Kościół katolicki w Polsce znajduje się w stanie wojny z demokracją liberalną, której nie rozumie i którą traktuje jako zagrożenie Kiedyś w skrajnie konserwatywnym programie telewizyjnym „Warto rozmawiać” zaproszony do udziału w nim w charakterze chłopca do bicia przedstawiciel organizacji gejów i lesbijek stwierdził, że dobrze by się czuł w państwie, w którym prawa mniejszości seksualnych są respektowane. Natychmiast usłyszał ripostę z ust innego uczestnika programu: „Ale ja bym w takim państwie czuł się źle”. Wbrew pozorom nie są to racje równoprawne. Łatwo zauważyć, że pierwszy z uczestników dyskusji we wspomnianym programie wyraża życzenie, którego spełnienie w niczym nie ogranicza praw i wolności tych, którzy życzenia tego nie podzielają, podczas gdy drugi każe temu pierwszemu podporządkować się swoim wymaganiom. Spór dotyczył w tym wypadku nie wyboru między rozwiązaniami prawnymi w ramach systemu demokratycznego, ale wyboru między demokracją, której cechą charakterystyczną jest pluralizm światopoglądowy i obyczajowy, a dyktaturą większości, która narzuca pozostałym obywatelom styl życia zgodny z własnymi preferencjami światopoglądowymi. RANNI POLITYCY W demokracji liberalnej szczególne znaczenie przywiązuje się do przestrzegania praw człowieka jako jednostki. Nie wiem, jak sobie wyobraża spełnienie tego wymogu posłanka Julia Pitera, która w dyskusji na temat ustawy o in vitro w programie Radia TOK FM „Ranni politycy” oświadczyła, że demokracja jest dyktaturą większości. Posłanka trafiła kulą w płot. Tak rzeczywiście jest w wielu sprawach, z wyłączeniem wszakże spraw o charakterze światopoglądowym. W demokracji liberalnej większość ma prawo podejmować decyzje dotyczące wszystkich obywateli, jeśli dadzą się one racjonalnie uzasadnić. Racjonalne uzasadnienie oznacza w tym wypadku odwołanie się do jakiejś wartości, zasady lub celu, które są powszechnie zrozumiałe i akceptowane, jak te związane z realizacją funkcji państwa. Takie decyzje większości są w państwie demokratycznym w pełni prawomocne, choć jednocześnie mogą budzić niezadowolenie jakiejś grupy społecznej, która uważa je za niekorzystne dla siebie lub ma do nich krytyczny stosunek z innych powodów. Pracownicy służb mundurowych mogą więc krytykować podniesienie ich wieku emerytalnego, ale nikt nie zaprzeczy, że świadczenia emerytalne powinny być na tyle wysokie, aby ludzie nie popadali w nędzę po zakończeniu pracy zawodowej. Kierowcy tirów mogą mieć negatywny stosunek do jakiejś zmiany w przepisach ruchu drogowego utrudniającej im pracę, ale wszyscy się zgodzą, że należy dążyć do poprawy bezpieczeństwa na drogach itp. To, że jesteśmy niezadowoleni z postanowień jakiejś ustawy, nie oznacza, że mamy poczucie dyskryminacji, jeśli ich uzasadnienie jest racjonalne – dura lex, sed lex. Z racjonalnego uzasadnienia w sposób naturalny wyłączone są decyzje w sprawach światopoglądowych. Powołanie się na wartości chrześcijańskie lub moralność katolicką nie jest ani zrozumiałe, ani akceptowane przez ludzi niewierzących i innowierców. Odwołanie się do inspiracji religijnej przy uchwalaniu ustaw rodzi w tych ludziach bunt i poczucie dyskryminacji. Dlaczego mają przestrzegać prawa, które jest gwałtem na ich sumieniu? Ludzie sami, zgodnie z własnym sumieniem powinni więc np. decydować, czy skorzystać z in vitro i który wariant tej metody wybrać. Ustawodawca, decydując za nich, pozbawia ich podstawowych praw. Ludzi, którzy uzurpują sobie prawo (a nawet moralny obowiązek) narzucania innym konsekwencji własnego światopoglądu, można nazwać fundamentalistami. Fundamentalizm jest cechą jakiejś wspólnoty, która, opanowana obsesją bożego pełnomocnictwa, własne nawyki i przekonania stara się uczynić powszechnymi przez wprowadzenie określonych reguł prawnych i obyczajowych. W Polsce często można usłyszeć wezwanie do poszukiwania w Sejmie kompromisu w sprawach światopoglądowych pomiędzy radykalnymi żądaniami fundamentalistów a stanowiskami bardziej liberalnymi. Tak było podczas debaty na temat dopuszczalności aborcji i prowadzenia badań prenatalnych, tak jest obecnie w odniesieniu do związków partnerskich czy zapłodnienia in vitro. Być może w Polsce inaczej nie można, ale trzeba mieć świadomość, co oznacza w tych wypadkach kompromis. A oznacza on ograniczenie pluralizmu, czyli demokracji; oznacza, że państwo w części jest świeckie, a w części wyznaniowe. W sprawach światopoglądowych nie kompromis jest potrzebny, ale respektowanie praw człowieka. DWIE RACJE Wśród ludzi wierzących, w tym również duchownych, są jednak nie tylko fundamentaliści. Są również tacy, którzy reprezentują katolicyzm otwarty. Różnią się oni od fundamentalistów przede wszystkim stosunkiem do ludzi niewierzących, których nie traktują jako moralnie gorszych lub duchowo upośledzonych, ale szanują ich autonomię i prawo wyboru. Katolicyzm otwarty, nawiązujący do postanowień Soboru
Tagi:
Czesław Sikorski









