Obrachunek z nazizmem – rozmowa z prof. Janem Rydlem

Obrachunek z nazizmem – rozmowa z prof. Janem Rydlem

Niemiecka historiografia ma tendencję do opisywania dziejów i procesów historycznych z pominięciem Polski Na zakończenie swojej książki napisał pan: „Polityka historyczna jest stałym elementem praktyki rządzenia w Berlinie”. Kto dziś jest większym realizatorem owej polityki? Niemieccy historycy czy politycy? – W Niemczech bez kompleksów mówi się o polityce historycznej, a raczej o polityce pamięci. To drugie pojęcie chyba nawet jest trafniejsze. Metodami politycznymi historii zmienić się nie da, natomiast sposób myślenia o niej można, podobnie jak można wpłynąć na pamięć o niej. W RFN jest zupełnie jasne, że kwestie polityki historycznej należą do kompetencji władz, szczególnie do kompetencji pełnomocnika rządu federalnego ds. kultury i mediów, który ma nad nią nadzór polityczny. Oczywiście ten resort, łożąc na miejsca pamięci, finansując różne przedsięwzięcia i badania naukowe, kształtuje tę pamięć, ale nie jest to sterowanie ręczne ani brutalne. Jest jedna polityka historyczna Niemiec czy może są dwie, chadecka i socjaldemokratyczna? Chyba że okazuje się ona jeszcze bardziej spluralizowana? – Jest bardzo spluralizowana. Patrząc na nią przez filtr naszej wrażliwości, dostrzegamy szczególnie wyraźnie sprawy, które nas uwierają, negatywnie nas poruszają itd. Wskutek tego nie dostrzegamy w polityce historycznej Niemiec wielu pozytywnych zjawisk. Dopiero one, zestawione z tymi mniej pozytywnymi, mogą nam dać obiektywny obraz. W moich oczach obraz niemieckiej polityki przeszłości nie jest wcale płaski ani czarno-biały. Jest w niej mnóstwo odcieni szarości. Oczywiście, że istnieje wyraźna chadecka polityka pamięci, tak jak socjaldemokratyczna, ale da się wyróżnić także inne, wcale nie marginalne spojrzenia na przeszłość. To było widać w trakcie minionego sporu i kontrowersji wokół Centrum przeciw Wypędzeniom. BOHATEROWIE Z PRZESZŁOŚCI Dobieranie postaci czy wydarzeń jest klasyczną cechą polityki historycznej. Na jakich zatem aspektach historii Niemiec zasadza się owa polityka? – Dostrzegam pewne prawidłowości z ostatnich kilku lat. Jeżeli zwrócimy uwagę na to, jakie filmy o historii powstały w Niemczech, jakie miejsca pamięci otwarto, zorientujemy się, że mamy do czynienia z akcentowaniem wątku oporu Niemców przeciw narodowemu socjalizmowi, postaci płk. Stauffenberga. Obchody rocznicy zamachu z lipca 1944 r. są wręcz jednym z najważniejszych wydarzeń w corocznym kalendarzu politycznym Republiki Federalnej Niemiec. A wcześniejsze postacie z wielowiekowych dziejów historii Niemiec? – W RFN w 2008 r. rozpoczęły się szeroko zakrojone, mające trwać przez dekadę przygotowania do obchodów 500-lecia reformacji (1517-2017). Postać Marcina Lutra przypomina się w tonie bardzo pozytywnym, bo też konstytuuje ona w niemałym stopniu niemiecką tożsamość. Były ponadto liczne filmy, inscenizacje, wystawy z okazji 300. rocznicy koronacji królewskiej w Prusach. Wiele energii włożono w przypomnienie i pozytywne przedstawienie Fryderyka Wielkiego. Przyznam, że przy okazji prezentowania tego monarchy jego politykę wobec Polski i Polaków kompletnie pominięto. Jakby jej nie było? – Jakby zagarnięcie dużej części Polski nie było ważnym momentem, kiedy Prusy awansowały do rangi wielkiego mocarstwa europejskiego. Jakby rozbiory były działaniem uczciwym i sprawiedliwym. A z postaci XIX-wiecznych? – Bismarck prezentowany jest, naturalnie, ilekroć przypomina się zjednoczenie. Na tle apologetycznej literatury i ukazywania tej postaci w sposób wyraźnie pozytywny, co należało do tradycji historiografii niemieckiej, pojawiają się nowe, krytyczne badania i spojrzenia na różne aspekty jego polityki, stawiane są znaki zapytania co do jej słuszności. Nie przebija się to jednak do masowej świadomości, bo postać Bismarcka nie jest przedmiotem polityki pamięci. W STRONĘ HITLERA Dzieła historyków, obiekty ich zainteresowania, choćby ruch wszechniemiecki, wschód Europy, wpłynęły na popularność ruchu narodowosocjalistycznego i samego Hitlera, mimo że ogromna część historyków do tego ruchu nie przystąpiła. – Nie jestem pewien, czy ma pan rację, mówiąc o dystansie ogromnej części historyków do nazizmu. Rzeczywiście dystans zachowała większość mistrzów cechu, jak to Niemcy określają. Natomiast średnia i młodsza generacja historyków była z nazizmem – czy to z pobudek ideowych, czy z oportunizmu – dość silnie związana. Bo patrzyła na niego jak na ruch pomocny w polityce kadrowej? – W obsadzaniu katedr, powstawaniu nowych instytutów, stanowisk pracy. To było podejście pragmatyczno-cyniczne. XIX-wieczna historiografia była jednym z fundamentów tworzenia tożsamości Niemiec wilhelmińskich jako

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 09/2013, 2013

Kategorie: Wywiady