Oszustwo po (o)polsku

Oszustwo po (o)polsku

Ślązak ma zaufanie do Ślązaka – nie pyta, pomaga. Jak może to zrujnować życie, przekonał się obywatel Niemiec, Ślązak oczywiście Opole, miasto przebojowe, stolica polskiej piosenki; miasto niedawnych „przebojowych” ministrów, Patryka Jakiego czy Janusza Kowalskiego. „Przebojowi” oszuści, nieuczciwa pośredniczka finansowa, spec od nieruchomości i niezbyt staranni notariusze zadbali o to, by Janusz Biskup, obywatel Niemiec, miał jak najgorsze skojarzenia z Opolem. Ten Ślązak trafił na wyjątkowo parszywych ziomków i słono za to płaci od 10 lat, także zdrowiem. – Do 2011 r. byliśmy szczęśliwym małżeństwem, wiedliśmy uporządkowane życie – mówią Yvonne i Janusz Biskupowie, obchodzący właśnie 36. rocznicę ślubu. W 2004 r. sąsiad remontował Biskupom mieszkanie, przedstawił im kolegę z dzieciństwa, Jerzego; ten szybko ich oczarował, stał się niemal domownikiem, wyjeżdżali na wspólne urlopy. Przedstawiał się jako makler, pokazywał Biskupom nawet swoje niemieckie biuro. Pochodził ze Śląska, miał trudne dzieciństwo, o czym poruszająco opowiadał. Biskupowie traktowali go jak przyjaciela. Janusz Biskup: – Pomagałem znajomym, rodzinie, dobrze mi się wiodło. Nikt mnie nigdy nie oszukał, ja także nikogo, myślałem, że tak świat wygląda. Do głowy by mi nie przyszło… A Jerzy już miał pewne finansowe „dokonania”, obracał setkami tysięcy złotych, niektórzy dzięki niemu zarobili, inni stracili dorobek życia. Byli to niemal sami Ślązacy, w dość zamkniętym środowisku. – W 2011 r. Jerzy zrozpaczony zadzwonił, czy moglibyśmy pomóc jemu i jego rodzinie. Pożyczył pieniądze od znanego, jak się okazało, lichwiarza, który chętnie pożycza, ale jeszcze chętniej zabiera zastaw. Ten groził, że zabierze im dom za odsetki. Proponował, żeby znaleźli kogoś, kto dom kupi i go spłaci. Miałem dobrze płatną pracę, zdolność kredytową w Polsce nawet na milion złotych – tłumaczy Janusz Biskup. Skany aktu notarialnego pokazują, że Jerzy i lichwiarz zawarli np. w 2009 r. umowę pożyczki na kwotę 928,5 tys. zł z oprocentowaniem 40 tys. tygodniowo (sic!), inna opiewała na 400 tys. z odsetkami 60 tys. miesięcznie. Za niespłacone pożyczki Jerzy już oddał lichwiarzowi m.in. mieszkanie, dom, pole, później przekształcone w atrakcyjne działki budowlane. Dom, w którym rodzina Jerzego mieszkała, lichwiarz przepisał na siebie za 400 tys. zł długu, teraz chciał jeszcze 600 tys. zł ze sprzedaży. Pośredniczka kredytowa Jerzy poprosił wcześniej Biskupa o wzięcie kredytu gotówkowego, już miał spore kłopoty. I tu pojawia się Olga S., ujmująca pośredniczka finansowa z Opola, kobieta „od spraw trudnych”. Dziś jej biuro nie istnieje, numery telefonów są niedostępne. – Wydawała się taką uczciwą, kompetentną panią, która może wszystko załatwić. Znała rodzinę P., mówiła, że są w dramatycznej sytuacji, pomagała im wcześniej brać pożyczkę. Zachęcała mnie do wzięcia kredytów dla nich, zapewniała o ich uczciwości, wypełniała za mnie blankiety, „zanosiła zapytania” do banków, jak mówiła. Ufałem jej, była przyjacielska, szybko zaproponowała przejście na ty – wspomina Janusz Biskup. Rodzina P. zapewniała, że mają dochody miesięczne ok. 13 tys. – renta wujka z Niemiec, emerytury i wypłaty. Ale kto by między Ślązakami prosił o kwity do wglądu. Pani Olga załatwiła w różnych bankach kredyty na Biskupa na 20 i 30 tys. zł, potem jeszcze 40 tys. Przyzwyczajała ludzi do tego, że tylko z nią otrzymają kredyt, że tylko ona wyprowadzi ich z finansowej matni. – Dawałem pieniądze Jerzemu, zawsze w obecności pani S., od razu dostawała swoją prowizję bez pokwitowania, na moich oczach – przyznaje Biskup. Mówiono o 10%. Kiedyś ta pani zrobiła pod bankiem awanturę, bo jej dolę Jerzy chciał dać jej później. Z perspektywy czasu Biskup widzi, że pośredniczka załatwiała sprawy tuż przed zamknięciem biura, pośpiesznie, prosiła o podpisy in blanco. Później, podczas jednej z rozpraw sądowych z powództwa Janusza Biskupa, okazało się, że „pani od spraw trudnych” bez jego wiedzy wystąpiła o kredyt w wysokości ponad 1 mln zł. Drożejący dom – Ten wujek, który już zmarł w wieku ponad 90 lat, wtedy, w 2011 r., płakał, żeby im pomóc, trzymał mnie za ręce, bał się, palono im pod domem znicze, niszczono elewację, rzucano farbami. Mnie się serce krajało,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 42/2021

Kategorie: Kraj