Czy Unia znalazła bat na autokratów Wyszło szydło z worka! Unia Europejska uzgodniła mechanizm powiązania transferu unijnych środków z praworządnością. Jeszcze formalnie go nie przyjęła, ale uzgodniła. Kaczyński w odwecie grozi, że zawetuje unijny budżet i Fundusz Odbudowy. Okazuje się więc, że prezesa nie interesuje ratowanie polskiej gospodarki, gotów jest nawet wyjść z Unii, bo ważniejsze jest dla niego, by mieć wpływ na sędziów, żeby móc im dyktować, jakie mają wydawać wyroki. Władza, niekrępowana niczym, jest dla PiS ważniejsza. Lipcowy szczyt Cofnijmy się do lipca 2020 r., do szczytu Unii. Szefowie rządów państw członkowskich podjęli na nim dwie ważne decyzje. Po pierwsze, zaakceptowali projekt budżetu Unii na lata 2021-2027. Ustalono go w wysokości 1,74 bln euro, z czego Polsce miało przypaść 94 mld euro. Po drugie, i to była absolutna nowość, Unia zdecydowała się powołać do życia Fundusz Odbudowy, który ma wspomóc zniszczone przez epidemię COVID-19 gospodarki państw członkowskich. Fundusz oszacowano na 750 mld euro, Polska miała otrzymać 64 mld euro. „Polska wraca ze szczytu UE jako wielki zwycięzca, jesteśmy największym beneficjentem funduszu spójności, a budżet UE oznacza, że szansa dla Polski na złotą dekadę jest znacząco wyższa”, mówił w Sejmie premier Mateusz Morawiecki. I podkreślał, że „Polska będzie mogła otrzymać z budżetu UE ponad 700 mld zł, z czego ponad 620 mld zł będą stanowiły dotacje”. I że spośród 27 państw Unii otrzymamy najwięcej. Na tym osiągnięciu cieniem kładł się dla PiS jeden punkt. Otóż szczyt Unii wprowadził mechanizm pieniądze za praworządność, który zakładał, że kraje łamiące zasady państwa prawa mogą być karane poprzez wstrzymanie transferów finansowych. W pierwszych zapisach mechanizm ten wyglądał dość nieprecyzyjnie, więc Morawiecki głośno mówił, że pozostaną martwe, że to dla władzy nic groźnego. W następnych tygodniach trwały zresztą przepychanki dyplomatyczne, żeby ten mechanizm złagodzić. Polaków wspierali Węgrzy. I podczas kolejnych tur wydawało się, że stanowisko Komisji Europejskiej łagodnieje. Że zasada pieniądze za praworządność będzie ograniczona do sytuacji niewłaściwego dysponowania unijnymi dotacjami, marnotrawienia ich, że trzeba to wpierw stwierdzić itd. Powód tak łagodnego podejścia i Komisji, i najważniejszych państw Unii był w zasadzie jeden – europejska gospodarka jest zniszczona przez pandemię, przez ciągłe lockdowny, więc jak kania dżdżu łaknie pieniędzy. To jest najważniejsze dla całego kontynentu. W tym świetle to, co się dzieje na peryferiach Unii, ma niewielkie znaczenie. PiS to wyczuwało. Wydawało się zatem, że kolejne rozprawy z sędziami ujdą mu na sucho. Parlament gra twardo I pewnie tak by było, gdyby do gry nie włączył się Parlament Europejski. Bo to on musi jeszcze zatwierdzić budżet Unii. Rzecz w tym, że zasiadają w nim wybrani w demokratycznych wyborach posłowie, którzy czują moc swojego mandatu. Są zdecydowanie bliżej wyborców niż unijni urzędnicy, bliższe są im społeczne nastroje. A w Europie w ostatnich miesiącach wielokrotnie pokazywano w mediach demonstracje w Polsce, mówiono o „reformie” sądownictwa, pokazywano obrazki z kampanii prezydenckiej, w której pisowskim lejtmotywem było lżenie osób LGBT i budowanie niechęci do nich. W Parlamencie Europejskim miały też miejsce debaty nad stanem praworządności w Polsce, bezproduktywne, bo przedstawiciele polskiej prawicy powtarzali swoje. Nadszedł więc czas rewanżu. Gdy budżet Unii został skierowany do PE, przedstawiciele największych grup zaproponowali negocjacje. To był naturalny ruch, ponieważ budżet, by wejść w życie, musi zostać przegłosowany przez europarlament. Negocjacje w imieniu Parlamentu prowadził zespół europosłów, na których czele stanął reprezentujący największą frakcję, Europejską Partię Ludową, Petri Sarvamaa. To fiński polityk, były dziennikarz, pracował m.in. w CNN w Atlancie, był także korespondentem publicznej fińskiej telewizji w Waszyngtonie. Jest szczególnie uczulony na łamanie kręgosłupa mediów publicznych, na propagandę i kwestię praworządności. W negocjacjach, które Sarvamaa prowadził z przedstawicielem Niemiec (bo Niemcy sprawują teraz prezydencję w Unii), wspierały go trzy przedstawicielki Socjalistów i Demokratów, wyczulone na łamanie praworządności i praw kobiet. Wielokrotnie mówiła o tym Iratxe García Pérez, przewodnicząca frakcji S&D, członkini hiszpańskiej PSOE. „Oniemiałam. Jestem zbulwersowana barbarzyńskim charakterem tych ograniczeń”, pisała m.in. po wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. W ten sposób mechanizm ochrony praworządności










