Polowanie na śniadanie

Polowanie na śniadanie

Edward chętnie bierze gotowe kanapki. – Zapakowane hermetycznie, czyściutkie – chwali towar. – Ta bułka jest z szynką i jajkiem, druga z suchą krakowską, trzecia z łososiem, czwarta też. No i co pani chce? Musiałbym kupić, a tak mam co zjeść. Jak to się mówi: jak diabeł głodny, to muchy żre.

Bogusław wziął dwa kubełki skórek kurczaka, każdy po 3 kg. – Na tych skórkach gotuję zupę. Bardzo smaczna wychodzi. Czasem robię flaczki albo topię skórki i mam kubełek tłuszczu. Ale skórki nie są codziennie, więc jak trafię, to biorę więcej. Te dwa kubełki starczą na tydzień. Zwykle ja przygotowuję w domu obiady, bo lubię gotować. Poza tym mam więcej czasu niż żona, bo jestem bez pracy. Jak gdzieś się zgłoszę do roboty, to słyszę: „Panie, pan jest za stary”. A mam tylko 62 lata.

Trochę rozumie pracodawców, bo taki starszy mężczyzna pracuje wolniej niż młody. Z drugiej strony przecież musi czekać na emeryturę jeszcze ponad trzy lata, bo wiek emerytalny przesunięto. – Oni swoje, a pracodawcy swoje – mówi o rządzie. Zgłosił się do opieki społecznej. Dostał skierowanie do prac społecznie użytecznych. Miesięcznie 40 godzin sprząta w szkole, trzy-cztery godziny dziennie, we wtorki, czwartki i piątki. Za to wypłacają mu 324 zł. Wypady na giełdę na Okęciu to konieczność. Bo jak tu wyżyć za takie pieniądze?
Czasem Bogusław wpada też na sąsiedni bazar. Tam znajomy ochroniarz otwiera mu ogrodzenie kontenera, żeby mógł trochę pobuszować. Bywa, że znajdzie jogurty, śmietanę. A pewnego dnia trafił na masło. Nie kostkę, ale cały blok!

Balangowicze

Balangowicze przychodzą później niż głowy rodzin. To takie niebieskie ptaki, które żyją z dnia na dzień. Głowy rodzin i balangowicze znają się z widzenia. Ci pierwsi twierdzą, że hurtownicy wspomagają ich chętniej niż balangowiczów, bo tamci piją, a oni nie. Na przykład Jancio „Muzykant” ze Staśkiem „Gulą” i kumplami lubią usiąść pod drzewem i rozpijać tura mocnego. Jancio dziś jest już po pierwszym turze. Mówi o nim alpaga, chociaż nie jest to wino, ale napój piwny o smaku wiśniowym z 9% alkoholu. – Czy dobry? Ważne, że łeb trzepie – śmieje się Jancio. Pierwsze, co robi, kiedy się obudzi, to właśnie opróżnienie butelki. Pustą schował za pazuchę, bo butelka jest zwrotna. Wtedy tur kosztuje złotówkę taniej. Na giełdzie można go kupić za 3 zł. Ale Jancio nawet tyle nie ma. Podchodzi, prosi o 40 gr. Edward lituje się, daje mu dwie dwudziestki, nie licząc na zwrot.

Bogusław spieszy się, bo niebawem ma się zameldować w pracy. Tadeusz spieszy się do swoich podopiecznych, z którymi podzieli się zdobyczą: ma pomarańcze, jabłka, kanapki, pomidora. Edward – do żony i syna. Jancio wraca z nowym turem. Nigdzie się nie spieszy. Dziś dostał ryby i zaniósł do domu, jak mówi o jakimś lokum za komórkami. Liczy, że jeszcze coś mu się trafi. I ma rację. Wkrótce pojawia się ponownie z reklamówką. W środku pudełko chłodnika, sałatka warzywna, tacka klusek przecieraków i druga z klus­kami śląskimi. Przeterminowały się kilka godzin wcześniej, ale Jancio się tym nie przejmuje. – Mnie nie przeszkadza. Tyle lat jem i nie zdechłem – mówi. – Na dziś mi wystarczy. Pójdę jeszcze na kościelną zupkę. Mówię: na kościelną, bo dają ją w kościele. Bardzo dobre są. Wczoraj była zacierkowa. Świetna, bo pani Basia bardzo dobrze gotuje. A nawet przyniesie zupę do stołu. Boi się, że któryś z nas się przewróci, niosąc talerz, obleje się i poparzy.
Dziś Jancio dostał też paprykę. Ale oddał koledze, bo ma tylko jeden ząb i papryki nie pogryzie. – Wziąłem ją, bo jak ktoś daje, to nie wolno odmówić. Przecież może się obrazić i za drugim razem nic mi nie da – wyjaś­nia. Musi jeszcze załatwić trochę chleba. Bierze i dla siebie, i dla gołębi. – Jak zjem, to chleba im narzucam, siadam, piję sobie alpagę i patrzę na gołębie. One jedzą i gruchają, a ja mam przyjemność. Pamięta pani, jak nasz papież puszczał gołębie z okna? To dlatego taką mam do nich słabość.

Przyznaje się, że wiele lat spędził w kryminale. Ostatnio dostał pięć miesięcy za obrazę sądu, a potem miesiąc z tego samego powodu. Czyli, jak mówi, za niewinność, bo cała jego wina polegała na tym, że w sądzie pojawił się po spożyciu tura. Albo kilku.

Jancio ma narośl na czole. Nie wie, dlaczego się pojawiła, i woli nie wiedzieć. Mówi, że znajoma też miała jakąś narośl, a kiedy ją zoperowali, zaczęły się przerzuty i zmarła. Pewnie z powodu swojej narośli czuje sympatię do Staśka „Guli”. – Tak mnie nazywają, bo mam gulę na szyi – tłumaczy Stasiek. – Kiedyś skoczyłem do wody na Szczęśliwicach i coś mi się z kręgosłupem stało. Od tamtego czasu ta gula mi rośnie.

Może z powodu tej guli jest samotny. Mieszka w domu z ogródkiem. Teraz nie ma pracy, jest na zasiłku. Ma 65 lat, za osiem miesięcy dostanie emeryturę. A Jancio nie ma ani pracy, ani zasiłku. Nie ma nawet dowodu osobistego, więc tak jakby go nie było. Ma 60 lat i na emeryturę musi jeszcze długo czekać. Ile będzie mu się należało, nie wie, bo przecież wiele lat garował.

Jancia i Staśka oprócz gul połączyła też miłość do tura. A że nie mają pieniędzy, zbierają puszki. Jancio policzył, że kilogram aluminium to 54 puszki. Dostają za nie 4 zł. Mogą kupić tura i jeszcze złotówka zostanie.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 26/2015

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy