Polak Polakowi Polakiem – rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Polak Polakowi Polakiem – rozmowa z prof. Januszem Czapińskim

Nie sądzę, żeby Kościół był rzeczywiście zainteresowany rządem dusz, chyba rządem ciał – Martwi się pan kryzysem? – Nie. Martwię się tym, co się stanie za kilka lat. – A co się stanie za kilka lat? – Napotkamy bariery. Staniemy. Brakuje nam pewnej istotnej cechy prorozwojowej. Nie kapitału intelektualnego, nie kapitału ludzkiego, bo tego mamy już tyle, że moglibyśmy w ogóle zamknąć na jakiś czas uczelnie. Brakuje nam otwarcia na innych, umiejętności współpracy, negocjacji, kompromisu, godzenia interesu własnego z interesem wspólnym. To nas zatrzyma. Absolutnie. – To widać, gdy będziemy się przysłuchiwać jakiejkolwiek debacie. Polak rozmawia nie po to, żeby coś uzgodnić, ale żeby pokazać, że jest mądrzejszy, ważniejszy od tego drugiego. – Polak mówi po to, żeby dać wyraz. Każdy z dyskutantów daje więc wyraz. A nigdy nie przyjdzie im do głowy, że być może ta rozmowa powinna służyć uzgodnieniu czegoś. Polak pokazuje w ten sposób, że tylko po jego stronie jest racja, że ma moralne powody, żeby czuć się wyższy itd. To jest przykład powszechnej w Polsce przewagi strategii zerojedynkowej nad strategią wygrany-wygrany. Polak rzadko myśli w kategoriach, żeby i wilk był syty, i owca cała. Że jak ktoś zyska, to zyska i on. To mu nie przychodzi do głowy. – Wszystkim opowiadam historię mojego przyjaciela mieszkającego w Kanadzie, którego córki miały najlepsze stopnie w szkole, a mimo to nauczyciele lamentowali nad nimi. Cóż stopnie – wzruszali ramionami – po prostu są zdolne, za to nie potrafią pracować w grupie, z innymi. A to jest w dorosłym życiu najważniejsze. – Problem polega na tym, że w Polsce nic w tej sprawie się nie ruszyło… Właśnie skończyłem pisanie raportu z tegorocznej Diagnozy Szkolnej. Mamy w tym badaniu różne wskaźniki czegoś, co się nazywa kapitałem społecznym – otwarcia na innych, umiejętności współpracy, tworzenia ad hoc różnych zespołów, gotowości do działania w różnych organizacjach… To wszystko, niestety, jak stało w miejscu, tak stoi. Jaś jak Jan – Polska szkoła tych cech nie rozwija? – Najgorsze jest to, że dzieciaki w trakcie dorastania nie tylko się nie socjalizują, ale idą zupełnie w przeciwną stronę. Jeszcze pod koniec szkoły podstawowej gdzieś działają, należą do jakichś klubów, biorą udział w różnych akcjach, tworzą samorządy. Po przejściu do gimnazjum z każdym rokiem życia im to wygasa, do poziomu prezentowanego przez dorosłych. Wychodząc ze szkoły, mały Jaś jest już dokładnie tak uformowany społecznie jak jego tatuś. Niczym się nie różni. – Tłumaczą się, że muszą zakuwać, więc nie mają czasu… – Tu nie o zakuwanie chodzi! Są takie formy otwarcia, które nie wymagają poświęcenia czasu – np. zaufanie do innych. To też im spada. Wszystko, co się wiąże z relacjami społecznymi, leci w dół. Z każdym rokiem życia. – Dlaczego? To wina nauczycieli? – Nie… Nauczyciele to też jest przedstawicielstwo ludu. Wszyscy się do tego przykładamy. – Żeby sobie nie ufać? – Żeby sobie nie ufać, żeby nie podejmować współpracy, bo nie wiadomo, jakie intencje kierują innymi, a to oszukają, a to coś tam… To podglebie podejrzliwości polskiej nie jest \”zasługą\” braci Kaczyńskich, to jest w Polsce od wieków. Myśmy nigdy nie tworzyli społeczeństwa. W czasach szlacheckich też nie było żadnego społeczeństwa. Najlepszym przykładem jest liberum veto, wymysł, jakiego świat nie zna. Żeby jakiś jeden palant mógł zanegować interes wspólnoty? – I to zostało? – To jest dzisiaj nasz główny problem – nie kryzys, bo jesteśmy zapobiegliwi i damy sobie z nim radę. Główny problem jest taki, że ten Jaś w szkole, który z biegiem lat powinien być coraz lepiej zsocjalizowany, jest coraz gorzej uspołeczniony. I coraz bardziej odwraca się tyłem do reszty. – Dlaczego tak się dzieje? – To nasz trwały rys kultury. W której dorastały dziesiątki pokoleń naszych przodków, tego się nie da tak łatwo, pstryk, zmienić za pomocą haseł – zaufanie, zaufanie, zaufanie. Nie hasła zmieniają tak głębokie rysy. – Ale Kaczyńscy je pogłębili… – Ani ich nie wzmocnili, ani nie osłabili. Ale, oczywiście, wykorzystali. I dalej mogą na tym grać, i dalej wykorzystywać. Manewr, który wykonali, wchodząc w gospodarkę i odkładając na bok całą sferę aksjologiczną i obyczajową, z punktu widzenia ich politycznych interesów nie był korzystny. Sądzili, że załapią się na kryzys gospodarczy, zabłysną. Ale jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2009, 2009

Kategorie: Wywiady