Politycy mają nas za idiotów?

Politycy mają nas za idiotów?

Polskie społeczeństwo jest politycznie bierne. Elity mogą robić, co chcą Dr Zbigniew Drąg – socjolog, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w badaniu procesów makrostrukturalnych oraz socjologii elit, demokracji i propagandy. Od dawna chcę zadać to pytanie i wreszcie jest okazja. Czy politycy mają nas za idiotów? – Politycy przede wszystkim dbają o swój interes. Tak jak media. Ludzie są emocjonalni i na tym się gra. Ale pytanie postawione w taki sposób zawiera ocenę. Tę mogę mieć jako obywatel, natomiast mówię jako socjolog, więc wolałbym próbować wyjaśniać sprawy, a nie oceniać. Trudno uniknąć takiej oceny, gdy włączy się – coraz rzadziej na szczęście – telewizję. Forma rozmowy, którą nas tam raczą, nie jest przeznaczona dla ludzi inteligentnych. To bójka. – Jest tak nie bez powodu. Polacy nie są społeczeństwem obywatelskim. Do różnych organizacji należy zaledwie 10% Polaków. Ludzie nie są przyzwyczajeni do dyskusji. Wolą przyjąć proste schematy, które podsuwają im politycy i media. Owe schematy są oparte na emocjach. Pozbawione informacji. Uważam, że to elity rządzą, a społeczeństwo jest politycznie bierne. Elity mogą robić, co chcą, przynajmniej dopóki nie przekroczą pewnych granic. A nie przekracza się ich tak długo, jak długo możemy decydować o sobie, o swoim losie jako jednostki. A co do bójki, to chodzi o podtrzymanie podziałów w społeczeństwie. Zna pan zasadę: dziel i rządź. Są więc zagorzali zwolennicy jednej strony, ma ich też druga, chociaż jest także część niezdecydowana. To, co pan mówi, oznacza, że elita władzy w ogóle nie musi się z nami liczyć. – Już Joseph Schumpeter mówił, że dialog w demokracji toczy się między elitami. Istotą demokracji jest przede wszystkim konkurencja elit, a nie wpływ „zwyczajnych” ludzi na rządy. My oczywiście narzekamy, ale większość to akceptuje. Widać to po frekwencji wyborczej, małym uczestnictwie obywatelskim. Oczywiście dobrze by było, gdyby ludzie byli aktywniejsi, jednak z mojej perspektywy ważniejsze są relacje między mediami a politykami. Wspólne interesy No dobrze, ale rolą mediów jest m.in. pośredniczenie między społeczeństwem a władzą. – Jaka jest rola mediów, a jak jest w rzeczywistości – to dwie zupełnie różne sprawy. Mamy tu dwa modele. Jeden dialogowy, w którym media i politycy prowadzą dyskusję, są adwersarzami. Żeby mógł on zaistnieć, muszą zostać spełnione dwa warunki, które u nas spełnione nie są. Społeczeństwo musi się angażować i wywierać nacisk na media, a przez media na polityków. Jeszcze ważniejsza jest kultura polityczna mediów. Sam pan mówi, że kiedy włącza pan telewizor, najchętniej zaraz go gasi. Dlaczego? Z góry wiadomo, jaką opcję będzie reprezentował dany dziennikarz w danej stacji. Poziom upolitycznienia mediów jest bardzo wysoki. Dlatego patrząc na polską rzeczywistość, widzę model drugi – wymiany, sojuszu władzy z mediami, „wspólnych interesów”. Mediów i władzy? – Proszę spojrzeć na ostatnią kampanię wyborczą. Doskonale widać, po której stronie media się opowiadają. Dużo się narzeka na panią Ogórek, a ona z mojej perspektywy była ofiarą. Nie była gorszym kandydatem niż Paweł Kukiz, bo dlaczego miałaby być? Może różnica dotyczy tego, że Kukiz jest znany. Magdalena Ogórek pojawiła się nagle i chyba nie wszyscy wiedzą skąd. – Nie w tym rzecz, bo wiadomo, skąd ona jest – z lewej strony. Kiedy słuchaliśmy kandydatów, doskonale wiedzieliśmy, skąd jest Duda, skąd jest Komorowski, ale pozostali? Coś powiedzieli, ktoś ich słyszał? Dlaczego ich się nie atakuje? Tolerowany był nawet Korwin-Mikke, Magdalena Ogórek – nie. Powodem jest to, że jej wyborcy mogli zasilić Komorowskiego. A wyborcy Kukiza i Korwin-Mikkego mogli odebrać głosy Dudzie. Gdy się patrzy z zewnątrz – to widać. Media są za bardzo upolitycznione. Elity medialne i polityczne są silnie zżyte i mają wspólne interesy. To jeden z problemów Polski. Chętnie zobaczyłbym takiego dziennikarza, który zaprasza polityka albo eksperta do swojego programu, po to by coś wyjaśnić. Ta sytuacja źle działa także na samych dziennikarzy. Na dziennikarzy źle działa nie tylko to. Moim zdaniem, bardziej demoralizuje coś innego – w Polsce nie ma kontroli przez wstyd. Nie ma pojęcia kompromitacji. Jeżeli jedynym efektem opisania potężnej afery może być przesunięcie do Brukseli, to taka praca nie ma sensu. – Zaletą jest,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 29/2015

Kategorie: Wywiady