Pieski świat

Długo zastanawiałem się, o czym napisać pierwszy felieton w „Przeglądzie” w tym roku. Zastanawiałem się, ponieważ dla osób przesądnych jest ważniejsze, jak rok się zaczyna, niż jak się kończy, a ja niestety jestem człowiekiem, który puka w niemalowane i spluwa za siebie. O polityce mówić nie chcę, ponieważ coraz bardziej umacnia się we mnie świadomość, że z głupotą się nie wygra, bo głupota wie lepiej, co robi… i to najwyraźniej widać na przykładzie naszego Ministerstwa Finansów, które steruje urzędami skarbowymi, które z kolei w swojej restrykcyjnej polityce fiskalnej bardzo często doprowadzają małe przedsiębiorstwa do bankructwa, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że martwa krowa mleka nie daje, można tylko najeść się raz, a dobrze. Ale takie myślenie – mówię o moim – niczego nie udowodni ministrowi, który odżywia się marchewką. Postanowiłem więc, że na początku roku wyruszę sobie w świat, najlepiej tam, gdzie nie ma kaloryferów i STOEN-u źle sprywatyzowanego według posła Gabriela Janowskiego, który powinien każdą kadencję w Sejmie spędzać, będąc przyspawanym do mównicy, to wtedy i my byśmy się nie denerwowali, i straż marszałkowska nie musiałaby niczego wynosić. Niestety – tu wracam do podróży – mam w domu trzy psy, pięć kotów i papugę, która udaje telefony tak skutecznie, że prędzej czy później zostanę maratończykiem, biegając tylko po schodach. Uzmysłowiłem sobie, że emigrując z tego uroczego grajdołka, musiałbym przekazać komuś całe zoo. Wykonałem więc kilka telefonów i okazało się, że istnieje parę przechowalni dla zwierząt w naszym kraju, ale funkcjonują one na zasadzie: klatka i dwie miski – jedna z wodą, a druga z karmą niewiadomego pochodzenia, jeśli jest to przechowalnia o podwyższonym standardzie. I kiedy tak dzwoniłem po schroniskach, przypomniał mi się widziany w wiadomościach hotel dla zwierząt w Stanach Zjednoczonych – kraju, z którego pochodzi F-16, nasza duma i chwała. Tam każdy pies ma swój pokój, w nim telewizor z ulubionym programem, gdzie pudel, gdyby był Polakiem, oglądałby na okrągło Kiepskich, miał kartę dań, nawet z whisky i likierem pomarańczowym, ponadto siłownię… bo kiedy, dajmy na to, rottweiler poczuje, że mu wiotczeją mięśnie, dzwoni do dyrektora, mówi do niego hau, hau, ten wręcza mu cztery hantle, bo rottweiler w odróżnieniu od człowieka ma cztery łapy, a potem, kiedy zmęczy się gimnastyką, znowu za pomocą hau, hau tłumaczy, że chce iść na basen i dyrekcja go natychmiast zabiera, żeby popływał żabką albo pieskiem, mimo tego, że w każdym pokoju jest wanna z jacuzzi, prysznic i podłączenie do Internetu, by w razie przejmującej tęsknoty wyklikać swoim gospodarzom hau, hau. I to już koniec. W pierwszym felietonie roku 2003 życzę państwu takiego pieskiego życia. Udostępnij: Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2003, 2003

Kategorie: Felietony