Pomoc przez telefon

Człowiek w depresji potrzebuje przyjaciela. A jeśli go nie ma? Cywilizowany świat wymyślił telefony zaufania Dźwięczy telefon. Dyżurująca Małgorzata pokazuje mi wzrokiem, żeby włączyć aparat podsłuchowy. Słucham i niczego nie rozumiem. Kobieta po tamtej stronie przewodu histerycznie płacze. Docierają jakieś strzępy zdań, ale nie sposób sklecić z nich chociaż jednego sensownego. Małgorzata też już straciła nadzieję na przeczekanie potoku łez. Musi poznać przyczynę takiej reakcji dzwoniącej. – Czy pani jest sama? – pyta. – Tak. – Czy pani się boi, że zaraz ktoś wejdzie? – Nie. – Czy ktoś pani przed chwilą zrobił krzywdę? – Nie. Dyżurująca oddycha z ulgą. Chwilę się zastanawia, po czym zwraca się do tamtej, ciągle histerycznie szlochającej. – Teraz musi pani zrobić tylko jedno: proszę głęboko oddychać. Powoli, głęboko. Jeszcze raz, żebym słyszała. O, teraz dobrze. Jeszcze raz… I tak to trwa 35 minut. Ucichł płacz w słuchawce. Można zapytać, czy to, co telefonująca chciała powiedzieć, wiąże się z alkoholem. – Nie, ja nie piję. Nikt w mojej rodzinie nie bierze alkoholu do ust. Mnie się zrobiło smutno, bo mąż ciągle w delegacji, nie wiem, co on tam robi, a córka jak wyjdzie z domu rano, to wraca w nocy, ja jestem sama, znam tylko drogę z kuchni do osiedlowego sklepu. A dlaczego wykręciła telefon zaufania dla osób z problemem alkoholowym? Bo gdzie indziej odzywała się tylko automatyczna sekretarka. Kolejna rozmowa. – Ja właściwie nie mam żadnego problemu z alkoholem, chyba to normalne, że gdy człowiek przyjdzie zmęczony z pracy, może sobie postawić drinka. Ale moja rodzina tego nie rozumie. – Kiedy wypija pani tego drinka? – Kiedy jestem sama. – Czy ma pani jakieś kłopoty w pracy? – Skądże, tylko szef się na mnie uwziął, chce mnie wyrzucić. Kobieta robi coraz dłuższe przerwy. Słychać ciche bulgotanie. Jej głos jest już chrapliwy, sylaby rozwlekają się, słowa rwą. Zaczyna prowokować dyżurującą, wymyślać jej. „Pani ma tam siedzieć i mnie słuchać”. Jeszcze pół godziny i nie jest w stanie wyartykułować nawet przekleństw. Z bełkotliwym „K… jesteś!” rzuca słuchawkę na widełki. Jakby dla poprawienia nastroju wolontariuszce w chwilę potem młody mężczyzna prosi o kontakt z Anonimowymi Alkoholikami. Ma problemy z piciem („Ale teraz jestem trzeźwy”), chce się leczyć, ale tak, żeby nikt w jego Płońsku o tym nie wiedział. Dostaje kontakt do AA we wszystkich dzielnicach i we wszystkie dni tygodnia. Gdyby mu te spotkania nie odpowiadały, niech się odezwie, są jeszcze inne formy walki z alkoholizmem. Jest zdziwiony, że za nic nie będzie płacił. Spowiednik, psychoanalityk, powiernik Kto może zostać dyżurnym (nie używa się słowa terapeuta)? Osoba, która ma doświadczenie życiowe i intuicję. Potrafi wyczuć, czego w danej chwili potrzebuje człowiek po drugiej stronie przewodu telefonicznego. Zdarza się, że ktoś poinformuje dyżurnego: „Chciałem usłyszeć ludzki głos, bo za dziesięć minut już mnie nie będzie na tym świecie”. Ważna jest umiejętność bycia z rozmówcą bez wywierania na niego nacisku. A także uporania się z własnym stresem, gdy już po odłożeniu słuchawki dyżurujący zorientuje się, że powiedział coś niewłaściwego, a nie ma możliwości naprawienia, bo nie wie, gdzie tej osoby szukać. Telefon to bardzo wątła linia ludzkiego dialogu. Jest jak konfesjonał ustawiony pośrodku miasta. Trzeba wiedzieć, jak przyjmować te trudne telefony naszpikowane krzykiem, płaczem albo długim milczeniem. Bo cierpiący drugi raz może nie zadzwonić. Rozmówca może w każdej chwili przerwać połączenie. Wszystkie informacje o stanie jego ducha tkwią w jego głosie, sposobie, w jaki o sobie mówi. Nie można więc wygodnie rozsiąść się w fotelu, trzeba wziąć na siebie część tego bólu i strachu po drugiej stronie. I mieć świadomość, że wszystko, co można zrobić, to przede wszystkim wypełnić głosem drugiego człowieka mroczny dla kogoś czas. Człowiek w potrzebie nie może wyczuć w głosie dyżurnego zdenerwowania ani zniecierpliwienia. Dyżurujący jest spowiednikiem, psychoanalitykiem i powiernikiem, ma ukazywać właściwe rozwiązania, ale ich nie narzucać. Chętni do pracy w telefonie zaufania Polskiego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej przechodzą testy sprawdzające ich zdrowie, predyspozycje i cechy charakteru. Potem trzymiesięczne szkolenie. Na psychologicznych treningach dwie osoby – w roli dyżurującego i jego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2002, 2002

Kategorie: Społeczeństwo