Kandydaci na posłów i ich wizje stolicy przyszłości Pomieszczenia Centrum Multimedialnego Foksal w czwartek, 6 września zamieniły się na ponad dwie godziny w salę egzaminacyjną Akademii Sztuki. Przygotowano stolik dla komisji egzaminacyjnej, rozstawiono sztalugi dla egzaminowanych, rozdano karton, farby, ołówki, pędzle i palety. Pomyślano też o miejscach dla publiczności, która – złożona niemal wyłącznie z dziennikarzy i członków sztabów wyborczych kandydatów – żywo komentowała przebieg twórczego procesu, z przerwami na kawę na zapleczu. Do tworzenia swoich wizji plastycznych stolicy stanęli kandydaci na posłów reprezentujący różne ugrupowania, ale ubiegający się o głosy mieszkańców tego samego miasta. Tematem tej niecodziennej debaty wyborczej była „Warszawa przyszłości”. Równi na starcie Politycy, którzy 23 wrześnie poddadzą się dobrowolnie osądowi warszawiaków, stanęli w szranki na pędzle i farby, choć nie zabrakło słów, jakimi każdy uczestnik tej niecodziennej debaty okrasił swoją wypowiedź artystyczną. O ile rywalizacja na płaszczyźnie sztuki przebiegała niekonfrontacyjnie i kulturalnie, o tyle ustny komentarz do wykonanych prac zawierał różne slogany wyborcze, a nawet odniesienia do programów konkurentów. Wszyscy otrzymali identyczne zadanie – przedstawić w formie rysunku wizję przyszłościową, propozycję obiektu architektonicznego dla Warszawy. Prawie nikt jednak nie potraktował zadania dosłownie, nie uwzględniał dziury budżetowej, kwestii proceduralnych ani wymogów praktycznych. Propozycje dla Warszawy były, co tu ukrywać, w dużym stopniu abstrakcyjne, a więc nierealne. Nikt nie zajmował się takimi przyziemnymi sprawami jak: nowe linie metra, budowa obwodnicy, oczyszczalni ścieków czy spalarni odpadów. Nikogo nie raziło, że stolica nie ma ani wielkiego centrum wystawienniczego, ani mogącej pomieścić wielotysięczną publiczność sali koncertowej. Kandydaci na posłów uznali, że bezpieczniej będzie „bujać w obłokach”. Co zaproponowali? Andrzej Komorowski, psycholog, publicysta radiowy i działacz Fundacji im. Fryderyka Chopina, startujący w barwach Platformy Obywatelskiej, uzyskał chyba najwyższe noty od jurorów i znalazł się wśród czwórki wyróżnionych. – Mapę Warszawy położyłem na kawałku kartonu, jaki otrzymał każdy uczestnik. Umieściłem na niej figurki ludzi – modele plastyczne – a pomiędzy nimi trzy obiekty: Pałac Kultury i Nauki, Wilanów i Starówkę, prócz tego w samym rogu – swój kalendarzyk wyborczy i ulotkę ze zdjęciem całującej się pary. Moim hasłem jest: „Mniej polityki, więcej rozumu”. Wybrałem technikę kolażu, bo nie znam się na malowaniu. Niech każdy robi, na czym się zna. A mnie zależy na odbudowie ludzkiego zaufania i aby było mniej agresji. Świadomie nie wybrałem żadnej budowli architektonicznej potrzebnej Warszawie, bo na co dzień zajmuję się człowiekiem. Drugi z wyróżnionych, Jan Wieteska, burmistrz gminy Centrum, startujący do Sejmu z listy SLD, wymarzył sobie wielki stadion, ale ponieważ na podstawie nieco abstrakcyjnego rysunku nie można było zrozumieć wszystkich intencji projektu, wyjaśnił słownie, że chodziło mu w tej improwizacji z lotu ptaka o stadion narodowy, na którym można by było organizować wielkie, reprezentacyjne imprezy sportowe, nie tylko spotkania piłkarskie. Widać było jednak, że burmistrz pragnie swój sukces malarski (i w perspektywie wyborczy) wesprzeć trochę sukcesami trenera Engela. Wspomniał o nawet zakusach olimpijskich, pięknym otoczeniu stadionu, nagłośnieniu, przeprawie mostowej itd. Jury wyróżniło burmistrza Wieteskę „za wpasowanie się w aktualne potrzeby sportowe narodu”. Kandydująca także z listy SLD Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka, skupiła się na najmłodszych. Postanowiła namalować szczęście, śmiało korzystała z żywych kolorów symbolizujących radość i pogodę ducha. – Dla mnie najważniejszym „obiektem” jest dziecko – komentowała swoją pracę. – Jeśli ono będzie szczęśliwe, to i Warszawa stanie się piękniejsza. Namalowałam radosną buzię dziewczynki z żarliwymi oczami, a w jej twarzy odbija się szczęśliwe miasto, z domami, skwerami i na razie prawie nieistniejącymi świetlicami oraz likwidowanymi placami zabaw, które nie powinny być tylko przechowalniami dzieci, ale służyć ich rozwojowi i podnosić kwalifikacje. To zadanie niekomercyjne, które powinny podjąć rząd i samorządy. – Zostałam wyróżniona jako pierwsza – powiedziała nam kandydatka. – Jako jedyna z malujących używałam też czystych farb plakatowych, bo jestem z natury optymistką. Dowód – w dzień po imprezie otrzymałam Order Uśmiechu. W poprzednim
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz