

Teraz więc Kaczyński znów podkręca atmosferę. „My w tej chwili bardzo dużo wiemy, o tym, co się stało w Smoleńsku, nie mamy wątpliwości, że to był zamach. Jesteśmy w trudniejszej sytuacji, ale będziemy ją poprawiać i finał też będzie taki”, czyli wystąpienie do międzynarodowych instytucji przeciwko Rosji, przekonywał w piątkowych „Sygnałach Dnia” Polskiego Radia.

Dlaczego zagra?

Ale czy tylko dlatego, że Putin został „rzeźnikiem”, Kaczyński chce reanimować religię smoleńską? Jaki ma w tym cel polityczny? Przecież wie, że żadnego zamachu nie było.

Najczęściej powtarzana jest teza, że Kaczyński chciałby odzyskać inicjatywę polityczną. Potrzebne jest mu to z dwóch powodów. Po pierwsze, do gry w obozie prawicy, tak by narzucić swoją wolę i Ziobrze, i Dudzie. Po drugie, do rozgrywki z Tuskiem i opozycją.

Zacznijmy od sytuacji na prawicy. Wojna rosyjsko-ukraińska przykryła postępujący w Zjednoczonej Prawicy kryzys i zatrzymała spadek jej poparcia. Z tego punktu widzenia okazała się dla rządzących politycznym złotem. Tylko – zapytajmy – których rządzących?

Zjednoczona Prawica, jeśli popatrzy się na działania jej liderów, jest coraz bardziej rozbita na dwie części. Dzieli ją przede wszystkim stosunek do Unii Europejskiej i do Zachodu. W grupie polityków nieufnych wobec Zachodu oczywiście bryluje Zbigniew Ziobro. Ale przecież niewiele różni się w tym od Jarosława Kaczyńskiego.

Jeżeli prześledzić jego wypowiedzi, wyraźnie widać, że konsekwentnie buduje teorię dwóch wrogów – Rosji i Niemiec. A Unia Europejska jest dla niego współczesną wersją Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego.

W listopadzie 2021 r. w przemówieniach z okazji rocznicy odzyskania niepodległości Kaczyński głosił: „Dziś (…) stoimy przed ogromnymi wyzwaniami, i tymi, które można na co dzień oglądać w polskiej telewizji czy internecie, chodzi o to, jak wszyscy państwo się domyślili, co dzieje się na części naszej granicy wschodniej, i tymi, których już tak łatwo nie można ujrzeć, które przychodzą do nas również z Zachodu”.

I rozwijał tę myśl: „Jaki jest wspólny mianownik tego, co się dzieje? Choć intencje są różne i różne są ośrodki, które prowadzą do tych konfliktów, otóż jest tak, że bardzo wielu po obu stronach Europy nie chce zaakceptować naszej podmiotowości, nie chce zaakceptować perspektywy naszego rozwoju, wzrostu naszej siły, wzrostu naszej determinacji, determinacji, by być narodem nie tylko niezależnym, wolnym, ale także silnym, liczącym się. Bo tylko taka Polska może przetrwać”.

Innymi słowy, zagrożenie dla Polski idzie ze Wschodu i z Zachodu. I to są zagrożenia równej mocy. Zresztą w cytowanym wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, w którym Kaczyński zapowiedział reanimowanie religii smoleńskiej, najwięcej uwagi poświęcił… Niemcom. Oskarżał ich o próbę zdominowania Europy, poprzez swoiste „lewarowanie” za pomocą uprzywilejowanych stosunków z Rosją.

Ta wojna, którą Kaczyński prowadził z Zachodem, z instytucjami unijnymi, miała bardzo konkretne formy. Prezes PiS patronował operacji budowy nacjonalistycznej międzynarodówki, z udziałem Viktora Orbána, Mattea Salviniego i Marine Le Pen, czyli polityków ewidentnie wrogich jedności europejskiej, za to mających znakomite kontakty z Moskwą. Szedł ramię w ramię z sojusznikami Putina i realizował ich plan rozwalania Zachodu.

Wojna rosyjsko-ukraińska przekreśliła tę grę. Zachód okazał się zjednoczony i solidarny. Przyjaźń z Ameryką została wzmocniona. A to wszystko okazało się główną gwarancją polskiego bezpieczeństwa.

Potwierdził to zresztą, odwiedzając Polskę, Joe Biden. Amerykański prezydent był do wizyty dobrze przygotowany, faworyzował Dudę, pomijał Kaczyńskiego. Ten zresztą odwdzięczył mu się, nie przychodząc na Zamek Królewski, kiedy Biden wygłaszał przemówienie. Krąży też w mediach wersja, że Kaczyński zrewanżował się i Dudzie, bo samolot,

którym prezydent leciał do Rzeszowa na powitanie Bidena, nieprzypadkowo zawrócił do Warszawy.

