Wybrałem życie nad fikcję

Wybrałem życie nad fikcję

Człowiek boi się samotności, a z drugiej strony bardzo często się na nią sam skazuje


Rozmowa z Markiem Kondratem


Rzadko się zdarza, że osoba, która jest aktorem całe życie i przede wszystkim aktorem z wykształcenia,  oficjalnie kończy karierę. Na dodatek tak wcześnie, bo mając zaledwie 57 lat. Skąd ten radykalny krok? Nie tęskni pan za zawodem?
– Nie tęsknię, to na pewno. A skąd ten krok? Próbowałem parę razy sam dla siebie znaleźć jakąś jedną konkretną i sensowną odpowiedź, ale to jest chyba raczej poza jakąś sferą racjonalną. Najprostszą odpowiedzią będzie to, że zawód aktora w jakimś sensie mi się przejadł.

A kiedy to poczucie „przejedzenia” przyszło po raz pierwszy?
– Trudno mi to umiejscowić czy „uczasowić”, ale podejrzewam, że całe życie się na to zbierało, łącznie z dzieciństwem i z obserwacją domu rodzinnego, który był przecież domem aktorskim. Poza tym wpływ miała na to kompletna zmiana anturażu w świecie aktorskim czy świecie sztuki. Te zmiany są bardzo widoczne i bardzo odczuwalne, a ja zawsze uważałem, że ten zawód jest doraźnie związany właśnie z czasem i z jego estetyką. W związku z tym, jak obecne czasy dynamicznie zmieniają swoje oblicze, musi to mieć wpierw wpływ na estetykę, a zmiana jej postrzegania w osobistym wydaniu jest znacznie trudniejsza. Dlatego łatwiej mi było zrezygnować, aniżeli szukać jakichś koneksji z nową jakością. W związku z tym odczuwam w sobie pewien komfort niezajmowania się tym dzisiaj, a w sukurs przyszedł pewien rodzaj zachwytu dziedziną, którą z kolei zajmuję się obecnie. Stało się to lata temu dzięki podróżom do miejsc, gdzie „rośnie” wino. Dzięki tej nowej pasji i poznawaniu tej całkiem innej, nowej sfery, skrajnie różnej od zawodu, który uprawiałem, łatwiej mi też było z tego zawodu zrezygnować. (…)

I emocje, które teraz towarzyszą panu na co dzień, są dużo bardziej płaskie… Więcej odczuwa pan teraz harmonii, czerpiącej głęboko ze spokoju codzienności?
– Zdecydowanie. Harmonia to chyba najlepszy sposób, aby to ująć. Zresztą to jest moje słowo klucz do wielu innych rozstrzygnięć. Harmonia jest tym czymś, co w winie ma swoje uzasadnienie i rację bytu, ale przenosi się to także na życie nas wszystkich, którzy instynktownie albo mniej lub bardziej świadomie poszukujemy tej harmonii.

Czyli to właśnie nadmiar emocji był jednym z powodów, że zawód aktora po prostu pana zmęczył w pewnym momencie?
– Do nadmiaru emocji można się przyzwyczaić, dlatego że jest to właściwie sens tego zawodu – poruszanie się po pewnym ekstremum, pewnej niecodzienności… więc jak zgodzimy się na tę regułę niecodzienności, to reszta przychodzi dosyć automatycznie. Natomiast w pewnym stopniu znużyło mnie objawianie takich rzekomych własnych predyspozycji, już o talentach nie mówiąc, i takiej nieustającej konfrontacji z widzem, pobudzającej dosyć sztucznie organizm, który z czasem zaczyna się buntować. Bo z jednej strony jest zwykłe codzienne życie, a z drugiej strony jest to „wyimaginowane”, jednocześnie niepodlegające regulacji czasowej. O 19 kurtyna idzie w górę i już – trzeba być innym człowiekiem. Połączenie tych dwóch światów zaczyna być w końcu dosyć nużące. Jednym słowem – wybrałem życie nad fikcję.

