Propagandowe wykorzystanie papieża Jana Pawła II w kampanii wyborczej skłania zapewne nie tylko mnie do chwili zastanowienia się nad tą niewątpliwie wielką postacią. Żadna krytyka historyczna, żadna polemika publicystyczna nie pomniejszy ani osobistej wybitności, ani historycznej roli tego arcykapłana. Również kult otaczający tę postać w Polsce nie osłabnie, choćby jakieś potężne siły tego chciały. Podstawy tego kultu nie mają nic z pozoru, są rzeczywiste i oczywiste. Nie wiem, co piszą autorzy licznych ksiąg o roli Jana Pawła II w odwróceniu procesów dekompozycyjnych w Kościele, dla każdego czytelnika gazet jest widoczne, iż była ona znaczna, może decydująca. Przecież Kościół za pontyfikatu skądinąd bardzo mądrego Pawła VI tak dalece przystosowywał się do świata, że wzbudzało to niepokój nawet u wielu niewierzących, których interesowała w chrześcijaństwie nie prawda objawiona, lecz jego trudne do wypełnienia czym innym miejsce w organizmie kultury zachodniej. Warto przypomnieć, że po śmierci Pawła VI, a może jeszcze za jego życia w Watykanie panowało zmartwienie, że skoro na plac św. Piotra już przychodzi mało ludzi, to następca w ogóle nie będzie miał do kogo przemawiać. Widzimy oto, jak zawodna bywa ekstrapolacja. Co jest głównym osiągnięciem Jana Pawła II, jego największą zasługą dla Kościoła? Instytucjonalna trwałość chrześcijaństwa od czasów Konstantyna do Rewolucji Francuskiej wyłącznie była gwarantowana przez to, co nazywano skrótowo sojuszem Tronu i Ołtarza. Gdy trony upadły, przyszły ciężkie czasy dla Kościoła. I oto pojawił się papież, który doprowadził do nowego sojuszu – sojuszu Ekranu i Ołtarza. Media, które za Pawła VI ze złośliwą nieraz uciechą pokazywały zjawiska świadczące o rozpadzie, zostały niejako podbite, oczarowane przez obecnego papieża. On sam jest mistrzem w posługiwaniu się mediami, a dzięki podwójnej charyzmie – osobistej i instytucjonalnie odziedziczonej – stał się jedną z ich gwiazd. (Nie należy jednak zapominać, że nie jedyną – siłacze, piosenkarze, czy takie osoby, jak nieboszczka piękna księżna Diana nie dają się przyćmić). Wprowadzenie papiestwa i z pewną modyfikacją – całego Kościoła do świata mediów spowodowało predefiniowanie chrześcijaństwa w duchu elektronicznej kultury masowej, co dało również skutki niezamierzone. Najważniejszym z nich jest unicestwienie treści sakralnych. Tak jak w sojuszu z Tronem chrześcijaństwo musiało sakralizować przemoc, tak w sojuszu z Ekranem musi się zgodzić na desakralizację elektronicznie przekazywanych treści. Ostatnio dał się słyszeć biskup, który pragnie, aby telewizja wstrząsała sumieniami. Nie przyjmuje on do wiadomości, że celem telewizji jest bawić i indoktrynować. Ani jedno, ani drugie nie trafia do sumień, samo zestawienie telewizyjnego przekazu z sumieniem ma wymowę żartobliwą. Chyba że sztuczne gniewy i nienawiści, jakie telewizja potrafi wywoływać (akurat nie w Polsce), należą do objawów wstrząśniętego sumienia. Nasz papież jest czarujący jako człowiek i to zarówno na ekranie, jak w rzeczywistości. (Nie jest wykluczone, że następny papież, pozbawiony tego uroku, stworzy poważne zagrożenie dla sojuszu, ale nie martwmy się na zapas). Obok wrodzonego talentu do bycia papieżem – “papa natus”, mówił o nim Władysław Tatarkiewicz – posiada wielki dar słowa, wyrażający się między innymi w poezji. (Niestety, nie jestem tu znawcą, patrzyłem tylko na jego wiersze, długie linijki przypominały mi Claudela, ale wierzę, że jest to poezja co najmniej pobożna). Papież, według niektórych, ma zmysł historyczny, obejmuje wielkie całości dziejowe. Z tym akurat nie mogę się zgodzić. Przeczy temu “samokrytyka” składana w zastępstwie papieży, którzy pomarli setki lat temu. Zdaje mi się, że nie rozumie on dramatyzmu, a nawet nieuchronnego tragizmu, tkwiącego w procesie dziejowym. Jan Paweł II jest dobrym człowiekiem, ale niech dziękuje Bogu – a Bóg wszystko może – że nie powołał go na tron Piotrowy (gdzie ja się nauczyłem tego stylu?) pięćset, sześćset lub tysiąc lat temu. I wówczas byłby dobrym człowiekiem, ale tak, jak jego ówcześni poprzednicy, przystosowując się do obyczajów tamtego czasu i potrzeb instytucji, musiałby jak oni truć swoich wrogów, palić heretyków na stosach itp., ponieważ historia realna właśnie dowodzi, że jednostka, choćby na najwyższym tronie, nie może daleko uciec od swojej epoki, zwłaszcza gdy czuje na swoich barkach ciężar odpowiedzialności za instytucję obejmującą miliony ludzi. Osobista wielkość papieża to jedno, nieuchronność jego kultu w Polsce to drugie,
Tagi:
Bronisław Łagowski