Ale nie wpłynęło to w istotnym stopniu na punkt widzenia Białego Domu. Dudę chwaliły także amerykańskie media. Dziennik „Washington Post” doniósł, że Joe Biden określił go jako „brata” i chwalił jego przywództwo. Tak oto Andrzej Duda zaczął zbierać owoce swojej polityki. Przypomnijmy, ambasadorem w USA jest Marek Magierowski, były dyrektor jego kancelarii. Z tego samego miejsca wywodzi się Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych, odpowiedzialny za sprawy amerykańskie. Ostatnio Duda mocno wyszedł naprzeciw amerykańskim oczekiwaniom. Zawetował ustawę o TVN, zawetował lex Czarnek, złożył w Sejmie własny projekt ustawy o Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i w sprawie jej poparcia porozumiał się z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.

To dowodzi, że prezydent zaczął realnie i świadomie budować swoją pozycję. A wojna i postawa Zachodu jeszcze ją wzmocniły. Duda pokazał się jako „dobra” twarz rządzącej prawicy. A Kaczyński – jako twarz podejrzana. I nawet jego antyrosyjskie wypowiedzi i działania, idące dalej niż stanowisko Bidena i NATO, niewiele w tej sprawie pomogły.

Bo gdy Biden rzuca hasło, że wojna rosyjsko-ukraińska to wojna demokracji z autokracją, aż się prosi zapytać, jakie miejsce w tej dychotomii zajmuje prezes PiS.

W tej sytuacji reanimowanie religii smoleńskiej jest dla niego świetnym wyjściem. Bo zmusza wszystkich, i Dudę, i Morawieckiego, i Ziobrę, do powrotu do szeregu. Zwłaszcza że raport jako głównego podejrzanego wskazuje Tuska.

Tusk zresztą już zareagował. „Jeśli ktoś ma pomysł, żeby ze Smoleńska robić politykę, to najlepszy prezent dla Putina. To gra pod te nuty, które pisze Moskwa: dzielenie narodów, i to w bardzo wielu wymiarach”, zdążył skomentować. Widać, że perspektywa odgrzania Smoleńska nie za bardzo go pociąga. I ma odpowiedź na działania Kaczyńskiego – że jego gorliwość w podgrzewaniu atmosfery, nawet rzucona w Kijowie idea wysłania wojsk NATO do Ukrainy z „misją pokojową”, to bardziej element rozbijania jedności Zachodu, raczej prowokacja niż realna pomoc.

Oto więc znów stoją naprzeciw siebie Kaczyński i Tusk i licytują się, który z nich służy Putinowi.

W tej rozgrywce, o jedność Zjednoczonej Prawicy, o zachowanie politycznej inicjatywy, Kaczyński sięga po starą, sprawdzoną broń. Po Smoleńsk. Jako główny żałobnik, któremu Putin zabił brata, będzie poza podejrzeniami. Znów będzie mógł rzucać oskarżenia. To jego metoda na podgrzewanie atmosfery społecznej, na przejęcie roli przywódcy, Wielkiego Oskarżyciela. Tego, który wskazuje palcem zdrajców. Dowody są tu nieistotne, ważniejsza jest atmosfera właśnie. Bo wiadomo – im bardziej rozedrgana, tym bardziej nie trzeba dowodów. Można ujawniać spisek i prezentować mit. Że Lech Kaczyński zatrzymał Putina w Gruzji w 2008 r. (co jest nieprawdą), że był jego głównym przeciwnikiem (to była polska fantazja) i że został przez niego zgładzony przy milczącej aprobacie (to najłagodniejsza wersja Oskarżyciela) Donalda Tuska i Angeli Merkel (Jarosław Kaczyński zdążył już zasugerować, że jako Niemka z NRD może mieć powiązania ze Stasi). I wystarczy teraz tę tezę rozpropagować, mediów PiS ma dostatek… Że to bzdura? Że ludzie wyśmieją? Przepraszam, a co zwykli Rosjanie sądzą o wojnie, pardon, operacji specjalnej, wojsk moskiewskich w Ukrainie? Kogo najbardziej popierają?

Trumny smoleńskie dały Kaczyńskiemu władzę, teraz mają mu pomóc tę władzę zachować.

Fot. Stefan Maszewski/REPORTER

Wydanie: 15/2022, 2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy