Bandyci, a nie święci

Bandyci, a nie święci

„Ogień”, „Łupaszka”, „Bury” W społeczeństwie nie było poparcia dla powrotu do II RP i to było jedną z przyczyn porażki powojennego podziemia zbrojnego Kluczowym elementem tzw. polityki historycznej szeroko rozumianej prawicy w Polsce jest niemal sakralny kult powojennego zbrojnego podziemia antykomunistycznego, dla którego stworzono nazwę Żołnierze Wyklęci lub Niezłomni, pisaną obowiązkowo wielką literą. Ja pozwolę sobie pisać ją małą literą i w cudzysłowie. Nazwę tę wymyśliła w 1993 r. Liga Republikańska – zapomniana już dzisiaj organizacja radykalnej młodzieży prawicowej, wywodząca się z NZS Uniwersytetu Warszawskiego – a spopularyzował ją w 1996 r. Jerzy Ślaski w książce pod takim tytułem. Większość tej organizacji wraz z liderem Mariuszem Kamińskim zasiliła potem szeregi Prawa i Sprawiedliwości. Właśnie w 1993 r. Liga Republikańska zorganizowała wystawę poświęconą antykomunistycznemu podziemiu zbrojnemu po 1944 r. Nadała jej tytuł „Żołnierze wyklęci”. W tym czasie zapanowała też wśród młodych historyków moda na badanie historii powojennego zbrojnego podziemia. Z tekstów, jakie pisali wtedy znani w późniejszych latach historycy – m.in. Rafał Wnuk, Kazimierz Krajewski czy Grzegorz Motyka – wyłaniała się wyraźna sympatia do podziemia antykomunistycznego. Jednak autorzy ci nie unikali wówczas kwestii drażliwych – wyciszanych przez obecną politykę historyczną – takich jak stosunek do mniejszości narodowych, zbrodnie na osobach cywilnych, demoralizacja ludzi pozostających w podziemiu albo konflikty między różnymi odłamami podziemia. Młodzi historycy lat 90. XX w. – jak to ujął później prof. Rafał Wnuk – „starali się pisać historię krytyczną i nie wchodzili w rolę kreatorów polityki pamięci czy polityki historycznej”. Tę rolę zarezerwowała sobie Liga Republikańska, a od lat dwutysięcznych Prawo i Sprawiedliwość. Pisowski kult państwowy Mit „wyklętych” – przyswojony potem przez większość polskiej prawicy, także tej z Platformy Obywatelskiej – miał spełniać różne funkcje polityczne. Wspierał prawicową demagogię deprecjonującą porozumienie Okrągłego Stołu, stał się dodatkowym paliwem do podtrzymywania świętego ognia antykomunizmu i rusofobii, a przede wszystkim ważnym kodem kulturowym szeroko rozumianej prawicy. Kup nasze książki o „wyklętych” Na falsyfikację pojęcia „żołnierze wyklęci” zwrócił uwagę m.in. prof. Wnuk: „Pojęcie to fałszywie sugeruje, iż antykomunistycznych konspiratorów łączyła jakaś więź organizacyjna lub wspólnota celów. Propagujący to określenie ludzie przekonują, iż w warunkach reżimu komunistycznego podziemna walka zbrojna była jedyną honorową, a jednocześnie racjonalną strategią działania. Deprecjonują opór stawiany komunistom przez Polskie Stronnictwo Ludowe i inne działające wówczas legalnie środowiska polityczne i społeczne. Wielu z nich twierdzi, jakoby w latach 1944-1953 (w innej wersji 1944-1963) żołnierze zwani wyklętymi walczyli w najdłuższym w historii Polski narodowym, antykomunistycznym powstaniu. Mówią tak, choć żaden konspirator czy partyzant nie nazywał siebie żołnierzem wyklętym, żaden z nich nie określił swej ówczesnej aktywności powstaniem. Pojęcia te kreują uproszczony, infantylny, w dużym stopniu fałszywy obraz powojennego podziemia. Duma z przeszłości winna opierać się na niewyimaginowanej, możliwie zobiektywizowanej historii, a nie być produktem zideologizowanej polityki historycznej”, pisał w „Pomocniku Historycznym” wydanym przez „Politykę” (nr 5/2018). Szerzącą się na prawicy modę na „wyklętych” podchwyciło Prawo i Sprawiedliwość, kiedy w 2005 r. po raz pierwszy doszło do władzy. PiS potrzebowało własnego mitu założycielskiego, by odciąć się od okrągłostołowych „lumpenelit”. Zanim pojawił się mit „zbrodni smoleńskiej”, funkcję mitu założycielskiego pełnił i nadal pełni mit „żołnierzy wyklętych”, których politycznym kontynuatorem ma być właśnie ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. Mitologię „wyklętych” zaczęto więc intensywnie krzewić wśród młodzieży – w pierwszej kolejności prawicowej i nacjonalistycznej – oraz w tzw. środowiskach kibicowskich. Tak o tym napisał na Facebooku znany mi prawicowy dziennikarz: „Za czasów mojej przynależności do Młodzieży Wszechpolskiej właściwie temat gloryfikacji Wyklętych nie istniał, nie robiło się o tym referatów na zebrania i nie brało udziału w uroczystościach. Owszem, ktoś nałożył koszulkę z krzyżem NSZ i to było tyle. (…) Z czasem do głosu doszło pokolenie, które obraz PRL znało już tylko z przekazu innych. Ta generacja szukała ideologicznego paliwa. Nasłuchali się opowieści o tej złej komunie i znaleźli sobie paliwo. (…) Zaczęli propagować Wyklętych jeszcze przed PiS, ale to PiS zrobiło z nich kult państwowy, angażując w to wojsko i cały aparat państwowy. Bez PiS inicjatywa ta byłaby

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2019, 2019

Kategorie: Historia