Obama chciał zmiany, ale nie takiej

Obama chciał zmiany, ale nie takiej

W ostatnich wyborach Republikanie zdobyli po raz pierwszy od 1982 r. większość elektoratu kobiecego, katolików oraz osób powyżej 60. roku życia Hasłem wyborczym Baracka Obamy w kampanii wyborczej 2007-2008 była „zmiana” (change). Zmiana, „w którą wszyscy wierzymy”. 2 listopada br. w wyniku wyborów do Kongresu i do władz stanowych dokonała się zmiana, tyle że nie taka, jakiej pragnął i oczekiwał prezydent Obama. To, że Demokraci stracą część mandatów, które zdobyli w wyborach w 2008 r., dla nikogo znającego system wyborczy USA nie było niespodzianką. Prawidłowość bowiem jest taka, że w tzw. małych wyborach, czyli w latach między czteroletnią kadencją prezydencką, partia, która kontroluje Biały Dom, traci część mandatów zdobytych dwa lata wcześniej. W ciągu ostatnich 76 lat tylko dwa razy zdarzyło się, że partia prezydenta zwiększyła stan swojego posiadania w Kongresie. Tak było w 1934 r., dwa lata po zwycięstwie prezydenta Franklina Roosevelta w 1932 r. Ale było to w warunkach szoku spowodowanego wielkim kryzysem gospodarczym. Drugi raz sytuacja taka miała miejsce w 2002 r., rok po ataku terrorystycznym na Stany Zjednoczone, kiedy społeczeństwo amerykańskie, które nie otrząsnęło się jeszcze z poczucia zagrożenia i skupiło wokół prezydenta George’a W. Busha, poparło Republikanów i ich program walki z terroryzmem. O ile samo zwycięstwo Republikanów w tegorocznych wyborach nie było niespodzianką, to już rozmiary tego zwycięstwa mogą być uznane za zaskakujące. Przypomnijmy, Republikanie w porównaniu z poprzednimi wyborami zdobyli ponad 50 mandatów więcej w Izbie Reprezentantów i uzyskali w niej większość. Dotychczasową przewodniczącą Izby Reprezentantów, liberalną demokratkę Nancy Pelosi, zastąpi konserwatywny republikanin John A. Boehner. Ciosem dla Demokratów była porażka wielu znanych i wpływowych kongresmanów, np. przewodniczącego Komisji Sił Zbrojnych Ike’a Skeltona z Missouri, przewodniczącego Komisji Budżetu Johna M. Spratta z Południowej Karoliny oraz przewodniczącego Komisji Infrastruktury i Transportu Jima Oberstara z Minnesoty. W Senacie przybyło sześciu nowych senatorów republikańskich. Demokraci zachowali jednak w Senacie przewagę, mając 53 mandaty (w tym dwa należące do senatorów niezależnych, ale głosujących razem z Demokratami), podczas gdy Republikanie mają 46 mandatów. Jeden mandat senatora z Alaski czeka na przeliczenie głosów. Partia Republikańska odmówiła bowiem nominacji dotychczasowej senator Lisie Murkowski i zwolennicy tej partii, którzy byli przeciwni decyzji kierownictwa, wpisali nazwisko Lisy Murkowski na kartach wyborczych. Niezależnie jednak od ostatecznego rezultatu przeliczenia mandat ten przypadnie Republikanom, ponieważ kandydat Demokratów znalazł się dopiero na trzecim miejscu. W cieniu walki o Kongres znalazły się wybory do władz stanowych, które mogą mieć duży i długofalowy wpływ na kształt amerykańskiej sceny politycznej. W 37 stanach odbywały się wybory gubernatorów. Republikanie odebrali Demokratom 11 stanowisk gubernatorskich i w tej chwili mają większość tych stanowisk. Pewnego rodzaju pocieszeniem dla Demokratów był fakt, że kandydat tej partii Jerry Brown został gubernatorem Kalifornii, pokonując Meg Whitman, która przeznaczyła miliony dolarów na swoją kampanię wyborczą. Republikanie przejęli kontrolę nad legislaturami w wielu stanach. Np. w stanie Północna Karolina uzyskali większość w obu izbach legislatury po raz pierwszy od 1870 r. Dlaczego wyniki wyborów do władz stanowych mają długofalowy skutek? Otóż w tym roku odbywa się w USA spis powszechny. Zgodnie z konstytucją odbywa się on co 10 lat w latach kończących się na zero. Ponieważ społeczeństwo amerykańskie charakteryzuje się dużą mobilnością, następują zmiany w liczbie mieszkańców poszczególnych stanów. Do tych zmian dostosowuje się liczbę mandatów danego stanu. Niektóre więc, np. zachodnie i południowe, zyskują, inne zaś – jak przemysłowe stany Michigan, Ohio czy Pensylwania – tracą. W związku z tym władze stanowe mają obowiązek wyznaczenia nowych granic okręgów wyborczych do Izby Reprezentantów na następne 10 lat. Każda władza stanowa tak wyznacza granice okręgów, aby faworyzowały partię sprawującą władzę. Ponieważ Republikanie kontrolują obecnie większość stanowisk gubernatorskich, nowe okręgi wyborcze będą faworyzowały tę właśnie partię. Sondaże wykazały, że Republikanie pozyskali po raz pierwszy od 1982 r. większość elektoratu kobiecego, katolików oraz osób powyżej 60. roku życia. Demokraci utrzymali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 47/2010

Kategorie: Opinie