O bezużyteczności Senatu

O bezużyteczności Senatu

BEZ UPRZEDZEŃ Będziemy – ja i moi czytelnicy, mam nadzieję – głosować tylko na tych kandydatów do Senatu, którzy wyraźnie obiecają, że będą starać się o zniesienie tego bezużytecznego Senatu. Wybitni prawnicy konstytucjonaliści oraz inni ludzie znający się na sprawach publicznych przedstawili już więcej, niż trzeba argumentów za skasowaniem Senatu całkowicie albo przynajmniej w jego obecnej formie. Senatorzy do tych argumentów nigdy się rzeczowo nie ustosunkowali, przemilczali je lub odpowiadali banalnymi ogólnikami. Senator jest to poseł, który ma mniejszą odpowiedzialność i który nie musi się na niczym znać. Senat może poprawiać ustawy przyjęte przez Sejm, ale nigdy żadnej nie poprawił. Kraj musi się borykać ze skutkami głupich ustaw. Senat nie może się pochwalić ani jedną choćby tylko próbą zapobieżenia ustawodawczym idiotyzmom. Wszystkie sławetne reformy przeszły z aprobatą Senatu. W całym tym „dokańczaniu solidarnościowej rewolucji” Senat podbijał bębenek i przynajmniej swymi intencjami, bo czyny jego były żadne, współuczestniczył w polityce, która doprowadziła do kompromitacji obozu solidarnościowego. Senat powołano w 1989 r. nie z myślą o jakiejś użytecznej roli w państwie, lecz po to, by dać prestiżowe stanowiska działaczom i autorytetom moralnym reaktywowanej „Solidarności”. Od tamtego czasu nie znaleziono innej roli dla Senatu. Nadal służy on tylko zaspokojeniu ambicji cyganerii politycznej. Donald Tusk doszedł do swojego znanego i słusznego poglądu o pasożytniczej klasie politycznej, obserwując senatorów, których jest wicemarszałkiem. Oczywiście klasa pasożytnicza nie sprowadza się do setki senatorów, ale ta setka (po odjęciu od niej przeciwników Senatu, bo tacy też tam są) stanowi, można powiedzieć, kwintesencję politycznego pasożytnictwa. Już choćby za to jedno odkrycie warto głosować na Tuska. Do stanowienia ustaw, gorzej, bo do poprawiania ustaw powołuje się co cztery lata stu ludzi o niesprawdzonych kwalifikacjach i nic dziwnego, że na pierwsze miejsca wśród nich wysuwają się osoby o sprawdzonym braku kwalifikacji. Kto zajmuje się stale pisaniem scenariuszy filmowych, ten z pewnością popada w nawyk mieszania rzeczywistości i fikcji i jest ostatnim z tych, którym można by powierzyć doskonalenie praw dla realnego społeczeństwa. Jeśli ktoś inny jest taki wrażliwy moralnie, że stale monitoruje przestrzeganie praw człowieka na wyspach Galapagos albo w Abchazji, ten prawdopodobnie będzie równie mądry, gdy przyjdzie mu poprawiać ustawy dla Polski. Ale brak zdolności do rozważania praw może iść w parze z dobrym rozumieniem własnego interesu i właśnie widzimy, że idzie. Senatorom z AWS i UW zajrzało w oczy widmo utraty synekur. Zmówili się więc, aby zastosować taktykę minimalizującą oczekiwaną porażkę. Jak to zwykle w polityce bywa, egoizm indywidualny połączyli z egoizmem partyjnym i skrzyknęli się pod hasłem zagrodzenia drogi SLD. Dla własnej korzyści, powiadają, musimy na czas przedwyborczy zapomnieć o waśniach i sprzecznościach programowych między AWS, UW, ROP, PiS i wystąpić z jedną listą. Reguła demokratycznych wyborów i zwykła uczciwość wymagają, aby kandydaci występujący jako jeden blok mieli wspólny program. Wyborcy powinni wiedzieć, co ich ze strony wybrańców czeka. Logika scenariusza filmowego jest jednak inna. „Mamy kandydatów różnych opcji politycznych, by przyszły Senat zawierał wielość poglądów – mówił o wspólnej liście komitetu Blok Senat 2001 jego przewodniczący, Krzysztof Piesiewicz” (cytuję za dziennikiem „Życie”). Oto logika: robimy jeden blok, aby zapewnić wielość poglądów. Zapytajmy, jak się ten blok ma do programów (przyzwyczajeń i obsesji) partyjnych. Jak wiemy z gazet, na liście Bloku znajdują się aż za dobrze znani działacze różnych partii solidarnościowych, ale (ciągle za „Życiem”) „kandydaci startujący z naszej listy są to kandydaci bezpartyjni – mówił Piesiewicz”. Bezpartyjny Romaszewski z ROP, bezpartyjna Olga Krzyżanowska z UW, bezpartyjna Krystyna Czuba obecnie z PiS, bezpartyjny były minister Chronowski z AWS i wszyscy inni podobnie bezpartyjni. Mówi się nam jednocześnie, że ci bezpartyjni przed wyborami zaraz po wyborach staną się znowu partyjni i będą zapewniać Senatowi tak mu potrzebną „wielość poglądów”. Jeśli takie stawianie sprawy nie jest krętactwem, to co nim jest? W działaniu parlamentu oraz w wyborach demokratycznych występuje uznany margines gry, naginania reguł do potrzeb, wykorzystywania niejasności ordynacji i regulaminów. Ale, powiadam, dzieje się to na marginesie działań uczciwych, zgodnych z prawem. Senatorzy uczciwe reguły

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 32/2001

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony