Tak jak kiedyś małpy zeszły z drzewa i zniknął im ogon jako organ zbędny, tak my używamy kciuka i być może mózg stanie się nam zbędny Prof. Tadeusz Gadacz – Panie profesorze, czy rzeczywiście jest tak, że mamy do czynienia z kryzysem wartości? To jedna z najczęściej powtarzanych diagnoz obecnej doby. – I myślę, że jest trafna. Ale jeśli przez kryzys rozumiemy to, co język grecki określał jako przełom, to w zasadzie kultura i historia we wszystkich wiekach były w permanentnym kryzysie, gdyż nieustannie doświadczaliśmy rozmaitych przełomów. Oczywiście kryzys ma także w sobie znaczenie negatywne i w tym sensie jest współczesny. – Dotyczy duchowości? – Przede wszystkim. Pracuję obecnie nad 12-tomową historią filozofii XX w. Widzę wyraźnie, że filozofia do okresu II wojny światowej głęboko wyrastała z tradycji romantycznej i że najczęstszym terminem tej filozofii było słowo „duch”. Dziś w kulturze francuskiej jedynym tego śladem jest pismo tak zatytułowane. Gdyby obecnie jakiś filozof pojechał na konferencję naukową i zaczął mówić o duchu, z pewnością spotkałby się z dziwnymi spojrzeniami. Kryzys humanistyki – Sugeruje pan, że następuje koniec metafizyki? – To się zaczęło już od Heideggerowskiego zwinięcia metafizyki, co w końcu doprowadziło do sytuacji, że filozofia z głębi ducha wyszła na powierzchnię. Kiedy czytamy dziś dzieła Dostojewskiego, Kafki, Ibsena czy Prousta, którymi filozofia się karmiła, kiedy sięgamy do Husserla, Gadamera, kantystów, widzimy, że ci wszyscy autorzy swą wiedzę czerpali z doświadczenia duchowego. Ta epoka wydaje się zamknięta. – Roztrzaskał ją koszmar II wojny światowej? – Symptomy były już wcześniej, ale wojna to przypieczętowała. Po wojnie najbardziej znanymi filozofami byli Jean-Paul Sartre i francuscy poststrukturaliści, a dziś, gdyby ktoś zapytał, kto jest wybitnym filozofem, trzeba by odpowiedzieć, że ostatni wybitni filozofowie umarli. Podobnie rzecz ma się z kulturą. Czy istnieje wielka światowa literatura? Czy mamy pisarzy tej rangi, co kiedyś Dostojewski czy Kafka? – A może będą mogli to ocenić dopiero ci, którzy przyjdą po nas? – Bez wątpienia dystans historyczny jest potrzebny, ale nie można udawać, że nie wiemy, czego doświadczamy. Być może trochę lepiej jest z poezją, ale proszę spojrzeć, co się dzieje ze sztuką, która przeszła już dwie fazy modernizmu. Jeśli prawdą jest teza, że kultura i filozofia przeżywają pewne okresy szczytowe, to my z pewnością jesteśmy poza takim okresem. Nie wiem, czy to jest koniec, ale z tej drogi nie ma już powrotu do świetności, którą znamy, tak jak nie wrócimy już do malarstwa renesansowego. Nie możemy się łudzić, że powtórzy się impresjonizm, a zarazem nie bardzo wiemy, co nas czeka. – Wszystko jest za nami, a przed nami pustka? – Nie wiem, czy pustka. Ale na pewno nie powrót do przeszłości. To, co obecnie obserwujemy, to kryzys, który jest symptomem szerszego zjawiska, jakie można by nazwać umieraniem humanistyki. Heidegger miał rację, twierdząc, że nauka przeszła w technikę, że obecnie – gdyby żył Euklides czy Arystoteles – to prawdopodobnie pierwszy nie stworzyłby geometrii, a drugi metafizyki, ponieważ nie byliby w stanie zdobyć grantów badawczych ani dowieść, że ich teorie czemuś służą, szczególnie w praktyce technicznej. Wypłukiwanie humanistyki, wypieranie kodów kulturowych z kształcenia, sprowadzanie wszystkiego tylko do skuteczności, traktowanie rozumu w sposób instrumentalny to są wszystko bardzo groźne zjawiska. – To bardzo pesymistyczna diagnoza. – Tak, jestem pesymistyczny, ponieważ widzę, co się dzieje, ale także trochę przeczuwam, co może się stać potem w kulturze i humanistyce. Trudno być optymistą, gdy np. patrzy się, jak zamykane są w Niemczech katedry, które same w sobie były historią rozwoju filozofii niemieckiej w XX w. – Co pan przeczuwa? – Najważniejsze jest pytanie, co stanie się dalej z rozumem instrumentalnym, który zostanie odcięty od rozumu metafizycznego, a więc tego, z którego wyrastała wielka kultura, ale także wielka moralność. Obawiam się, że w przyszłości ten dorobek może zostać zakwestionowany. Weźmy sprawę dr. Garlickiego i pytania, czy nie powinno być nam obojętne, kto nas operuje. Odpowiadam krótko: jeśli sprowadzić chirurga do Helwecjuszowskiego człowieka-maszyny, to w zasadzie powinno być nam obojętne, nie unikniemy jednak pytania, czy lekarz może być człowiekiem-maszyną. Czy mamy się kierować tylko i wyłącznie zasadami pragmatyzmu i instrumentalizmu? I do czego to doprowadzi, czy to nie jest groźne? – A może to jest kwestia zmęczenia czy wręcz przemęczenia tradycją, co sprawiło, że została ona
Share this:
- Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram
- Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp
- Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email
- Click to print (Opens in new window) Print
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety