Polska transplantologia wychodzi z kryzysu – rozmowa z prof. Januszem Wałaszewskim

Polska transplantologia wychodzi z kryzysu – rozmowa z prof. Januszem Wałaszewskim

Na liście oczekujących na przeszczepienie różnych narządów zapisanych jest ok. 3tys. chorych. Dla ilu z nich uda się znaleźć dawcę. Panie profesorze, czy można już powiedzieć, że polska transplantologia wychodzi z kryzysu związanego z gwałtownym spadkiem liczby przeszczepów narządów i tkanek w 2007 r., po aferze wywołanej przez Zbigniewa Ziobrę? – Tak, wychodzi. Niestety, jak to zwykle bywa, wychodzenie z kryzysu jest znacznie wolniejsze niż wpadanie w jego fazę. Mamy wyraźny postęp, bo w zeszłym roku wykonano ok. 1,3 tys. przeszczepów, o prawie 20% więcej niż w 2009 r., niemniej jest to poziom podobny do tego, jaki udało nam się osiągnąć już w 2005 r. Na szczęście sytuacja medycyny transplantacyjnej w Polsce jest teraz lepsza, co wynika ze zmian organizacyjnych, które w niej zachodzą. W tym roku rozpoczyna się 10-letni program rozwoju medycyny transplantacyjnej. Wiąże się on m.in. ze zwiększeniem środków finansowych na poprawę infrastruktury ośrodków transplantacyjnych. W minionym roku zatrudniliśmy kilkudziesięciu profesjonalistów na stanowisku koordynatorów szpitalnych. To osoby zajmujące się bardzo pracochłonną procedurą identyfikacji osób zmarłych, które mogą być dawcami, oraz pobieraniem od nich narządów.  Rolą koordynatorów ds. przeszczepów jest również rozmowa z rodziną potencjalnego dawcy. Nie jest to chyba łatwe, skoro do tej pory wielu lekarzy nie chciało lub nie potrafiło się podjąć tego zadania. – Tak, to leży w zakresie ich kompetencji. Trzeba podkreślić, że udział rodziny jest w tym procesie niezbędny. Co prawda, polskie prawo przewiduje, że można pobrać narządy od każdego człowieka, który za życia nie wyraził sprzeciwu. Jeśli ktoś nie chce wysłać swojej deklaracji do rejestru sprzeciwów, może napisać oświadczenie, że się nie zgadza, podpisać się pod nim i najlepiej mieć je zawsze przy sobie albo powiedzieć najbliższym lub świadkom, jaka jest jego wola. Dlatego niezbędny jest udział rodziny – żeby dowiedzieć się od niej, czy zmarły napisał jakieś oświadczenie, jakie było jego stanowisko w tej sprawie. Czasem zdarza się, że nawet rodzina nie zna opinii zmarłego, co wynika zwykle z problemów w komunikacji międzyludzkiej. Po prostu za mało ze sobą rozmawiamy.  Wróćmy jeszcze na chwilę do kryzysu z 2007 r. Czy był on jedynie efektem bardzo niefortunnej wypowiedzi Zbigniewa Ziobry i doniesień medialnych na ten temat, czy też wpłynęło na niego coś jeszcze? – Nie warto już do tego wracać, choć niewątpliwie był to jeden z czynników powodujących kryzys. Mamy całą chronologię wydarzeń – nie tych medialnych, ale tych, do których doszło w naszym środowisku. Wiemy, ile mogliśmy pozyskać narządów, a ilu chorych je otrzymało. W pewnym momencie wszystko się załamało. Wyciągnęliśmy z tego wnioski. Gorzej ze społeczeństwem, które wskutek doniesień medialnych dotyczących tych niefortunnych wydarzeń straciło zaufanie do przeszczepów. Trudno się dziwić, skoro co jakiś czas pojawiają się informacje na temat domniemanego handlu narządami czy pobierania narządów wbrew czyjejś woli. Są gazety, które karmią się takimi rewelacjami. Na szczęście ludzie są już coraz częściej na nie odporni. Nie dają wiary, że jeździ gdzieś karetka i porywa ludzi, żeby wziąć od nich narządy. Takie informacje pojawiały się w niektórych mediach już po kryzysie, dwa lata temu. Polska A i Polska B w przeszczepach  Są województwa – zachodniopomorskie, wielkopolskie czy pomorskie – gdzie liczba pobrań narządów jest imponująca, ale i takie, gdzie jest dramatycznie niska. Skąd taka różnica? – Rzeczywiście, między poszczególnymi województwami jest ogromna różnica. Można zastosować znany już podział na Polskę A i Polskę B. Wschodnia część kraju jest w wielu dziedzinach mniej aktywna od zachodniej i dotyczy to również transplantologii. Jeśli spojrzymy na mapę, na pewno województwo podkarpackie czy lubelskie będzie się odróżniało od innych. Ale województwo mazowieckie również należy do regionów, gdzie jest niewielu dawców. To konsekwencja wpływów kulturowych na pewne obszary Polski, które były pod zaborami. Jednak są wyjątki niepasujące do tego klucza. Sztandarowy przykład to Małopolska, która była kiedyś pod zaborem Cesarstwa Austriackiego. Małopolanie nie dorównują jednak osiągnięciami Austriakom. Wszystkie akcje, które zorganizowano w tym regionie na rzecz zwiększenia dawstwa, przyniosły efekty niewspółmierne do poniesionych nakładów finansowych. Myślę jednak, że prędzej czy później Małopolsce uda się dogonić Pomorze, Wielkopolskę i województwo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2011, 2011

Kategorie: Wywiady, Zdrowie