Ostatni lot Prigożyna

Ostatni lot Prigożyna

Świat obiegła wiadomość: na trasie między Moskwą a Petersburgiem, gdzieś w rejonie Tweru, rozbił się prywatny pasażerski samolot odrzutowy Embraer Legacy. Zginęli wszyscy, którzy byli na pokładzie samolotu: siedmiu pasażerów i troje członków załogi. Nie byłoby w tym może nic nadzwyczajnego, katastrofy lotnicze zdarzają się wszędzie na świecie, gdyby nie to, że wśród pasażerów znajdował się Jewgienij Prigożyn, szef najemników-bandytów nazywanych grupą Wagnera, i nieznany tak powszechnie jego zastępca, Dmitrij Utkin. Ten były oficer GRU uchodzi za twórcę osławionego oddziału.

W zasadzie nikt nie powinien mieć wątpliwości. Putin dorwał i ukarał Prigożyna, który swoim puczem nie puczem, przerwanym marszem na Moskwę, przed miesiącem ośmieszył dyktatora. Wszystko wydaje się jasne. Miał Putin powód do zemsty? Miał. Miał możliwość się zemścić? Miał. Wszystko mieściło się w ramach KGB-owskiej metody postępowania.

Ale kilka kwestii wydaje się mimo to niejasnych. Ukatrupić Prigożyna i jego kamrata można było bez rozgłosu, cichcem, bez powodowania katastrofy samolotu. Mógł się zatruć grzybkami, udławić ością sandacza, wyskoczyć z okna, zamykając je zresztą za sobą. Umrzeć na atak wrażliwego serca. Przypadkiem napromieniować się czymś szkodliwym albo zamiast aspiryny uraczyć się nowiczokiem. Wszystkie te metody znane są z praktyki i KGB, i jego poprzednika – NKWD. Dlaczego tym razem wybrano taką osobliwą formę? A poza tym co Prigożyn robił w Moskwie? Skąd się tam wziął? Rzekomo był w Afryce, skąd rozgłaszał, że walczy o interesy Rosji mimo 50-stopniowego upału. Ale już raz po tym puczu nie puczu miał być na Białorusi, gdzie pobyt (bezpieczny pobyt?) miał mu wynegocjować sam Łukaszenka. Okazało się później, że Prigożyn był nie na Białorusi, ale w Moskwie, i rozmawiał z Putinem. To może rzeczywiście na liście pasażerów embraera było tylko jego nazwisko, a on sam był gdzie indziej? Mistyfikacja? Czyja? Putinowskich służb specjalnych czy samego Prigożyna? Tak niektórzy podejrzewają. Chyba nadmiar spiskowego myślenia.

A może była to zemsta nie Putina, tylko jego generałów, osobistych wrogów Prigożyna, w których wymierzony był jego pucz nie pucz? Czy możliwe, aby na coś takiego poważyli się bez wiedzy i akceptacji Putina? Mało prawdopodobne. Upozorowali katastrofę, wprowadzając w błąd światową opinię publiczną i samego dyktatora? Zrobili to, na co nie zdecydował się sam Putin, w dodatku w tajemnicy przed nim?

A może Prigożyn dogadał się z Putinem przeciw generałom i odlatywał – jak sądził – bezpiecznie do Petersburga? Jakieś walki wewnętrzne w rosyjskim kierownictwie trwają, jakieś frakcje się zwalczają, niewiele o tym wiemy. Zobaczymy, co przyniesie śledztwo. Niewykluczone, iż zakończy się szybko ustaleniem, że przyczyną katastrofy była awaria maszyny, zachodniego produktu przecież, z definicji mniej niezawodnego niż samoloty produkcji radzieckiej bądź rosyjskiej, lub że pilot oszalał i popełnił takie rozszerzone samobójstwo. Ale też możliwe, że dochodzenie ustali, iż była to dywersja NATO lub ukraińska. Możliwy również jest wniosek, że za zamachem stoją rosyjscy generałowie, spiskujący przeciw Rosji i jej carowi. To ostatnie rozwiązanie mogłoby być dla Putina idealne. Pozbyłby się za jednym zamachem Prigożyna i kilku generałów, których chciałby się pozbyć, i to byłby znakomity pretekst. Poczekajmy zatem na wyniki owego śledztwa. Pokażą one to, co mają pokazać, ale mimowolnie ujawnią także intencje dyktatora.

Na razie możemy sobie pospekulować. W spekulowaniu na temat przyczyn katastrof lotniczych mamy wprawę. Szkoda, że aktualny stan stosunków polsko-rosyjskich wyklucza możliwość poproszenia przez Rosjan o pomoc polskich fachowców od ustalania przyczyn katastrof z podkomisji Antoniego Macierewicza.

Wydanie: 2023, 35/2023

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Komentarze

  1. Wit.
    Wit. 28 sierpnia, 2023, 18:03

    Jeśli prawdą jest, że jego (Prigożyna) feralny samolot startował w Afryce, to możliwe jest iż bombę z opóźnionym lub wywołanym zmniejszeniem się wysokości podłożyłi inni wrogowie, nie Rosjanie, a mocni gracze z centralnej Afryki, którym od dobrych kilku lat bardzo psuł interesy. Wrogów miał wielu. Jak było na prawdę – nie wiadomo i pewnie nie będzie nigdy wiadomo

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy