Pejzaż po żałobie

W telewizji resztki narodowych funebralnych uniesień, masowych ślubowań oraz poczucie chrześcijańskiej więzi. Ludzie na ekranie, pokazywani w czasie uroczystości żałobnych, byli dobrzy, a chcieli być jeszcze lepsi. Wszyscy bez mrugnięcia okiem, choć ze łzami, powoływali się na papieskie nauki, jakby słuchali ich zawsze ze zrozumieniem i kierowali się w życiu tym drogowskazem; jeśli przyznawali się do tego, że ich nie znają, to obiecywali, że teraz będą wczytywali się w nie z najwyższą uwagą. Do mnie najbardziej przemawia cytowana przez „Gazetę”, trafiająca w sedno wypowiedź anonimowego księdza: k r e m ó w k i   t a k,   e n c y k l i k i   n i e. Pewien góral prowadzący burdel w okolicach Poronina przejrzał na oczy i zamknął niecny przybytek grzesznych uciech, choć był przeznaczony ino dla ceprów, broń Boże dla miejscowych; potwierdza to pasterz owieczek z Podhala, ksiądz Juchas. Muzeum Lenina chyba zamknięto już wcześniej. Kościoły pełne były wierzących zwykłych i wierzących od nowa nawróconych, zastanawiano się więc, co zrobić, by ten stan cudownego zauroczenia przedłużyć. Prymas Glemp, który śladami Gombrowicza wędrował po Argentynie, po powrocie, w czasie homilii żałobnej, agitował do budowy świątyni Opatrzności Bożej, co kilkaset tysięcy zebranych wiernych nieco zmroziło. Wcześniej jeden z biskupów podziękował „po nazwisku” prezydentowi Warszawy, Lechowi Kaczyńskiemu, za pomoc w zorganizowaniu mszy, co na fali iluminacji religijnej zaowocowało ośmioprocentowym wzrostem poparcia dla PiS-u. Tym sposobem bracia Kaczyńscy wyprzedzili Platformę, która mszy nie współorganizowała. Pokazano Tuska, przewidywanego prezydenta, i Rokitę, premiera, wściekłych, bo przecież już byli w ogródku, witali się z gąską, wydawało się, że mają już w kieszeni pełnię władzy, a tu nagle, trach, i jeden brzydki kaczorek zamienia się w łabędzia, bęc i drugi tak samo białą, długą szyją kręci! Jasne, że w przenośni. PiS uroczyście zapowiada, że po wyborach będzie się nam dwoiło w oczach, gdy Lech zostanie prezydentem, a Jarek premierem, bracia twierdzą, że to jest całkiem naturalne. Mają też w pogotowiu zdecydowanie kabaretowy gabinet cieni, w którym ministrem sprawiedliwości może być Ziobro, służby specjalne dostanie Wassermann, od Spraw Wewnętrznych będzie Dorn, a od kultury Marek Jurek. Wszelki duch pana Boga chwali, ludzie, opamiętajcie się, przecież to nie może się zdarzyć, to jak koszmar z ulicy Wiązów! Na fali uzdrawiania politycy podejmowali postanowienia poprawy, jak kiedyś klasa robotnicza w osobach swych przedstawicieli, przodowników pracy, zobowiązania z okazji święta Pierwszego Maja. Wałęsa, dawny brygadzista, a potem prezydent, z przejęciem, szczerze obiecał nie podawać już nogi obecnemu prezydentowi Kwaśniewskiemu, co więcej, uścisnął mu dłoń. Razem dali się sfotografować na tle premiera Mazowieckiego. Potem Wałęsa tłumaczył w telewizji, że oto mamy do czynienia z cudem papieskim. Gdy nadszedł czas konklawe, mogliśmy się zapoznać z biografiami kardynałów i pospekulować razem z naszymi stałymi korespondentami w Watykanie, kogo wybiorą i kiedy, bo na to, że ktoś puści parę z ust, nie ma co liczyć. Po uroczystej mszy wszyscy purpuraci uczestniczący w wyborze nowego papieża udali się do ogromnej sali. Wcześniej watykańskie służby specjalne sprawdziły, czy nie ma tam założonego podsłuchu. Kardynałowie złożyli przysięgę na okoliczność zachowania tajemnicy. Drzwi za nimi zatrzaśnięto; otworzą się dopiero wówczas, gdy papież zostanie wybrany. Oto wzór niedościgły obrad wszelkich komisji. Zawsze uważałam, że powinno się członków komisji izolować w taki sposób, ale czy Ziobro i Rokita, z komisji badającej aferę Rywinową, wytrzymaliby kilka dni bez telewizji? Wróciła do nas sprawa grupy trzymającej władzę, bo Rywin wylądował w więzieniu. Na fali miłosierdzia po wzniosłej żałobie pokazano celę przygotowaną dla Lwa Rywina. Co ciekawe, była całkiem inna niż ta, którą mieliśmy okazję oglądać parę tygodni wcześniej. Tamta była odrapana, zagrzybiona, z zapaskudzonym sedesem, ta lśni bielą jak sumienie posła Ziobry, który zgodnie z miłosierdziem chrześcijańskim nie cieszy się, że znany producent filmowy posiedzi dwa lata w celi wieloosobowej, co z naciskiem i upodobaniem podkreślano. Na własne uszy słyszałam i na własne oczy widziałam Ziobrę w garniturze z krawatem zaciśniętym na szyi jak pętla, którą chętnie zaserwowałby słynnej grupie trzymającej władzę, a więc patrzyłam, jak owa urzeczona z filmu Hitchcocka, gdy poseł

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17-18/2005, 2005

Kategorie: Felietony