Ocieplenie między Moskwą i Warszawą zablokował incydent ze szpiegami-dyplomatami. Czy politycy tego chcieli? I co nas czeka? “Nadepnęliśmy znowu na te same grabie”. Taka refleksja nasuwa się, kiedy wiadomo już na pewno, że planowany na koniec pierwszej dekady lutego przyjazd do Polski rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, Igora Iwanowa, nie dojdzie do skutku. W kilka tygodni po sensacji na skalę światową, jaką było wydalenie przez polski rząd za jednym zamachem aż dziewięciu, rosyjskich dyplomatów (pod zarzutem szpiegostwa), zaczynamy płacić koszty tej operacji. Podobnie jak w połowie lat 90., kiedy to incydent z pobiciem rosyjskich obywateli na warszawskim Dworcu Wschodnim, zamroził na długie miesiące polityczny dialog między Moskwą i Warszawą, także dziś politycy oczekują ataku zimy we wzajemnych stosunkach. Różnica w poglądach sprowadza się do oceny, jak silne mogą być te nowe mrozy w polsko-rosyjskim klimacie. Pesymiści snują wizje prawdziwie arktycznego, długotrwałego chłodu. Optymiści mówią o perspektywie tylko niedługich przymrozków. CIEŃ RUSOFOBA Pytanie zasadnicze brzmi: czy potrzebny jest obu krajom cieplejszy powiew? W Polsce nie wszyscy wydają się być przekonani do takiej konkluzji. “Cień rusofoba”, eksplodujący co jakiś czas publicznymi dowodami antyrosyjskich niechęci, uwił sobie nie najgorsze gniazdko w umysłach części polskich polityków. Stare uprzedzenia i wielowiekowe, urazy wzmacniane są przez przekonanie, że nowa Polską, obecna w NATO i stukająca do bram Unii Europejskiej, nie musi martwić się o to, co dzieje się ze wschodnim gigantem, jakim pozostaje wciąż Rosja. Pokazywanie Moskwie przysłowiowej “figi” nadał ekscytuje niektórych reprezentantów prawicy. Nie warto byłoby o tym wspominać, gdyby nie fakt, że odłożony (odwołany?) przyjazd ministra Iwanowa zmusza do postawienia pytania, czy rząd Jerzego Buzka, podejmując tak drastyczne decyzje wobec rosyjskich szpiegów, nie zrobił tego, by właśnie nadepnąć wspomniane “grabie”. Z informacji przeciekających do prasy wynika, że niezależnie od demonstrowanej publicznie dobrej miny do złej gry przez min: Geremka – w polskim MSZ fachowcy od stosunków polsko-rosyjskich krytycznie oceniali gwałtowność takiego kroku. Jeszcze ostrzej wypowiadają się zachodni eksperci. Wieloletni konsultant administracji amerykańskiej, Edward N. Luttwak, pozwolił sobie nawet na stwierdzenie: “Spodziewam się, że Polska weszła do NATO nie po to, aby mieć luksus traktowania Rosji tak, jakby była ona małym krajem. (…) Kiedy w USA toczyła się dyskusja nad rozszerzeniem NATO, wyrażano (właśnie) niepokój, że nowi członkowie mogą błędnie interpretować znaczenie członkostwa. Kiedy jest się w NATO, należy zachowywać się nawet jeszcze bardziej powściągliwie, aby unikać incydentów”. DO EUROPY PRZEZ POLSKĘ Oczywiście, są w Polsce politycy i eksperci, którzy twierdzą, że nasza chęć lub niechęć do dialogu z Rosją nie ma większego znaczenia, bo Moskwa nie godzi się z nową pozycją naszego kraju i nadal chciałaby traktować Warszawę jak swojego wasala. Dowodem na to miałoby być m.in. aktywne działanie rosyjskiego wywiadu na naszym terytorium, pod dyplomatycznym i bez dyplomatycznego płaszczyka. Nie wydaje się jednak, aby był to pogląd prawdziwy. Rosja jest, oczywiście, niezadowolona ze swojego obecnego statusu w polityce międzynarodowej. I politycy moskiewscy, i tamtejsi intelektualiści publicznie wyrażają ubolewanie z powodu utraty mocarstwowej pozycji swego kraju, nie ukrywają też obaw przed – jak to określają – “zamiarem odepchnięcia ich od Europy” i zbudowania nowego muru berlińskiego na Bugu, Był czas, kiedy perspektywa polskiego członkostwa w NATO wywoływała: złowróżbne pomruki na Kremlu. Bez entuzjazmu też, ale z realizmem obserwowana jest nasza aktywność na Ukrainie czy na Litwie. Uważni obserwatorzy wydarzeń powinni mimo to dostrzec, że okres nacisków na nasz kraj i grożenia nam polityczno-gospodarczymi karami już minął W ciągu ostatnich kilkunastu mięsień pojawiło się wiele sygnałów, że Rokicinie oswajają się z Polską jako ich ważnym partnerem w Europie Środkowo-Wschodniej. Już w czerwcu 1998 r. wymownym dowodem zmiany rosyjskiego spojrzenia stała się (zaskakująca wówczas nawet dla ekspertów obu krajów) nagła wizyta polskiego prezydenta u Borysa Jelcyna. “Moskwa zorientowała się w pewnym momencie, że brak pogłębionego dialogu z Warszawą nic jej nie daje”, przyznał wówczas komentator państwowej telewizji rosyjskiej; ORT. Dla Rosji dodatkowym czynnikiem skłaniającym do rozmów stały się utrudnienia przy przekraczaniu polskiej granicy dla jej
Tagi:
Mirosław Głogowski