Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach

Jak płynie wódeczka na wsi i w miasteczkach

Meneliki Krzysztofa Daukszewicza Himilsbach W kabarecie Na Pięterku, prowadzonym przez Ludwika Klekowa w hotelu Bristol, w roku 1979 Jonasz Kofta opowiedział mi historię usłyszaną od Jana Himilsbacha, który był uznawany za pierwszego menela PRL-u. Jest to opowiadanie o zanikach pamięci. – Przychodzę, Jonasz, umfa, do Związku Literatów. Jestem mocno zassany i jeszcze bym coś walnął. Widzę Jurka Iwaszkiewicza. Pożyczam od niego stówkę. Wychodzę, kupuję pół litra i w sklepie spotykam Marteczkę, taką przechodzoną kurwę z Wilczej, co normalnie stoi pod numerem 42. Jedziemy na Powązki, bo tam jest w szóstej kwaterze odpowiednio przygotowany grobowiec. Wiesz do czego, Jonasz, ty kurwa subtelny poeto. – Wiem, Jasiu. – Przyjeżdżamy, kładę Marteczkę na katafalku i… umfa, flaszka mi wypada zza paska prosto na granit. Co ja robię? Mówię: – Marteczka, przykryj się i poczekaj. Wracam do Związku Literatów, do Iwaszkiewicza już nie podchodzę, ale widzę Andrzejewskiego. Pożyczam od niego stówkę. Wychodzę, idę do sklepu, kupuję drugą połówkę, patrzę, a za mną stoi Śmigiełko, taka kurwa z Hożej, nie pamiętam spod jakiego numeru. Jedziemy na Powązki, bo tam jest grobowiec na szóstej kwaterze. A już się robi ciemno… Wchodzimy, Jonasz, do tego grobowca i umfa… nie wierzę własnym oczom… patrzę, a tam jedna kurwa już leży. Menel znad Czarnej Hańczy Spotkał kumpla, z którym dawno, dawno temu chodził do szkoły i nie widział go od lat, ale jakoś rozpoznał, podszedł, przywitał się, zapytał kulturalnie, co u niego słychać, a następnie powiedział ze smutkiem: – Słuchaj, stary, tobie się powodzi, a ja nic dzisiaj nie jadłem, daj złoty pięćdziesiąt. Ten wyjął portfel, wręczył zaproponowaną kwotę i wszedł do sklepu zrobić zakupy. Po kilkunastu minutach wychodzi, drogę mu zagradza tenże sam menel i szeptem mówi: – Słuchaj, stary, skręciłem przed chwilą złoty pięćdziesiąt, dołóż dwa złocisze i kupimy flaszkę. Menel nie menel Władysław Machejek, barwna postać Krakowa i jego okolic, nie był co prawda menelem, ale od czasu do czasu z nimi pijał, a słynął przy tym z wyjątkowo mocnej głowy. Któregoś dnia wracał samochodem do domu, będąc lepiej niż po pół litrze, i zatrzymał go milicjant obywatelski, który wyczuł u kierowcy stężony alkohol, poprosił więc o prawo jazdy. Na to pan Władysław wyciągnął legitymację poselską, w którą był zaopatrzony, i powiedział milicjantowi, że dopóki on ma tę legitymację, to tamten mu nic nie zrobi. Ponieważ posterunkowy uwierzył, że tak będzie, zaproponował Machejkowi wyjście, według niego salomonowe, że on sam z nieprzymuszonej woli odwiezie go do domu. Machejek zgodził się na to rozwiązanie, dojechali pod furtkę i wzruszony troskliwością władzy ludowej jako formę podziękowania zaproponował wypicie wódki. I następnego dnia w redakcji opowiedział o tym, kończąc historyjkę zdaniem: – I ten posterunkowy tak się upierdolił, że musiałem go odwieźć do domu. Menel z placu Wilsona II Opowiadała mi pani Marzena, że często przyjeżdża do Warszawy w interesach, ale ponieważ boi się jeździć samochodem po stolicy, zostawia auto na placu Wilsona i dalej podróżuje tramwajami. Pewnego dnia stawia swojego fiata przy kinie Wisła i podchodzi do niej menel z następującą propozycją: – Proszę pani cudownej urody, za 2 zł przypilnuję tego oto wykwintnego samochodu, od którego tylko pani jest piękniejsza. I pani, zszokowana tym niebywałym językiem, sięgnęła do portmonetki, ale widzi, że nie ma w ogóle drobnych. – Niestety, mam tylko 10 zł. A na to menel: – Proszę pani, za 10 zł to ja od tego samochodu będę nawet muchy odganiał. Menel zdegustowany Podsłuchane w Giżycku. Koło willi ogrodzonej bardzo wysokim, metalowym płotem i ozdobionej alarmami stoi miejscowy dresiarz, znany w okolicy złodziej samochodów, z menelem, jego kumplem z zawodówki. – Zajebista chałupa – mówi dresiarz. Na to menel: – Dasz mi 2 zł na piwo? – Nie mam. – Ty nie masz 2 zł!? To kto ma je mieć? A na to dresiarz: – A skąd mam, kurwa, brać!! Przecież widzisz, jak się to chamstwo odgradza. Menel Gustawa Holoubka Wiele lat temu był pogrzeb wspaniałego aktora na Powązkach i grabarz, który wywodził się z elity smakoszy alkoholi świata, tak jak i reszta zatrudnionych wówczas w tym również najstarszym zawodzie świata, zwrócił się do Gustawa Holoubka następującymi słowy. – Mistrzu, my was tak chowamy i chowamy, ale żeby później

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 36/2022

Kategorie: Obserwacje