Polityka nieprzyjaznych gestów

Polityka nieprzyjaznych gestów

Stosunki polsko-rosyjskie z Czeczenią w tle Bronisław Łagowski określił reakcje mediów polskich na masakrę w Biesłanie mianem „antyrosyjskiego obłędu” („Oszołomienie”, „Przegląd”, 19.09.04). Artykuł w „Izwiestiach” pt. „Polska prasa kłamie” (pióra Jewgienija Szestakowa, patrz „Gazeta Wyborcza”, 08.09.04) świadczy, że tym razem nie wytrzymali nerwowo niektórzy publicyści rosyjscy, wyłamując się z taktyki świadomego ignorowania antyrosyjskich wypadów prasy polskiej. Opinie wyrażone w tym artykule nie były przesadne: trudno przecież zaprzeczyć, że wypowiedzi całej nielewicowej prasy polskiej cechowała wrogość do Rosji oraz „współczucie wobec czeczeńskich bojowników o wolność”. Autor mocno podkreślił, że nie przypisuje rusofobii całemu społeczeństwu polskiemu. Wsparł ten pogląd wyliczeniem faktów dowodzących, że wielu Polaków zareagowało na wydarzenia biesłańskie okazaniem spontanicznej sympatii i współczucia wobec ofiar zbrodni. Do faktów tych zaliczone zostały również kondolencje przekazane przez prezydenta Kwaśniewskiego „narodowi północnej Osetii”. W tym wypadku jednak chodziło być może o pośrednie zwrócenie uwagi na osobliwą niekonwencjonalność zachowania prezydenta III RP. Zgodnie z powszechnie przyjętym obyczajem międzynarodowym Kwaśniewski powinien był przesłać kondolencje swemu funkcjonalnemu odpowiednikowi, czyli prezydentowi Federacji Rosyjskiej. Można zasadnie przypuszczać, że przesłanie oficjalnych kondolencji „narodowi osetyjskiemu”, jako mimowolnej ofierze rosyjsko-czeczeńskiego konfliktu, było spełnieniem oczekiwań polskiej prawicy, cierpiącej nie od dziś na antyrosyjską i anty-Putinowską alergię (o czym pisałem w artykule „Rosja Putina a polityka polska”, „Przegląd”, 29.02.04). Przypuszczenie to zamienia w pewność lektura „Gazety Wyborczej”. Informuje ona (w numerze z 02.09), że „z całego świata napływają do Moskwy wyrazy solidarności i słowa potępienia dla działań terrorystów”, ale jednocześnie (w artykule W. Jagielskiego „Terror odrażający i normalny”) formułuje jednoznaczną dyrektywę dla Polaków: „Współczuć trzeba nie rosyjskiemu państwu, tylko tym, którym nie potrafi albo nie chce bezpieczeństwa zapewnić, jego własnym obywatelom”. Zachowanie prezydenta Rzeczypospolitej było, jak widać, całkowitym dostosowaniem się do tego właśnie postulatu. Uzasadnienie tego stanowiska, wyraźnie przeciwstawiającego nas naszym zachodnim sojusznikom, redukuje się do symplicystycznej tezy, iż Czeczeni walczą o własną tożsamość i nie mogą zgodzić się „być Rosjanami, którymi nigdy nie byli i nie są” (W. Jagielski w „GW” z 02.09, to samo Michnik, tamże, 06.09). Rosja natomiast nie daje im żadnych szans, stosuje jedynie nagą przemoc; Putin, zdaniem Michnika, powinien wzorować się na Arielu Szaronie, który w konflikcie palestyńskim poszukuje rozwiązań innych niż siłowe („GW” 06.09). Logiczny jest więc wniosek, który wysnuł stąd redaktor „Tygodnika Powszechnego”, Jarosław Makowski, w artykule pod wymownym tytułem „Putinowi nie chodzi o wojnę z terroryzmem”: po tragedii biesłańskiej Moskwa powinna była „uderzyć się w piersi i zrewidować swą politykę wobec Czeczenii” (cyt. w „GW”, 14.09, s. 2). Powinna zatem zgodzić się na istotne ustępstwa wobec terrorystów. Czy istniała jednak możliwość negocjacji? Przywódca terrorystów, Szamil Basajew, zaoferował prezydentowi Rosji warunki następujące. Gdyby Putin wydał rozkaz wycofania wojsk, porywacze daliby przetrzymywanym zakładnikom pić, a kiedy wojska zaczęłyby wyjeżdżać – jeść. Po wycofaniu Rosjan uwolniono by dzieci poniżej dziesiątego roku życia, a po dymisji Putina wypuszczono by resztę zakładników. Strona czeczeńska zagwarantowałaby w zamian, że przez najbliższe 10-15 lat żaden z mieszkających w Rosji muzułmanów nie sięgnąłby po broń przeciwko Rosji (patrz „GW”, 18-19.09, s. 6). Szczegółowy komentarz do tej propozycji wydaje się zbyteczny. Ograniczę się więc do dwóch pytań retorycznych. Czy można wyobrazić sobie prezydenta jakiegokolwiek państwa, który zgodziłby się na takie warunki? Czy można wyobrazić sobie, że spełnienie takich warunków zaowocowałoby kilkunastoletnim spokojem na Kaukazie? Można dyskutować na temat różnych wariantów rosyjskiej polityki w Czeczenii (a także izraelskiej polityki w kwestii palestyńskiej lub amerykańskiej walki z terroryzmem), ale tylko szaleniec mógłby polegać na „słowie honoru” zbrodniczego przywódcy. Ocena polskiego votum separatum w sprawie czeczeńskiego terroryzmu wymaga przypomnienia kilku podstawowych faktów. Prawo międzynarodowe wyraźnie odróżnia instytucjonalne gwarancje tożsamości narodowej (które popiera) od separatyzmu (do którego bynajmniej nie zachęca). Federacja Rosyjska nie jest państwem zbudowanym na zasadach, które Czeczenom mogłyby grozić utratą własnej tożsamości. Etniczni Rosjanie stanowią w niej wprawdzie 85% ogółu ludności, ale mimo to federacja składa się z 89 podmiotów,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 40/2004

Kategorie: Opinie