Jan Englert Jesteśmy twórczy tylko wtedy, gdy mamy przeciwnika, który jednoczy większość z nas. Ale gdy go zabraknie, to wzajemnie trykamy się głowami jak te barany – Jakiś czas temu powiedział pan, że po raz pierwszy w życiu zastanawia się nad emigracją… – Mając na myśli swoje dziecko. Dla mnie jest na to za późno, zapuściłem już korzenie. Ale po raz pierwszy w życiu złapałem się na myśli, że dobrze by było, aby moje dziecko wychowywało się i żyło w normalniejszym społeczeństwie. Zmęczyła mnie niereformowalność myślenia Polaków. – A spodziewał się pan reformowalności? – Owszem, kiedyś tak. Ale przeliczyłem się. Najbardziej przerażająca jest powtarzalność pewnych zachowań, jakie mają miejsce od kilkuset lat: skłonność do patrzenia na świat wyłącznie przez pryzmat własnego „ja”, przerost ambicji, nieumiejętność przyznawania się do błędów etc. Powoduje to zachwianie całego porządku myślowego, a w konsekwencji chaos. – Dlaczego akurat teraz tak silnie dotarła do pana taka refleksja? – Ponieważ według mnie, okres docierania się młodej demokracji już się skończył. Dawno powinniśmy wyrosnąć z krótkich majteczek i stać się przynajmniej studentem, a my wciąż jesteśmy na poziomie Zosi i Krzysia, którzy przegadują się, kto wyżej nasiusia na ścianę. To jest coś, co mnie wyprowadza z równowagi. – Ma pan żal do elit, do polityków? – To nie jest kwestia elit, wcale nie chodzi o tych słynnych polskich „onych”. Bo ci „oni”, którzy za wszystko zawsze odpowiadają, są przecież z nas. Oni są paskudni, bo my jesteśmy paskudni. To my, jak nam gówno leży na podwórku i śmierdzi, przerzucamy je przez płot do sąsiada, zamiast po prostu sprzątnąć. Otóż właśnie tego nie jesteśmy w stanie zmienić, tej mentalności. – Mówi pan o polskości? – Mówię o społeczeństwie. Już Norwid powiedział, że jesteśmy wspaniałym narodem, ale straszliwym społeczeństwem. Naród bywa piękny, jest niezwykle zdolny, utalentowany, bohaterski, odważny, cudowny etc. A społeczeństwo jest tragiczne. To się bierze z tej polskiej „szlacheckości”. Idea komunistyczna sprawiła, że mamy obecnie sto procent szlachty w Polsce… – Głównie świeżo malowanej. – Wie pan, nie chodzi o to, czy ona jest prawdziwa, czy nie. To jest sprawa abstrakcyjnego poczucia wolności. Wolność Polakowi kojarzy się ze swobodą jego działania, ale już sąsiadowi tego samego nie wolno. W tym sensie jest to rodzaj anarchii. W myśleniu. Mamy w głowie zasadzoną anarchię, na szczęście bezkrwawą. Poza tym my jesteśmy twórczy tylko wtedy, gdy mamy przeciwnika, który jednoczy większość z nas. Ale gdy go zabraknie, wzajemnie trykamy się głowami, jak te barany. Tylko czekać, aż IPN zacznie sprawdzać życiorys papieża. Wszyscy się w tym zakotłowaliśmy. Fałszywy patriotyzm – Czy rzeczywiście jest to aż tak bardzo polskie, tak specyficzne? Wierzy pan w istnienie czegoś takiego jak „gen narodowy”? – Nie wiem, czy to jest polskie, czy nie. Tu żyję i takie mam wnioski. Z drugiej strony, gdy pomyślę sobie, że moja córka miałaby żyć w Stanach Zjednoczonych, to też robi mi się niedobrze. Wydaje mi się, że dopiero co przeżywany przez świat przełom wieków, który zawsze jest dekadencki, spowodował generalne zachwianie kryteriów, w czym i my nie bardzo potrafimy się odnaleźć. Człowiek jest tak skonstruowany, że na każdy grzech ma alibi. To nie jest polska cecha, ale w Polsce jest ona podniesiona do szóstej potęgi. – Nie umiemy być odpowiedzialni? – Nie umiemy. W życiu publicznym najbardziej denerwuje mnie usprawiedliwianie własnej niegodziwości albo czerpanie prywatnych korzyści z działania dla dobra ogółu i dla kraju. Innymi słowy, nic mnie tak nie denerwuje, jak fałszywy patriotyzm. – Pan deklarował się kiedyś jako patriota, stąd moje zadziwienie pańską diagnozą na temat Polski i polskiego społeczeństwa. – Ależ ta diagnoza wynika z mojego patriotyzmu, gdyż jest troskliwa. Wolę mówić gorzkie słowa, licząc na czyjąś refleksję, niż kłamać. Jednak, wie pan, z wiekiem przychodzi pewien sceptycyzm, który polega na tym, że tego typu krytyczne diagnozy, jakie wypowiadam, należy traktować z dystansem i nieco nawet ironicznie. – Ironicznie? – Tak, ponieważ w związku z tym nie ma we mnie żadnej zapiekłości. Próbuję analizować, szukam przyczyn, staram się ułożyć jakiś porządek. A co do patriotyzmu, to paradoks polega na tym, że ja pochodzę z takiej rodziny patriotów, których dziś uważa się za idiotów. Np. wyrastałem w micie powstania warszawskiego, a dziś uważa się je za kretynizm.
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









