Bez uprzedzeń W roku 1981 w krakowskim Klubie Inteligencji Katolickiej odbyło się zebranie poświęcone organizującej się właśnie „Solidarności” rolników. Inteligentów katolickich było zaledwie paru, w większości obecni wyglądali na podmiejskich ogrodników, zaznaczyli też swoją obecność powracający do społecznikostwa działacze chłopscy. Przewodniczył hrabia Andrzej Potocki, a głównym mówcą był legendarny w Małopolsce działacz ludowy, Stanisław Mierzwa, jeden z Szesnastu sądzonych w Moskwie. Chudy i pochylony, w luźno wiszącym dwurzędowym garniturze, Mierzwa obrzucał zgromadzonych złośliwymi, ironicznymi spojrzeniami. Zaczął swoją mowę od skrytykowania ustroju i stosunków panujących w kraju. Przypomniał, jak po wojnie komuniści gnębili i w końcu rozgromili Polskie Stronnictwo Ludowe, następnie cofnął się do czasów sanacji i w miarę jak posuwał się w głąb historii, jego krytyka była coraz surowsza, a sztuka retoryczna coraz bardziej błyszczała. Szczyt oratorstwa osiągnął, gdy znalazł się przy powstaniu kościuszkowskim. Wspaniale zgromił pańszczyznę, a szczególnie uwziął się na niejakiego hrabiego Wodzickiego. Hrabia Potocki słuchał tej znakomitej oracji z ukontentowaniem i dawał poznać, że w pełni się z Mierzwą solidaryzuje. Do dyskusji zgłosiła się wysoka i dość foremna kobieta, ale tak ubrana, że jej status społeczny był trudny do odgadnięcia: ni to chłopka, ni to inteligentka. „A ja jestem właśnie Wodzicka, wywodzę się od tego Wodzickiego i gospodaruję na wsi”. (Nie zapamiętałem jakiej). Następnie chłopo-hrabianka rzeczowo przedstawiła przeszkody, jakie władza socjalistyczna stawia dobremu gospodarowaniu na wsi. Kilka lat temu profesor P., wybitny historyk, kiedyś działacz ZSL wysokiego szczebla, przedstawił w odczycie swoją typologię partii politycznych istniejących obecnie w Polsce. Można je podzielić na dwa obozy: „mieszczański” i „plebejski”. Obecni aż się żachnęli: jak można zaliczyć partie wywodzące się z „Solidarności” do obozu mieszczańskiego? Toż to czysty lud, zarówno pod względem składu, jak stylu działania, arcyludowy Wałęsa na czele też nie stanowi faktu bez znaczenia. A PSL i SLD – czy dadzą się ująć w jednym obozie „plebejskim”? Profesor P. bronił jednak swojego podziału i dziś widzę, że miał rację. Część działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego ciągle jednak pozostaje pod wrażeniem tego momentu historycznego, który zilustrowałem niegdysiejszym zebraniem w krakowskim KIK-u. W ruchu ludowym dyskusje o historii odgrywały zdumiewająco dużą rolę i wydaje mi się, że zastępowały często myślenie o programie. Kim jesteśmy – zastanawiali się ludowcy – z czego się wywodzimy: z „Zarania” czy od Bojki, od Witosa czy od Thugutta; z PSL-Piast czy z PSL-Wyzwolenie mamy wyprowadzać naszą genealogię? Historia ciąży również nad obecnym PSL-em. Mam wrażenie, że ludowcy swoją historię trochę mistyfikują. Ale poza tą historią, którą się świadomie interpretuje, prawdziwie czy fałszywie, na byty polityczne oddziaływuje historia rzeczywista, o której się nie mówi i może nawet nie myśli. Polskie Stronnictwo Ludowe osiągnęło znakomity wynik wyborczy w roku 1993 i miało szansę stać się partią nie środowiskową, nie klasową, lecz ogólnonarodową. Niestety, Waldemar Pawlak swoją nielojalnością wobec koalicjanta i nieodpowiedzialnymi „zagraniami” wobec wspólnego rządu niezmiernie zaszkodził wizerunkowi swemu i swojej partii. Stronnictwo wyciągnęło z tego wnioski, ale krótko je pamiętało. W ostatnich wyborach uzyskało wynik nader skromny, ale szczęście się uśmiechnęło i PSL znalazło się w rządzie, co podnosi jego znaczenie wysoko ponad to, czym byłoby pozostając w opozycji. Niestety, pragnie również korzyści (w istocie iluzorycznych), jakie daje opozycyjność. Zarabia ono znowu na wizerunek ugrupowania niewiarygodnego, które z każdym może wejść w koalicję, ale każdemu koalicjantowi może podstawiać nogę i każdemu przyprawiać rogi. Tą drogą nie zdobywa się szacunku wśród wyborców i jeżeli liderzy PSL nie zmienią obyczajów, w najlepszym razie zachowają swój obecny elektorat, zdecydowanie zbyt skromny na to, aby Stronnictwo mogło odgrywać znaczącą rolę w opozycji. Jeżeli partia zdradza koalicjanta w dobrze wyrachowanym interesie własnym, nie ma czego chwalić, ale przynajmniej można to zrozumieć. PSL tymczasem odstępuje nieraz od solidarności koalicyjnej tylko po to, aby zamanifestować solidarność z obozem „mieszczańskim” czy „antykomunistycznym”. Czemu służy i co wyraża głosowanie przeciw prezydenckim poprawkom do ustawy lustracyjnej? Jest zrozumiałe i słuszne, że PSL włącza do swojej genealogii Stanisława Mikołajczyka. Słusznie wpisuje do swojego martyrologium działaczy ludowych więzionych i skrytobójczo zamordowanych po wojnie przez UB.
Tagi:
Bronisław Łagowski









