Od weekendu do weekendu

Od weekendu do weekendu

Coraz częściej sobotnio-niedzielne wyjazdy zastępują Polakom urlop

– 1 stycznia wziąłem kalendarz i na czerwono zaznaczyłem wszystkie korzystne weekendowe zbiegi okoliczności – opowiada Mikołaj Hołuwek, młody bankowiec. – Takiego roku jak ten jeszcze nie było. Co chwila długi weekend.
Mikołaj lubi się wspinać po skałach. I robi to prawie w każdy weekend. Im dłuższy, tym lepiej. Na urlop powyżej trzech dni nie ma szans. Nawet gdyby się o niego wykłócił, na jego miejsce szybko przyszedłby ktoś inny, komu brak urlopu by nie przeszkadzał. Justyna Jodełka razem z mężem prawie co piątek pakują plecak i z synkiem jadą pekaesem do rodziców pod Zamość. Tam ich mały Kuba może zaczerpnąć świeżego powietrza za darmo, a oni pomagają rodzicom w gospodarstwie. – Burżuje nazwaliby to weekendem agroturystycznym – żartuje Justyna. Roman Zachary, pracownik naukowy, gdy tylko może, zabiera pod pachę wędki i jedzie na ryby: – Nie gadają tyle, co moja żona.
Pęd do wyjazdów weekendowych to w wielu miastach Polski zarówno znak nowych czasów, jak i zaimportowane z zachodu hasło „chill out”- wyluzuj się. Co piątek, gdy tylko zawita wiosna, robi się chilloutowo. Na drogach wylotowych z dużych miast tworzą się korki. Od kilku miesięcy największe rozgłośnie radiowe w piątki, a potem w niedziele informują kierowców, którędy najłatwiej wydostać się z miasta lub jak wrócić do domu, nie tracąc nerwów w zatorach na drogach dojazdowych. W dużych miastach rośnie bowiem liczba osób mających „dwa życia” – jedno zawodowe, w dni powszednie, oraz drugie – osobiste, na weekend. Wymusza to tryb pracy – w wielu firmach po redukcjach coraz mniejsza liczba ludzi wykonuje tę samą ilość pracy. Taki stan rzeczy odbiera czas wolny w tygodniu. – Polski tryb życia uległ polaryzacji. Albo nie robi się nic, albo biega się z wywieszonym językiem – mówi o swoich znajomych Matylda Motylkiewicz, tłumaczka. – Ci, którym przyszło biegać, w dni powszednie nie mają czasu ani siły na nic poza pracą, więc wetują to sobie w weekendy.
Weekendowe obyczaje pojawiły się w latach 70., wraz z wolnymi sobotami. Wówczas do dobrego tonu należało posiadanie podmiejskiej działki rekreacyjnej. Moda na weekendy wyjazdowe jest znacznie późniejsza.
Socjolog Jacek Leoński przypisuje masowe sobotnio-niedzielne wyjazdy konkretnym grupom społecznym – mającym czas i pieniądze, ale też konkretnym regionom kraju. – W Warszawie obserwuje się tę tendencję od około pięciu lat – to moda na zachodni styl życia, w którym wypada wyjechać na weekend, mieć daczę nad jeziorem.
Wcześniej „uciekinierów” z miasta było mniej. Jednak zdaniem socjologa w wielu regionach Polski wyjazdy na weekend mają dużo starszą tradycję: – Na przykład na Śląsku, w Wielkopolsce czy w Krakowie wyjeżdżało się „od zawsze” w góry.
Popularność wyjazdów weekendowych wiąże się z miejskim stylem życia. – Wyjeżdżają głównie ludzie zabiegani, z dużych miast, którzy jedynie w weekend mogą się wyłączyć z pracy i poświęcić czas sobie i swoim bliskim. W tygodniu skupiają się na pracy. Ludziom z mniejszych ośrodków bliskość przestrzenna i inne tempo życia pozwalają na kontakty międzyludzkie także w ciągu tygodnia – mówi Jacek Leoński. Jego zdaniem, wyjazdy na weekend to także domena wielu miastowych wywodzących się ze wsi: – Kiedyś jeździli do rodziny na wieś po zapasy jajek, mięsa i ziemniaków. Dziś, z upływem lat takie wyjazdy stały się nawykiem. Dla osób, które są pierwszym pokoleniem w mieście, wyjazdy na wieś mają wciąż przyczyny materialne, choć dziś często to młodzi „na dorobku” wspierają ubogich rodziców.

Miniwakacje

Polska, zdaniem fachowców, jest idealnym krajem „wypadowym” – w zasięgu ręki mamy góry, morze, jeziora, zabytkowe miasteczka i grzybne lasy. Paweł Pochwała prowadzi w telewizyjnej Dwójce program „Pochwały Pawła Pochwały”, propagujący wypoczynek weekendowy. – Polska to kraj wymarzony na weekendowe eskapady. O ile na dłuższy wyjazd Polacy mają bardziej atrakcyjną ofertę poza granicami, o tyle na sobotnio-niedzielne wyprawy nasz kraj nadaje się idealnie – mówi z przekonaniem. – Mam wiele sympatii do ludzi z tzw. małej turystyki. To dzięki ich mrówczej pracy poprawia się polska baza turystyczna.
Swoim programem chciałby zrobić wokół nich szum, żeby ich wysiłki nie poszły na marne, żeby rozpropagować wyjazdy na sobotę i niedzielę. – W Austrii pracę kończy się praktycznie w czwartek, bo wszyscy wyjeżdżają. My jesteśmy wciąż tacy jacyś sterani.
Andrzej Górecki wraz żoną prowadzą pensjonat U Góreckich w pobliżu kultowej w Kazimierzu Dolnym herbaciarni U Dziwisza. – Kazimierz przyciąga pewną grupę zainteresowanych malarstwem i architekturą. My postanowiliśmy wyjść poza to – mówi. W swoim pensjonacie, jako rehabilitanci, założyli małe centrum odnowy biologicznej. – Kazimierz, w porównaniu z dużymi miastami, ma tempo życia żółwia. To pomaga wypocząć zalatanym „zającom” z metropolii.
Choć do Kazimierza zjeżdża głównie Warszawa, nie brak przyjezdnych z Lublina, Łodzi czy Częstochowy. Także na Mazurach, w ośrodku Perkoz pod Olsztynkiem, obłożenie w sezonie nie spada poniżej 90%. Na weekend lepiej zarezerwować miejsce wcześniej. Polacy sobotnio-niedzielni rzadko decydują się na to, by ich wyjazd organizował pośrednik z biura turystycznego. Agencja turystyczna Kampio organizująca wędrówki oraz wyjazdy na kajaki i rowery kilka lat temu opracowała specjalną ofertę weekendową, ale zainteresowanie nią było marne. – Polacy to weekendowe Zosie samosie – niechętnie korzystają z pośredników na wyjazdy weekendowe – mówi właściciel agencji, Piotr Kamiński. Jego zdaniem, dzieje się tak z wielu względów. – Brak oferty weekendowej w wielu biurach, brak wciąż zaufania do pośredników, idiotyczne ceny. Właściciele kwater nie dają biurom turystycznym prowizji, więc w Polsce wciąż działa prawo „dorzućcie sobie”. A jak my sobie dorzucimy, to będzie drożej.
W wyniku tego wiele osób woli stracić weekend, szukając ofert na własną rękę, niż oddać się w ręce specjalistów, których podejrzewają o zdzierstwo, choć często organizowanie wszystkiego na własną rękę okazuje się droższe niż przez biuro i nie chroni od wpadek. – Nigdy nie zapomnę rodzinnego wyjazdu na własną rękę nad morze – mówi Katarzyna Graczyk, nauczycielka. – Reklamowany domek pięć minut od morza okazał się blaszakiem z dziewięcioma pryczami i toaletą za dyktową ścianką. Do morza było pięć minut, ale samochodem.
Zdaniem Piotra Kamińskiego, klienci oczekują dziś czegoś więcej niż mapy i dachu nad głową: miłego gospodarza, który posiedzi z nimi przy kominku, zorganizuje ognisko i zaopiekuje się wszystkim. Dewiza jakości przemawia do grona stałych klientów weekendowych, przede wszystkim mieszkających w Polsce obcokrajowców, którzy raz na jakiś czas dzwonią z prośbą: „A teraz poproszę Zakopane”.
To jednak turyści z górnej półki. Ci z niższych jeżdżą sami, a za pośrednika służą im coraz liczniejsze na rynku wydawniczym przewodniki. W księgarniach jest wiele pozycji romantycznych wyjazdów weekendowych czy weekendów na sportowo. Serię „Wspaniały weekend” wydawnictwa Wiedza i Życie kupują kolekcjonerzy. Furorę w tym sezonie robi nowy przewodnik Pascala dla rowerzystów.

Domatorzy kontra podróżnicy

Od strony formalnej liczba wolnych dni w Polsce jest porównywalna z innymi krajami, jednak pod względem wydłużania sobie czasu wolnego jesteśmy ponoć mistrzami Europy. Rekord długiego odpoczynku małym kosztem można było pobić dwa lata temu. Wystarczyło wziąć siedem dni urlopu, by wyjść z pracy w piątek 21 kwietnia, a wrócić po 16 dniach, 8 maja. Również w Hiszpanii i Francji robienie długich weekendów jest bardzo popularne. W języku hiszpańskim funkcjonuje nawet specjalny termin „el puente” oznaczający łączenie święta z weekendem (dosłownie: „hacer el puente” – „zrobić sobie most”). Jednak nie wszędzie jest zwyczaj łączenia dni wolnych. Andrzej Okolski, inżynier pracujący od kilkunastu lat w Brunszwiku: – Te jednodniowe wtręty kalendarzowe łączone są co najwyżej z dłuższymi urlopami np. do wolnego piątku dokłada się od poniedziałku tydzień urlopu. Wszystkie urzędy i firmy działają w następnym dniu całkiem normalnie, np. gdy wolny jest czwartek – w piątek wszystko funkcjonuje bez zarzutu.

Polskie „ucieczki weekendowe” niepokoją wielu specjalistów gospodarczych. Czy pożegnanie z pracą na ponad tydzień nie jest życiem ponad stan? Zdaniem niektórych, fundując sobie długie weekendy, tracimy dystans w wyścigu do standardów Unii. Polak wypracowuje dochód narodowy na głowę prawie osiem razy niższy niż w krajach najbogatszych, zaś polskie pensje są niższe jedynie cztero-, pięciokrotnie. Cały tydzień wolnego oznacza zaś stratę jednej pięćdziesiątej drugiej rocznego produktu krajowego brutto. Argumentem za jest tylko to, że w czasie słabej koniunktury, jaką mamy w Polsce, nierentowny przemysł nie produkuje strat, a zarabiają usługi, takie jak turystyka czy gastronomia.
Czy jednak szum w mediach i alarmujące kalkulacje analityków nie są trochę na wyrost? Kiedy przeprowadzono badania dotyczące długiego weekendu majowego, okazało się, że społeczeństwo wykorzystało ten czas na wyjazdy w stopniu bardzo umiarkowanym. 60% w tym czasie pracowało. W tym roku w Polsce w czasie „najdłuższego weekendu Europy” pracowały firmy: Coca-Cola i Pepsi-Co, Unilever i Procter and Gamble. Ci, którzy zdecydowali się wziąć sobie wolne, starali się wydłużyć weekend jak najbardziej. Prawie 40% z nich miało sześć lub nawet dziewięć dni wolnego. Nie jest to jednak 40% społeczeństwa – a tylko 40% tych, którzy wyjeżdżali.
Kilka lat temu Pracownia Badań Społecznych przeprowadziła badania dotyczące długiego weekendu i okazało się, że 60% respondentów odpowiedziało: „Ta sprawa mnie nie dotyczy”.

Potańczyć i odmłodnieć

Wiele osób – ze względu na brak czasu – przekłada na czas weekendu swoje hobby.
Weekendowo można zdobyć wiele umiejętności, trzeba jednak poświęcić na to kilkaset złotych. Weekendowa nauka jazdy rajdowej kosztuje ok. 400 zł od osoby. Weekendowy kurs latania na paralotni we wrocławskiej firmie Baba Jaga to 500 zł za pięć dni. Weekend z jogą to ok. 600 zł. Grupa taneczna „Comhlan” z Nowohuckiego Centrum Kultury organizuje weekendowe warsztaty tańców szkockich i irlandzkich. Konrad Zawada, menedżer i tancerz Zespołu Tańca Celtyckiego, prowadzi warsztaty od ośmiu lat, a weekendowe organizuje trzy, cztery razy w roku w całej Polsce: – Apogeum zainteresowania muzyką celtycką było trzy lata temu, teraz jest trochę spokojniej, jednak nadal przyjeżdżają ludzie z całego kraju, od studentów po 60-latków.
Niektórzy na takie weekendowe kursy ciułają kilka miesięcy, a opcję weekendową wybierają dlatego, że nie stać ich na dłuższe kursy. Dużo taniej wychodzi „zwykły” wypad w góry lub z namiotem nad jeziora.
Wyjazdy sobotnio-niedzielne to jeden z elementów zdrowego stylu życia lansowanego w mediach. Zdaniem prof. dr hab. Ireny Ponikowskiej, krajowego konsultanta w dziedzinie balneologii i medycyny fizykalnej z Katedry i Kliniki Balneologii Akademii Medycznej w Bydgoszczy, wyjazdy na weekend mogą mieć znaczenie odprężające, choć nie lecznicze.
Teoretycznie prozdrowotny styl życia nie musi się łączyć z wyższymi dochodami. Jednak w oczach Polaków zdrowe życie jest kosztowne. W 1995 r. prawie połowa ankietowanych przez CBOS wyraziła przekonanie, że jesteśmy zbyt biedni, by realizować taki aktywny styl życia. Na pniu sprzedają się jedynie najdroższe i najbardziej wyrafinowane propozycje krótkich wyjazdów, adresowane do najlepiej sytuowanej grupy Polaków. Ci – a raczej te – co pieniędzy mają w bród, wybierają się na błyskawiczne remonty ciała do polskich spa – farm urody, gdzie w kilka dni można zregenerować całe ciało za pomocą kąpieli w kozim mleku, peelingów solą z Morza Martwego itp. Jest to jednak rozrywka dla nielicznych, ponieważ – choć zdarzają się ośrodki, gdzie doba kosztuje 300 zł – cena takiego wyjazdu to niejednokrotnie więcej niż weekendowy wypad do Rzymu. Pozostali, którzy prowadzą życie aktywne i zdrowe, to zwykle osoby wywodzące się z kształtującej się w Polsce klasy średniej. Jednak z obserwacji i badań socjologów, autorów książki „Jak żyją Polacy”, wynika jasno, że większość respondentów nie ma czasu wolnego, a tak zwany czas dla siebie (poza pracą) jest bardzo rzadko wykorzystywany na wypoczynek. Większość sprząta, odwiedza rodziców, naprawia samochód. Ten sposób spędzania wolnego czasu wynika w dużej mierze z przekonania, że nie stać ich na wyjazdy. Patrząc na statystyki, trudno się temu dziwić. Zdecydowana większość dorosłych Polaków (81%) oświadcza, że w ich gospodarstwie domowym nie ma żadnych oszczędności. Poza tym wojaże nie są dla rodaków istotą życia. Kilka lat temu CBOS zapytał, na co Polacy przeznaczyliby dużą wygraną. Całej wygranej na podróże nie przeznaczyłby żaden Polak. Jedna trzecia nie przeznaczyłby ani grosza na rozrywkę i podróże. Jedynie kadra kierownicza i inteligencja były gotowe pojeździć za wygrane pieniądze (25%). Iza Matys z wydawnictwa Wiedza i Życie twierdzi, że nawet nabywcy przewodników nie zawsze korzystają z nich w podróży. – Wielu klientów to poznający świat przez czytanie. Na przykład dużą popularnością cieszy się książka o Meksyku. Dane z Polskiej Izby Turystyki mówią, że liczba wyjazdów jest dużo mniejsza niż zainteresowanie tym przewodnikiem. To samo odnosi się do turystyki na weekend.
Jednak zdaniem Pawła Pochwały z Dwójki, wyjazdy weekendowe to nie przywilej elity. – W mojej pracy weekendowej spotykam wiele zwykłych rodzin, które w ten sposób wypoczywają. Te wyjazdy są jak narkotyk – kto raz zacznie, ten będzie wyjeżdżał ciągle na nowo.
Ci, których spotyka Paweł Pochwała, to często osoby chcące pojechać na dłużej, jednak powstrzymuje je obawa, że podczas ich wakacji w pracy zajdą niepożądane zmiany. W Polsce nasila się strach przed utratą posady: od czerwca 2001 r. w każdym miesiącu średnio połowa respondentów aktywnych zawodowo deklarowała, że obawia się utraty źródła utrzymania lub poważnie liczy się z taką możliwością. Co więcej, według badań CBOS 85% Polaków wyraża się sceptycznie na temat znalezienia zatrudnienia w pobliżu swojego miejsca zamieszkania. Ten wszechogarniający lęk hamuje Polaków przed zafundowaniem sobie urlopu dłuższego niż weekend. Monika Barak, handlowiec: – Wyjechałam na standardowe dwa tygodnie, a kiedy wróciłam, okazało się, że już nie ma dla mnie miejsca. Gdybym została, a pojechał mój kolega, to on teraz szukałby pracy. Drugi raz nie wyjadę.
Tymczasem zdaniem prof. dr hab. Ireny Ponikowskiej, wyjazdy weekendowe to bardzo dobry pomysł na odprężenie, odpoczynek psychiczny, jednak mogą mieć tylko funkcję „podtrzymującą” i powinny być traktowane jako doraźny wypoczynek. Nie zastąpią pełnego urlopu – który wpływa na poprawę kondycji fizycznej i psychicznej, a co za tym idzie, może poprawić efektywność pracy i ogólne samopoczucie.
Prof. Ponikowska uważa, że wyjeżdżanie na solidny urlop na dłuższą metę opłaca się wszystkim. – Osobom zdrowym wystarczą dwa tygodnie urlopu, aby zmniejszyć czynniki ryzyka chorób cywilizacyjnych i zapobiec wylewom czy zawałom. W przypadku osób przewlekle chorych, na przykład ze schorzeniami kręgosłupa i innych stawów, układu krwionośnego, cukrzycy czy układu nerwowego, najbardziej opłacalne z punktu widzenia pracodawcy jest wysłanie pracownika do uzdrowiska na 21 lub 24 dni. Taki wyjazd poprawia stan zdrowia nawet na dwa lata, czyli zapobiega zwolnieniom i absencji w pracy, oszczędza też koszty leków.

