Ostatni skok Wieniawy

Ostatni skok Wieniawy

Wikimedia Commons

Gen. Wieniawa-Długoszowski uosabiał to, co w II RP było najlepsze, i to, co najgorsze Dom przy Riverside Drive 3 w Nowym Jorku, gdzie od pewnego czasu Bolesław Wieniawa-Długoszowski mieszkał z żoną i córką, wyróżniał się renesansową architekturą i jasną elewacją. Wzrok przechodniów zatrzymywał się zwłaszcza na tarasie, ciągnącym się przez całą szerokość czwartego piętra. Często można było na nim zauważyć postawną sylwetkę Wieniawy, który lubił stamtąd oglądać panoramę miasta. Rankiem 1 lipca 1942 r. także był na tarasie. Potem – jak zeznali świadkowie – wszedł na barierkę, uklęknął, przeżegnał się i wyskoczył. „Przypadkowa śmierć”, głosił akt zgonu. Także polski ambasador w USA Jan Ciechanowski, chcąc uniknąć sensacji, poinformował prasę, że śmierć spowodował „wypadek wywołany zawrotami głowy, na które cierpiał generał”. Jakby potwierdzając tę wersję wydarzeń, właścicielka domu upierała się: „Był w znakomitym humorze, miał zamiar wziąć kąpiel, szedł na taras zaczerpnąć świeżego powietrza…”. Wątpliwości rozwiewał list pozostawiony w kieszeni piżamy Wieniawy: „Myśli plączą mi się po głowie i łamią jak zapałki lub słoma. Nie mogę spamiętać najprostszych nazw miejscowości, nazwisk ludzi oraz prostych wypadków z mego życia. Nie czuję się w tych warunkach na siłach reprezentować Rządu, gdyż miast pożytku mógłbym zaszkodzić sprawie…”. Czy jednak wyłącznie problemy zdrowotne zaważyły na podjęciu decyzji o samobójstwie? Jak to się stało, że ten, który „zdawał się być życiem samym, samem urokiem dnia codziennego”, jak pisał o Wieniawie Jan Lechoń, rozstał się z życiem w tak dramatyczny sposób? Pytania dotyczące samobójstwa Wieniawy można mnożyć. Ulubieniec Cezara „Ulubieniec Cezara” – tak biografię Wieniawy-Długoszowskiego zatytułował Jacek M. Majchrowski. Tytuł nadzwyczaj trafny, zważywszy na stosunki między Wieniawą a Józefem Piłsudskim. Marszałek darzył swojego adiutanta wyraźną i niesłabnącą sympatią. Podczas gdy inni byli to awansowani, to degradowani, pozycja Wieniawy pozostawała niezachwiana, wsparta autorytetem Piłsudskiego. Kiedy w 1923 r. otrzymał nominację na przedstawiciela Szefa Sztabu Generalnego w MSZ, odrzucił ją, nie chcąc urazić odsuniętego od władzy marszałka. Po Warszawie krążyła opowieść – chętnie powtarzana zarówno przez przyjaciół, jak i wrogów – o kobiecie, która widząc Wieniawę spacerującego z Piłsudskim, miała spytać: „Kim jest ten stary pan, z którym idzie Wieniawa?”. W tej opowieści musiało coś być, skoro nawet Julian Tuwim w wierszu „Wieniawa” pisał: A wczoraj (nie wierzycie? Pod chajrem! Bez przechwałek!) Przychodzi do mnie skrycie Po prostu – sam Marszałek. I prosi o dyskrecję, Bo ma intymną sprawę, A wierzy w mą protekcję: „Pan przecież zna Wieniawę!”. „Kolory i fantazja, nałogi i fanfaronada, kontakty ze środowiskami artystycznymi Wieniawy utrwalały jego archetyp”, pisze Majchrowski. Chociaż więc wjazd na koniu do Adrii to tylko legenda, Bolesław Wieniawa-Długoszowski był jedną z najbarwniejszych postaci II RP, celebrytą sanacyjnej Polski. Znał wszystkich – polityków, wojskowych, artystów – i w każdej z tych grup czuł się znakomicie. Tylko Wieniawa mógł napisać o pewnej kawiarni: „Tam zaprzyjaźniłem się z kosmicznie mistycznym Tadeuszem Micińskim, wielkim, lecz niezrozumiałym poetą. (…) Tam poznałem Stanisława Przybyszewskiego i Stanisława Wyspiańskiego (…), tam z Karolem Irzykowskim i Stanisławem Womelą wykłócaliśmy się o naturalizm w sztuce i o empiriokrytycyzm niemiecki Macha i Avenariusa”. Nic dziwnego, że wielu wątpiło, czy tak wysoka pozycja Wieniawy była zasłużona. Zdaniem gen. Tadeusza Rozwadowskiego był „oficerem bezsprzecznie bardzo inteligentnym, lecz przez całą swą służbę zajmował się wyłącznie polityką, a nie wojskiem. (…) W kawalerii polskiej zupełnie nieznany jako oficer liniowy”. Generalicja spoza kręgu legionowego uważała Wieniawę raczej za celebrytę i bawidamka niż za materiał na dowódcę. Nadużywał alkoholu, co nie pozostało niezauważone i przez przyjaciół, i przez przeciwników. „Wieniawa po prostu nie umiał nikomu odmówić wypicia z nim kieliszka, a że wszędzie spotykał kompanów… a że kompani wszyscy byli trunkowi…”, pisał płk Marian Romeyko, attaché wojskowy ambasady RP w Rzymie. Przede wszystkim jednak krytycy zarzucali Wieniawie jego ślepe oddanie Piłsudskiemu, które przedkładał nad polityczne i wojskowe interesy państwa. W maju 1926 r. należał do ścisłego grona przygotowującego zamach. Wcześniej odwiedzał wojskowych i namawiał ich do buntu przeciwko rządowi. Mając do wyboru dochowanie wierności przysiędze wojskowej i lojalność wobec Piłsudskiego, wybrał to drugie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 52/2018

Kategorie: Historia