Artysta nie może umywać rąk?
– Ta wspólna Polska nie powinna znikać z pola widzenia. W każdym razie artyści, skazani na publiczny pieniądz, nie mogą z siebie zdejmować odpowiedzialności za wspólnotę. Tak myślę, nawet jeśli ktoś powie, że to naiwne.
Może nie zapomina pan o pięknych marzeniach?
– To, że jestem prezesem związku aktorów, zobowiązuje mnie do dbania o interes wspólny, nawet jeśli nasze środowisko jest tak zatomizowane jak dzisiaj.
Nawet jeśli znaczna jego część nie myśli o tej wspólnocie ani nie chce wkalkulowywać jej interesów w swoje plany?
– Nawet wtedy i dobrze znając cenę, jaką za to się płaci. Tu nie chodzi o patos ani o ceremonię, o przesadne eksponowanie narodowych celów, zresztą Wyspiański, pisząc o narodzie, ma na myśli państwo, wspólnotę, wszystkich mieszkańców („A państwo zaś jest w stanie pomieścić wszystkich, jakichkolwiek, we wspólnej gminie”).
Czasem błaznuje.
– Błaznując, sięgając po środki komedii dell’arte, po ironię i autoironię, Wyspiański chce nas uwolnić od obowiązku celebry, zwłaszcza w czasach, kiedy myśl polska dopiero się buduje. Atmosfera jest bliższa kabaretowi niż nadętej ceremonii. I to mi odpowiada. Wiek XIX stworzył pewien ideał Polski. Zainfekowałem się tą wymodloną Polską, marzeniem o Polsce przyjaznej ludziom. I z tego marzenia się zwierzam, żeby się ziściło.
„Ażeby to prawda była”, jak mówił Gospodarz w „Weselu”.
– Ale Wyspiańskiego drażnią pewne rzeczy, nie wszystkim przyznaje równe prawo do udziału w debacie, choć czasami daje się nabierać.
A pan?
– Ja też daję się nabierać. Pamiętam moment, kiedy mnie poproszono, abym przystąpił do komitetu wspierającego kandydaturę Lecha Kaczyńskiego na urząd prezydenta, a ja się zgodziłem. Lech Kaczyński był przyjaźnie usposobiony do teatru…
…a zwłaszcza pani Maria Kaczyńska.
– Tak więc przystąpiłem do komitetu, moje poparcie wydawało się naturalne, ale później zrozumiałem, że to był błąd. Kiedy bowiem przyszło mi załatwiać różne sprawy ważne dla świata teatru i prosiłem pana prezydenta o wsparcie, trafiałem na mur milczenia. Nikt nie odpowiadał na moje telefony i listy. Okazało się, że byłem przydatny tylko w tamtym momencie, a potem można już było nie zwracać uwagi na moje starania czynione w imieniu środowiska.
Chyba nie zawsze tak wychodziło?
– Nie zawsze. Zdarzało się, że okazywałem przenikliwość w myśleniu o przyszłości. Poparłem ze wszystkich swoich sił przystąpienie Polski do Unii Europejskiej i spotkały mnie za to solidne cięgi. Dzisiaj to brzmi nawet śmiesznie – polska obecność w Unii jest powszechnie akceptowaną oczywistością, ale wtedy wymagała jasnego opowiedzenia się po jednej stronie i ja w imię przyszłości tę odpowiedzialność na siebie brałem.
„A kaz tyz ta Polska…” to także działanie w imię przyszłości. Jak ten tekst dzisiaj oddziałuje na publiczność? Czy budzi emocje?
– Rzecz ciekawa, że te dylematy, pytania, które stawia Wyspiański, wywołują bardziej ożywione reakcje za granicą niż w kraju. Może lepiej widać coś z oddalenia? Kiedy grałem monodram w Szwajcarii, publiczność reagowała spontanicznie i z pewnym zdumieniem: „To Wyspiański napisał? Niemożliwe!”. Odpowiadałem, że jest to wybór z Wyspiańskiego.
Ale pan nic nie dopisał Wyspiańskiemu.
– Nie dopisałem ani słowa. Mogę z pewną dumą powiedzieć, że ożywiłem zainteresowanie Wyspiańskim (i jego wspólnotowym myśleniem) wśród moich widzów, którzy na nowo odkryli, że warto z tymi utworami obcować, że kryją się w nich nieprzebrane inspiracje.
Skoro da się przemawiać Wyspiańskim tak bardzo współcześnie, to może w tym tkwi tajemnica, dlaczego od tylu lat nie rozstaje się pan z tym tekstem.
– Dla mnie to, co pisał Wyspiański, jest bardzo bliskie emocjonalnie. Chociaż są w tym tekście fragmenty, z którymi trudno się solidaryzować. W pierwszej części monodramu jest trochę takich pułapek i publiczność może ulec dezorientacji.
Czy aktor wpływa na bieg spraw w realnym świecie? Czy zmienia ludzi?
– Zdaję sobie sprawę, że jestem tylko aktorem. Komediantem. Pełnię funkcję prezesa ZASP, ale na scenie to nie ma znaczenia. Jako aktor wypowiadam się w swoim imieniu i na swoją odpowiedzialność. Polska potrzebuje wielu błaznów, wielu komediantów. Może i ja w tym poszukiwaniu porozumienia mogę coś zrobić jako komediant?
Foto: Krzysztof Żuczkowski
Ale błazenada! I ten komediant ma czelność mówić że jest zafascynowany Wyspiańskim… i to ple, ple.
Przypominam błaznowi ,wywiadowcy i adiustatorom że wspominany cytat to część dialogu Panny Młodej z POETĄ.
I takie pajace mienią się ludźmi kultury i pouczają ” ciemniaków”.
Ten pan był nawet prezesem związku aktorów. Wstyd to mało powiedzieć.