Przyjaźń przy grillu

Główną przyczyną tego, że wyjazdów weekendowych jest mniej niż trzy lata temu, jest po prostu bieda. Przykładowo: ceny łódek w mazurskich przystaniach od trzech lat są takie same, ale zainteresowanie ich wypożyczaniem drastycznie spadło. Ludzi nie stać na to, by w czasie weekendu pojeździć konno lub pożeglować. Jednak Polak, który do wyjazdów już się przyzwyczaił, nie rezygnuje, lecz przykrawa je do swoich możliwości finansowych. Jeśli nie ma na łódkę czy daleki wyjazd, pojedzie do kolegi na działkę smażyć mięso na grillu. To właśnie głównie spośród tych zaganianych w ciągu tygodnia, którzy gdyby mieli możliwość, pojeździliby konno lub popływali po Mazurach, wywodzą się weekendowi działkowicze i niedzielni kierowcy śpieszący na grilla. Działkowy grill pozwala odnaleźć kontakt z ludźmi, dla których brak czasu w tygodniu, nie wymaga zaś takich pieniędzy, jakie trzeba byłoby wysupłać, jadąc gdzieś dalej. Takie weekendy cieszą się rosnącym powodzeniem – nie bez kozery łódzka gazeta „Ekspress Ilustrowany” zaproponowała, żeby 2 maja ogłoszono Międzynarodowym Dniem Grilla. O tym, że same wyjazdy na weekend nie tracą popularności, świadczy też struktura zakupów w hipermarketach. Największe zakupy są robione przed długimi weekendami. – Tylko w naszym sklepie przed ostatnim weekendem sprzedaliśmy w ciągu trzech dni ponad 100 palet węgla. Jedna paleta to kilkaset kilo – mówi Michał Mijal z warszawskiego Tesco. – Znika wyposażenie, plastikowe komplety działkowe. W sobotę po południu jest już tak pusto, że można by jeździć po hali na hulajnodze.
A dokąd, gdyby mógł, pojechałby weekendowy specjalista, Paweł Pochwała? Jako żeglarz wybrałby się do Fromborka, Piasków lub na Śniardwy. Jako narciarz poleca Wierchomlę i Szklarską Porębę. Ale tylko na weekend i tylko w teorii: – W praktyce od trzech lat nie miałem wolnego weekendu.


Z czym pani(u) kojarzy się weekend?

Renata Dancewicz, aktorka
Z weekendem nic mi się nie kojarzy, bo przeważnie wtedy pracuję. Jeśli nawet gdzieś po przedstawieniu idę, to zwykle trafiam już na koniec imprezy. Przykro, ale trudno – takie wybrałam życie.

Majka Jeżowska, piosenkarka
Weekend u mnie kojarzy się z pracą i z wyjazdami z domu. Jadę samochodem przez Polskę i widzę, że wszyscy grillują, w soboty i niedziele wypoczywają, opalają się nad rzeką, a ja im tylko zazdroszczę. Cały dzień spędzam w samochodzie, by najpierw dojechać i potem wrócić z jakiegoś powitania lata, dnia miasta, festynu. Niestety, weekend wiąże się z zarabianiem, ale dla mnie odpoczynkiem jest poniedziałek. To dzień leniucha. Wstaję późno, chodzę w szlafroczku, oglądam telewizję, robię sobie dzień dobroci dla mnie samej. Taka jest uroda tego zawodu.

Brian Scott, dziennikarz radiowy
Weekend kojarzy mi się, z jednej strony, z bardzo ciężką pracą, z drugiej – z odpoczywaniem w warunkach domowych. Gdy mam trochę więcej czasu, spędzam go z rodziną, gotując i bawiąc się z dziećmi, bo mam dwóch wspaniałych chłopców. Może teraz spędzę też więcej czasu z żoną w domu i z matką, która mnie odwiedzi. Może starczy czasu na mały wypad z miasta. Nie na długo, bo w niedzielę prowadzę program w radiu. Ale nie jadę daleko, gdzieś pod miasto, do lasu lub do parku albo nad zalew, gdzie się zrobi grilla. Zawsze do tego jest piwo – nie jest ważna marka, byle było zimne.

Katarzyna Grochola, pisarka
Gdy byłam bardzo młoda weekend, kojarzył mi się happy endem. Te dwa słowa angielskie nałożyły mi się i nawet gdy kończył się film i widziałam napis The End, to musiało być dobre zakończenie. A weekend był jeszcze lepszym zakończeniem. Dzisiaj już odróżniam te dwa słowa, ale nadal kojarzą mi się one tak optymistycznie. Wykonuję wolny zawód, więc dni tygodnia mieszają mi się zupełnie. Czasami weekend mam w środę, a happy end np. na rozprawie rozwodowej.
Not. BT


Wyjechać i wrócić
W Niemczech popularną formą podróżowania jest tzw. Wochenendeticket (bilet weekendowy), umożliwiający tanie podróżowanie pociągiem nie tylko rodzinom, ale także grupom przyjaciół. U nas nie ma takiej oferty; jest jedynie tzw. bilet wycieczkowy uprawniający do podróżowania ze zniżką (15 lub 33%) na odległość do 120 km, obwarowany mnóstwem wyjątków i regulacji. Dlatego kto może, wybiera w Polsce samochód. Według policji weekendy – szczególnie te dłuższe – to lawina wypadków i przestępstw. Dzienna „średnia krajowa” drogowych tragedii to 170 wypadków, 18 zabitych i ok. 200 rannych. Często w weekend liczba tragedii rośnie. Przykładowo: weekend 29-30 czerwca, przy 314 wypadkach, pochłonął 52 ofiary śmiertelne i 453 rannych. Weekend przełomu lipca i sierpnia był dość spokojny: 284 wypadki, 31 zabitych na miejscu i 395 rannych. Tydzień wcześniej życie straciło 65 osób. Na pytanie o „niedzielnych kierowców” Paweł Chojecki z Komendy Głównej Policji obrusza się: – To dla funkcjonariuszy taki sam kierowca jak inni.
Główną przyczyną wypadków nie są bowiem powolni niedzielni kierowcy, lecz rajdowcy i pijacy. Miesięcznie zatrzymuje się średnio 15-16 tys. pijanych. W ostatni czerwcowy weekend prawie tysiąc kierowców (953 osoby) zostało przyłapanych na jeździe po pijanemu. Ilu nie przyłapano, a jeździli, nie wiadomo.


Ile kosztuje wyjazd na weekend?

Mazury
Nocleg przy przystani – 5 zł (cena z Okartowa)
Wypożyczenie na weekend łódki na osiem osób – ok. 400 zł
Wynajęcie domku kempingowego – 35 zł od osoby
Pokój w hotelu – 40-100 zł
Średni obiad – ok. 15 zł

Nad Bałtykiem
Pensjonat – ok. 50 zł (do 100 zł z wyżywieniem – cena z pensjonatu Bałtyk)
Domek na cztery osoby – 30-40 zł od osoby
Smażona ryba z frytkami – ok 12 zł

Tatry
Pensjonat – ok. 100 zł za osobę (cena z pensjonatu Rapsodia)
Kwatera prywatna w okolicach Zakopanego – 20 zł (bez wyżywienia)
Chodzenie po górach – za darmo

Kazimierz
Nocleg – ok. 40 zł
Naleśnik z restauracji Zielona Tawerna – 15 zł

 

Wydanie: 2002, 31/2002

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy