Anna Fotyga została obwołana przez internautów najgorszym ministrem w rządzie Kaczyńskiego. Jeśli chodzi o MSZ, a raczej ministerialny korytarz, to nikt tej opinii, przez grzeczność, zaprzeczać nie zamierza. Aczkolwiek mało kto wątpi w to, że nasza pani minister ma zaklepane miejsce w podręcznikach dyplomacji. Bo ma, przyszłe pokolenia będą się o niej uczyć. Będą się uczyć o „doktrynie Fotygi”, którą pani minister zdradziła w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Otóż pani minister wstrzymała wyjazdy wiceministrów na zagraniczne konsultacje w sprawie polskiego weta dla rozmów Unia Europejska-Rosja. Pani minister wyjaśniła, że zakazała swym zastępcom wyjeżdżać, bo strona polska wszystko już powiedziała. Więc cóż dalej mówić? Poza tym słuchając argumentów swych rozmówców, nasi wiceministrowie mogliby się zmiękczyć, uznać część z nich za zasadne. Więc lepiej, żeby nie słuchali. Oto więc „doktryna Fotygi”: my mówimy, co chcemy, a reszta świata musi się do nas dostosować. Żeby zaś wyeliminować niebezpieczeństwo, że uznamy jakiś argument naszych rozmówców za słuszny – w ogóle nie rozmawiamy. Żeby nie ulegać pokusom. Szanowna pani minister, czekamy z niecierpliwością, kiedy swoją propozycję pani udoskonali. I np. zlikwiduje wszystkie polskie ambasady. Bo po co je trzymamy? Po co nam tylu dyplomatów, którzy gdzieś chodzą, gadają. Niech inni przyjeżdżają do Polski i tu wszystko uzgadniają. Tak lub nie. Bo inaczej założymy im weto. Można też, szanowna pani minister, dokonać jeszcze jednego udoskonalenia – powyrzucać wszystkich wiceministrów. Bo jakiż z nich pożytek? Do narad w Warszawie wystarczy przecież Sadoś. Bo przecież nie Waszczykowski. Oj, śmieją się w MSZ również z tego, że pani minister zawróciła z drogi wiceministra Witolda Waszczykowskiego, który jechał na konsultacje do Korei Północnej. Powody tej decyzji są podobno dwa. Po pierwsze, ona Waszczykowskiego (i nie jest w tym odosobniona, wręcz przeciwnie…) nie lubi. Po prostu ten wiceminister to taki MSZ-etowski Rokita, człowiek inteligentny, ale z trudnym charakterem. No i demonstrujący swą wyższość. Wyobraźmy sobie, jak bardzo to musiało Fotygę (ją, którą przyjmuje prezydent RP!) denerwować. I jest drugi powód – Waszczykowski jest w MSZ sam jak palec, nie jest to człowiek, za którym ktokolwiek by się ujął. Swą karierę zawdzięczał protekcji Ryszarda Schnepfa, który w kancelarii premiera Marcinkiewicza był odpowiedzialny za sprawy zagraniczne. Ale Marcinkiewicza już dawno nie ma, a Schnepf jest w niełasce, chodzi przy ścianie. Czy gdzieś wyjedzie? Na razie puszczają o nim w MSZ różne anegdoty. Na przykład o jego skrupulatności. Było to wtedy, gdy był ambasadorem w Kostaryce. I jako szef placówki rozliczał z centralą różne rzeczy. I rozliczał twardo. Była więc swego czasu wielka awantura o to, czy rozliczyć 10 dol. za ręcznik kąpielowy. Centrala nie chciała uznać tego wydatku, on argumentował, że taki ręcznik to niezbędne wyposażenie ambasadora. Na plaży. Taką dyplomację prowadził. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint