JACEK KUROŃ: Podżyrowałem plan Balcerowicza i to mój grzech

JACEK KUROŃ: Podżyrowałem plan Balcerowicza i to mój grzech

Komunizm ostatecznie padł w momencie, kiedy politycy najpotężniejszych krajów Zachodu robili wiele, by go zachować przy życiu – mówi Jacek Kuroń dla „Zdania” Rozmowa z Jackiem Kuroniem 20 lat temu, w kwietniu, ukazał się pierwszy numer miesięcznika „Zdanie”, który był kontynuacją wydawanych przez „Kuźnicę” i Wydawnictwo Literackie zeszytów „Zdania”. Choć obecnie ten periodyk ukazuje się nieregularnie, zawsze czyta się go z zainteresowaniem. Nie inaczej jest z najnowszym numerem, który otwiera zrealizowany w formule „Trzech na jednego” wywiad z Jackiem Kuroniem. Wybrane fragmenty tego wywiady prezentujemy poniżej. Edward Chudziński: Z jaką wiarą zaczynał Pan tworzyć zręby III Rzeczpospolitej? Jacek Kuroń: Wierzyłem i wierzę, że możemy zbudować ład, w którym każdy człowiek będzie mógł realizować całokształt swoich dążeń. I o taki ład mi idzie, bo tylko człowiek, jednostka ludzka, jest podmiotem dążeń. Dążenia grupowe to hipostaza. W minionej epoce, kiedy miałem lat 17, uznałem, że spośród wielu dróg, które mi się proponuje, ta komunistyczna jest najbardziej konsekwentna. Myślałem nawet, że wyprostuję drogę życiową mojego taty, którego za współpracę z komunistami wyrzucono z PPS na Kongresie Radomskim. Wtedy całe kierownictwo lwowskie wyrzucili za zaangażowanie w jednolity front, ale potem ich po cichu przyjęli, bo chodziło o demonstrację, o pewien akt polityczny, który Kongres musiał wykonać… Ojciec po spotkaniu z władzą sowiecką w 1939 r. we Lwowie do końca życia był antykomunistą. W moim myśleniu zmieniały się sposoby realizacji celów, ale te są stale takie same: stworzenie takiego ładu społecznego, w którym każdy człowiek, każda jednostka ludzka ma warunki, aby realizować całokształt swoich dążeń. Filip Ratkowski: Czy to nie utopia? Kuroń: Tak. Ład, o którym mówię, jest możliwy, w pełni realny! Od 17. roku życia stosuję prostą zasadę – jak coś się sprawdzi, to dobrze, a jak nie, to coś trzeba zmienić. Widzę, że takie założenia sprawdzają się w grupach, więc twierdzę, że można. Chudziński: Czy taki ład ma swoją nazwę? Kuroń: Oczywiście ma, ale nie chcę jej używać, bo wszelkie nazwy w dzisiejszych czasach zostały sprostytuowane. Różni marzyciele nazywali go różnie: socjalizmem, komunizmem… Mnie te nazwy nie przeszkadzają, ale skoro ludzie różnie je rozumieją, mówię po prostu: „Taki właśnie ład”. Chudziński: Czy kapitalizm też mógłby być tą nazwą? Kuroń: Nie, kapitalizm nie, w żadnym wypadku. To zresztą też utopia, którą wymyślili ekonomiczni liberałowie i która nigdy nie zostanie spełniona. Podobnie jak socjalizm wedle XIX-wiecznych wyobrażeń. Klasyczny kapitalizm padł, skończył się. Inna sprawa, że był czymś wielkim, ale i udało się go zrealizować tylko w krajach najwyżej uprzemysłowionych, gdzie – przecież w walce – zbudowano wielki kompromis między ruchem robotniczym, w istocie ruchem całego społeczeństwa, a ruchem przedsiębiorców. I tak powstał ten ład, który trwał przez drugą połowę ubiegłego wieku. Ten ład zapewnił najwyższą w dziejach efektywność pracy, największe osiągnięcia cywilizacji maszynowej i rzeczywiście dobrobyt, i rzeczywiście powszechną dostępność dóbr. Strzeliło mnie to w swoim czasie. Oni mają budownictwo mieszkaniowe dla wszystkich, a my nie umiemy, oni mają lecznictwo powszechnie dostępne, a my nie potrafimy… Ratkowski: Ale tylko na kawałku kapitalizmu! Kuroń: Zgadza się. To właśnie chciałem powiedzieć. Ale jeśli się coś uda na kawałku, to jest pewna nadzieja, że uda się to rozpowszechnić… Chudziński: Powiększyć ten kawałek? Kuroń: Powiększyć skalę. Skoro znamy mechanizm, wiemy, jak to zrobić. Ale powtarzam, sukces tamtego systemu to sukces kompromisu, w równej mierze sukces lewicy jak prawicy, choć bardziej lewicy, bo przecież skutek bardziej przypominał jej ideały niż ideały prawicy. Chudziński: I było to możliwe, bo zza „żelaznej kurtyny” szedł zaraźliwy przykład, nagłaśniany propagandowo. Kuroń: Tak, tak. Ale twierdzę i – jak sądzę – potrafię to udowodnić, że istnienie bloku z ZSRR na czele nie było rozstrzygające. Ale zapewne był to czynnik wspierający, choć wtórny. Proszę zwrócić uwagę, że komunizm ostatecznie padł w momencie, kiedy politycy najpotężniejszych krajów Zachodu robili wiele, by go zachować przy życiu. Miałem kiedyś okazję rozmawiać z Helmutem Kohlem. Pojechałem tam jako minister pracy, a przyjmowali mnie jak premiera… I w pewnej chwili Kohl pyta: Gdyby Pan był na moim miejscu, kogo by Pan wspierał – Polskę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Wywiady