Podpalali, żeby gasić

Podpalali, żeby gasić

Robili to dla sławy, a trochę i z myślą o lepszym wyposażeniu straży pożarnej na Podkarpaciu Mieli we wsi poważanie. Na galowo, 34 rosłych, przystojnych chłopów z Ochotniczej Straży Pożarnej w Sękowej pozowało do fotografii zamieszczonej w folderze reklamującym uroki podgorlickiej gminy. Pełnili straż przy grobie Chrystusa i nieśli baldachim podczas procesji w Boże Ciało. Pierwsi odpowiedzieli na apel księdza i ofiarnie, przez wiele nocy pełnili warty przy pochodzącym z 1520 r. kościółku, jednym ze stu zabytków w Europie uhonorowanych medalem Prix Europa Nostra, żeby go, broń Boże, ten skurczybyk piroman nie podpalił. Kilka tygodni później pięciu z nich skutych w kajdanki, na czele z prezesem jednostki, zabrał policyjny radiowóz. Czarna seria Łuny nad Sękową i pobliskimi miejscowościami pojawiały się z zadziwiającą regularnością, najczęściej w poniedziałki, w trakcie telewizyjnych „Wiadomości”. Ludzie nie oglądali programu, tylko nasłuchiwali wycia strażackich syren. Czarną serię zapoczątkował pożar opuszczonego drewnianego domu w Małastowie, zaraz potem spaliła się wiata na siano u Postołowiczów, później ruiny zabytkowego pałacu w Zagórzanach, budynek owczarni w Regetowie i nieużywana stajnia dla koni w Siarach. W jej pobliżu jest zabytkowy kościółek, tuż obok dom pomocy społecznej – cały z drewna, od ganeczku po poddasze. Mieszka w nim kilkanaście kobiet w podeszłym wieku, które w nocy, miast spać, głośno się modliły: – Gdyby zapalił się Dom Boży, spłoniemy i my, miejcie nas w opiece, Panno Maryjo i Wszyscy Święci. Eksperci orzekli, że wszystkie pożary były efektem umyślnego podpalenia. Gdy wybuchł kolejny, na miejsce tragedii oprócz strażaków przyjechali policjanci z psami. Inni, ubrani po cywilnemu, wysiadywali w miejscowym barze, cierpliwie czekając, aż po wódce chłopom rozwiążą się języki. Niejaki D. z sąsiedniej wioski, jak wypił dwa piwa, głośno mówił, że idzie kogoś skurzyć, ale choć szedł – pilnie obserwowany – okrężnymi drogami, zawsze do domu. Wieś żyła więc nadal w strachu, a tajemniczy piroman powoli stawał się legendą. Doszło do tego, że w każdy poniedziałek stawiano zakłady, kogo spali w tym tygodniu. Gdy w raportach Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach Sękowa pojawiła się po raz 30., sprawę wziął w ręce małopolski komendant policji. Postanowił skończyć raz na zawsze z lokalną tradycją, zgodnie z którą od lat ze zdumiewającą regularnością paliło się w Nowosądeckiem: w Regetowie, Bobowej, Szalowej, Łużnej, Ropicy, Siarach i nie tylko. Ogniowy kac – Pożary wybuchały jeden po drugim – mówi sołtys wsi Łęki Dukielskie, Jan Krężałek. – Rozpoczęło się od spalenia szatni przy stadionie sportowym, ale wkrótce zaczęły płonąć budynki gospodarcze, a nawet domy mieszkalne. Ludzie dniem i nocą pilnowali swych obejść, wprowadzono sąsiedzkie dyżury, bacznie obserwowano obcych kręcących się po okolicy. Ewę i Stanisława Szydłów wyrwał ze snu brzęk tłuczonej szyby i krzyki na podwórzu. Rzucili się wynosić sprzęty i pościel, ktoś krzyknął, żeby ratować chudobę, ale krów nie dało się już nawet odpiąć z łańcucha, bo połączona ze stajnią pełna słomy stodoła paliła się jak pochodnia, ogień buchał w górę na ponad 10 m. W połowie sierpnia ub.r. zapalił się dom Józefy Pasterkiewicz. 93-letnią kobietę, dotkliwie poparzoną, wywlekli z płomieni sąsiedzi. Dokładnie miesiąc później żywioł strawił prawie cały dobytek Tereszkiewiczów. – Ustalenie sprawców podpaleń jest bardzo utrudnione – mówi komendant Komisariatu Policji w Dukli, Rajmund Guzik. – Udało się jednak ustalić, że sprawca (sprawcy?) podkłada ogień w pobliżu stojaków elektrycznych, aby zasugerować zwarcie w instalacji. Wytypowaliśmy do obserwacji pięć osób, wśród nich dwóch członków miejscowej OSP: Tomasza P. i Stanisława Z. – Od początku wydawał mi się podejrzany. Dzień w dzień przy rozbudowie remizy lub przy konserwacji sprzętu strażackiego robił – mówi o Stanisławie Z. kolega z jednostki. – Kto dziś za dziękuję będzie się tak udzielał? – Dawniej, jak wzywali do akcji, to można się było spokojnie ubrać i na czas dojechać. Potem, nim żeś portki wciągnął, tamci dwaj już byli na miejscu – wspomina inny strażak. – Tomasz P. nie zawahał się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2002, 2002

Kategorie: Kraj