Wspomniał pan o zmianie estetyki we współczesnej sztuce. Co dokładnie ma pan na myśli? Jak to wpłynęło na pana pracę i postrzeganie zawodu?
– Obserwowałem zarówno teatr tradycyjny, jak i zmiany w nim zachodzące, jeszcze zanim sam zacząłem grać – jako dziecko odwiedzałem ojca w Teatrze Polskim i obserwowałem teatr w starym stylu, czyli pełen takiej sztuczności, w wydaniu kompletnym pod względem charakteryzacji czy bogatego kostiumu. Doświadczenie takiej baśni teatralnej dla młodego człowieka to było duże przeżycie, bo towarzyszyły temu pewne zmysłowe doświadczenia, jak zapach szminek czy Mastiksu do przyklejania zarostów, ale i wiele innych aspektów sztuki. Tego w teatrze dzisiaj nie ma. Potem doświadczyłem tej magii teatru, będąc już w szkole, ponieważ moi mistrzowie również uprawiali ten typ teatru – nic dziwnego zresztą, bo byli to rówieśnicy mojego ojca.

Teatr posługiwał się wówczas przede wszystkim literaturą dramatyczną, więc uczestniczyliśmy w wydarzeniu, które mówiło do nas przy pomocy bardzo takich zużytych już w pewnym sensie tekstów, których aktualności poszukiwała rzeczywistość. Widz miał do dyspozycji jakiś tekst z przeszłości, który został stworzony we właściwych sobie czasach, a w naszych – dzięki dalszemu wystawianiu – dla współczesnego widza zyskiwał zupełnie inną wymowę, ale jednak w dalszym ciągu był w jakimś stopniu aktualny. Mówił o losie ludzkim, który jest niezmienny, co pozwala albo raczej wymusza zadawanie ciągle tych samych pytań, na które najczęściej nie znajduje się de facto odpowiedzi. Towarzyszy temu pewne ekstremum wyrazu – to jest przywilej teatru, czyli ta sztuczność, kostium i ta estetyka, która widać, że teraz kompletnie się zmienia.

W jaki sposób?
– Przede wszystkim aktor zmierza do tzw. naturalności – cokolwiek by to znaczyło – czyli zachowuje się podobnie jak zachowywałby się zwykły człowiek chodzący po ulicy. Współczesny teatr zajmują też obecnie sprawy o wiele bardziej doraźne aniżeli w tzw. moich czasach, o czasach mojego ojca już nawet nie mówiąc. Zaczyna komentować rzeczywistość i robi to również przy pomocy współczesnej literatury epickiej, nie tylko dramatycznej, jak kiedyś. Aktor dzisiaj często posługuje się mikrofonem, co mnie właściwie śmieszy, ale i zadziwia, bo nie bardzo rozumiem sens tego zajścia, które świadomie pozbawia teatru sztuczności na rzecz techniki i jednocześnie mniej wymaga od aktora, który powinien w taki sposób panować nad swoim aparatem mowy, aby radzić sobie bez mikrofonów.

(…) Dzisiaj zarówno widzowi, jak i aktorom jest potrzebny jakiś rodzaj techniki, żeby w ogóle docierać do siebie nawzajem. Mówię zatem o tego typu elementach zmiany estetycznej we współczesnym teatrze, ale zmiany te dotyczą także w dużym stopniu kwestii intelektualnych, pewnej świadomości istnienia oraz miejsca teatru w naszym życiu… Zmiany te sprawiły, że współczesny teatr i sztuka aktorska stały mi się zupełnie obce, zatem odciąłem się od nich. I jest mi z tym bardzo dobrze.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 51/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

Rozmowa z książki Jolanty Kwaśniewskiej i Jakuba B. Bączka Tacy sami. Szczerze o samotności, JBB International, Warszawa 2023. Książka jest częścią ogólnopolskiego programu Fundacji Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie Bez Barier” pod nazwą „Oswajanie Starości

Fot. Jacek Domiński/REPORTER

Wydanie: 2023, 51/2023

Kategorie: Kultura, Wywiady

Komentarze

  1. Szczęśliwy Samotnik
    Szczęśliwy Samotnik 18 stycznia, 2024, 12:10

    O swoich lękach każdy powinien mówić za siebie, a nie wmawiać je gatunkowi albo choćby innym, zwłaszcza gdy stadność niesie z sobą zanurzenie w głupocie i chamstwie takiego czy innego narodu.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy