Nie pali się, czyli strażak na emeryturze

Nie pali się, czyli strażak na emeryturze

Prorządowe kierownictwo Państwowej Straży Pożarnej pozbywa się komendantów powiatowych i ich zastępców, tymczasem w kadrze dowódczej brakuje oficerów Około 30 tys. funkcjonariuszy PSP pełni służbę w 335 komendach powiatowych/miejskich oraz 16 komendach wojewódzkich. Są to zawodowcy w pełnym tego słowa znaczeniu, dzielni ludzie niosący ratunek w czasie pożarów, klęsk żywiołowych i wypadków drogowych. Wspomaga ich ponad 600 tys. ochotników, ale to zawodowi strażacy, podlegli ministrowi spraw wewnętrznych i administracji, nadają ton tej służbie. Plama w życiorysie Strażaków nadzoruje wiceminister Jarosław Zieliński, który po dojściu PiS do władzy, w grudniu 2015 r. powołał st. bryg. Leszka Suskiego na komendanta głównego PSP. Pół roku później portal TVN24.pl donosił, że obaj są dobrymi znajomymi i wiceminister ponownie sięgnął po Suskiego (w latach 2005-2007 był pierwszym zastępcą komendanta głównego), mimo że ten miał plamę w życiorysie. W 1981 r. podczas słynnego strajku podchorążych w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej w Warszawie jako jeden z czterech opuścił kolegów w czasie buntu i wyjechał do domu, zyskując miano łamistrajka. Rzecznik PSP nie skomentował ustaleń dziennikarza portalu, uznając je za prywatną sprawę komendanta. Przeszłość komendanta Suskiego przypomnieli nam jego podwładni po artykule „Jak komendanci spadali z drabiny” (PRZEGLĄD nr 24), w którym pisaliśmy o dwóch komendantach powiatowych PSP. Jeden, z Malborka, przeszedł na wcześniejszą emeryturę, bo odmówił Leszkowi Suskiemu przejęcia obowiązków pomorskiego komendanta wojewódzkiego i zaraz nasłano na niego kontrolę. Drugi, ze Szczytna, nie zgodził się przejść na „dobrowolną” emeryturę, bo jako strażak z powołania chciał jeszcze popracować. Został więc odwołany i przesunięty na wcześniej zajmowane stanowisko zastępcy dowódcy zmiany (a nie jednostki ratowniczo-gaśniczej, jak mylnie napisałem, a więc jeszcze niżej), jeździ teraz z byłymi podwładnymi do akcji i podlega chorążemu. Pozostał jednak w straży, mimo że dostanie mniejszą emeryturę. Obaj to sprawni fizycznie i umysłowo mężczyźni około pięćdziesiątki, doświadczeni w zarządzaniu i mogący służyć społeczeństwu przynajmniej jeszcze dekadę. Jednak tych oficerów „dobra zmiana” się pozbywa. Weryfikacja „poważnych” zarzutów „Przekonany” do przejścia w stan spoczynku został również szef pomorskiej PSP, 49-letni st. bryg. Andrzej Rószkowski. Jego miejsce zajął bardziej ugodowy Tomasz Komoszyński, wcześniej zastępca komendanta powiatowego w Nowym Dworze Gdańskim (zgodził się przyjąć te obowiązki w przeciwieństwie do Adama Zielińskiego z Malborka). Od tej pory awansował w trybie błyskawicznym – w niespełna rok od młodszego brygadiera do nadbrygadiera, czyli do stopnia generalskiego! I to on wysłał do Malborka kontrolę po otrzymaniu dwóch anonimów oczerniających komendanta Zielińskiego. Rzecznik Komendy Głównej PSP, st. bryg. Paweł Frątczak, twierdził, że są w nich zarzuty „o poważnym ciężarze gatunkowym”. Wśród nich nieprawidłowości w zarządzaniu jednostką, ale też w sprawach związanych z gospodarką materiałową i zamówieniami publicznymi, do tego poświadczenie nieprawdy, mobbing, nierówne traktowanie (w doniesieniu nie napisano, kogo to dotyczyło) oraz wykorzystywanie pojazdów służbowych. Zarzutów tych nie można było zweryfikować, gdyż sprawozdanie z kontroli nie ukazało się w Biuletynie Informacji Publicznej KW PSP w Gdańsku. Za radą rzecznika Frątczaka wystąpiliśmy o nie w trybie dostępu do informacji publicznej i już po dwóch tygodniach (przecież się nie pali) je otrzymaliśmy. Na 20 stronach zawarto wnioski z kontroli „w trybie uproszczonym” przeprowadzonej w Malborku po decyzji pomorskiego komendanta wojewódzkiego z 14 października 2016 r. Czyli z dnia, w którym wpłynął do niego drugi anonim wymierzony w Adama Zielińskiego. On sam wtedy jeszcze urzędował, choć zdawał sobie sprawę, że jego dni na stanowisku są policzone. Kontrolę przeprowadziła sześcioosobowa ekipa pod przewodnictwem zastępcy Komoszyńskiego. Po trzydniowej weryfikacji zarzutów te najważniejsze się nie ostały. W tym doniesienie o wożeniu służbowym autem Zielińskiego z Malborka do Tczewa, gdzie mieszka i skąd – jak twierdzi – jeździł na różne oficjalne wydarzenia. Anonimowe źródło wytykało, że z jednej czy drugiej imprezy był odwożony po spożyciu alkoholu. Kontrola nie potwierdziła tego. Przesłuchiwany przez komisję młody strażak przyznał, że co prawda jeździł z szefem do komendy w Tczewie, a nawet pod jego dom, ale z alkomatem przy komendancie nie stał i nie wie, czy był nietrzeźwy. Nie do zweryfikowania był również zarzut mobbingu i kilka innych, a najwięcej miejsca w sprawozdaniu zajęła sprawa demontażu starego płotu wokół malborskiej komendy. Anonim oskarżał komendanta Zielińskiego, że rozebrany płot został sprzedany na złom, a pieniądze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 27/2018

Kategorie: Kraj