Olga na stos

Olga na stos

Podobno Olga Tokarczuk ośmieliła się napisać, że my, Polacy, nie zawsze byliśmy wzorowo poczciwi, a wręcz odwrotnie – pełno w naszej szlachetnej historii pogardy i nienawiści do mniejszości narodowych czy sąsiadów, a niejednokrotnie od słów i przesądów przechodzono do złowrogich czynów. Spotkał ją oczywiście zdecydowany odpór ze strony „prawdziwych Polaków”, wyrażający się m.in. listami z inwektywami i pogróżkami.

Jest to dosyć paradoksalne. Czemu zaprzeczać owym negatywnym uczuciom, skoro propaguje je właśnie nasza najbardziej patriotyczna literatura? Jak Henryk Sienkiewicz przedstawia ludność ukraińską w „Ogniem i mieczem”? Pierwszy z brzegu cytacik: „Panu Skrzetuskiemu nie było danym widzieć bitwy, gdyż razem z taborem został w Korsuniu. Zachar umieścił go w domu pana Zabokrzyckiego, którego czerń uprzednio powiesiła. (…) Przez wybite okna widział pan Skrzetuski gromady pijanych chłopów, krwawych, z pozawijanymi rękawami u koszul, włóczących się od domu do domu, od sklepu do sklepu i przeszukujących wszystkie kąty, strychy, poddasza; od czasu do czasu wrzask straszliwy oznajmiał, że znaleziono szlachcica, Żyda, mężczyznę, kobietę lub dziecię. Wyciągano ofiarę na rynek i pastwiono się nad nią w sposób najstraszliwszy. Tłuszcza biła się ze sobą o resztki ciał, obmazywała sobie z rozkoszą krwią twarze i piersi, okręcała szyje dymiącymi jeszcze trzewiami. (…) Tłum więc szalał na rynku i dochodził do tak dzikiego opętania, że w końcu począł się wzajemnie mordować”. Wyżej niż ruska czerń sytuują się Kozacy: „Zachar kazał ćwiczyć chłopstwo bez miłosierdzia, a mirhorodcy spełniali z rozkoszą rozkaz. Niżowi bowiem przyjmowali chętnie w czasie buntów pomoc czerni, ale pogardzali nią bez porównania więcej (czyżby? – LS) od szlachty. Przecie niepróżno zwali się »szlachetne urożonymi Kozakami«”. Ale i Kozakom daleko było do szlachty. Oto jak zwraca się Skrzetuski do ruskich kniaziów (sic!): „Nie pora mi się z mego szlachectwa wywodzić, ale tak myślę, że to wasze księstwo mogłoby snadnie za nim mieczyk i tarczę nosić. Zresztą skoro chłop był wam dobry, to jam lepszy…”. Ten „chłop”, o którym Skrzetuski wspomina, to sławny ataman kozacki Bohun. Nie przeceniałbym historycznej wartości Sienkiewiczowskich powieści, ale tutaj przemawia on autentycznym językiem polskiego szlachciury. Owa nieskończona pogarda przyzwala zaś potem na wszystko, z mordem, pogromem, rzezią i paraniewolnictwem włącznie. Tak samo bywało w stosunkach polsko-ruskich, polsko-żydowskich, polsko-rosyjskich itd. Niby Sienkiewicz i Tokarczuk piszą o tym samym, ale ją to brzydzi, on zaś rzecz umieszcza w tle bohaterskiej ikony. Nie chodzi więc o fakty, ale o ich naświetlanie. W takiej zaś konkurencji Tokarczuk nie ma szans, jak zresztą i gros bazujących na nieubłaganych, rzetelnych źródłach uczciwych dziejopisów.

Problem na tym bowiem się zasadza, że pisząc dzieje narodowe z jakąkolwiek dozą obiektywizmu, nie sposób Polski wyanielić i dogodzić społecznej potrzebie samozadowolenia, poczucia wielkości (ewentualnie niezawinionej krzywdy) i moralnej wyższości nad całym światem, a tylko to przecież zapewnia laury, nagrody i względy. Jedna jest właściwie ucieczka przed dylematem. Jak mówią Rosjanie: uszoł w tualiet. Zrezygnować z góry z wszelkich kontrowersyjnych tematów i zająć się takimi wycinkami historii, w których jeśli nawet coś świerzbi, można ograniczyć się do jednego aspektu wydarzeń, by potem wyjść jak gęś z wody, otrząsnąć się, zrzucić krople z piór i zdziwić niezmiernie, że ktoś ma inne zdanie. – Ja przecież nie o tym pisałem… Toteż nie zdziwiłem się, że Norman Davies pisze teraz książkę o armii Andersa. Nawet gdyby było tu parę spraw dyskusyjnych, jego celem będzie pokazanie tragedii, bohaterstwa itp., czego nikt przecież nie zaneguje. Tak samo było w jego pracach o bitwie nad Wisłą 1920 r. czy powstaniu warszawskim. Owszem, będzie miał małą zagwozdkę, gdyż to właśnie Anders określił decyzję o wywołaniu powstania jako „zbrodniczą”, ale na pewno jakoś z tego wybrnie. Jak pisał sir Max Hastings w „Sunday Telegraph” w recenzji „Powstania ‘44”: „Norman Davies wie o Polsce więcej niż jakikolwiek inny historyk na Zachodzie. Davies napisał wzruszającą elegię na cześć tamtych skazanych na zagładę romantyków…”. Nie wiem, na jakich podstawach zapewnia sir Hastings o wyjątkowej wiedzy Daviesa, ale już słowem romantycy rozgrzesza wszystko. Piękni jesteśmy i wspaniali. Potem jakiś Daniel Beauvois, który rozdrapuje rany polskiej historii i jej parasienkiewiczowskiej interpretacji, może się schować do mysiej dziury, a Olgę Tokarczuk najlepiej po prostu spalić na stosie. Tak to czarownicom bywa.

Wydanie: 2015, 46/2015

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma

Komentarze

  1. Kot Jarka
    Kot Jarka 28 grudnia, 2015, 04:26

    Sz.P profesorze, czy „ruska czerń”, Kozacy to Ruthenians, Ukraińcy, Rosjanie czy jeszcze kto inny ?
    Obecnie trudno się w tym połapać.

    Co do p. Davisa,
    jestem pewien, ze nic nie napisze, ze dzięki gen. Anders kilka tysięcy Polaków poszło do piachu bo nie wprowadził kwarantanny na jedzenie w Iraku dla wygłodzonego w Rosji wojska.
    Oraz nic nie będzie, ze Ukraińcy z dywizji SS (rzez W-wy itp) zostali uratowani dzięki gen. Anders, który stwierdził, ze to obywatele II RP. I Amerykanie nie odesłali ich Rosjanom, tak jak było w ich umowie.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy