Drużyna harcerska w poprawczaku? Dlaczego nie? Kazimierz Kapla to były komendant Warmińsko-Mazurskiej Chorągwi ZHP, a później dyrektor wzorcowego ogólniaka w Olsztynie. Jednak chyba najmilsze są dla niego wspomnienia z lat 70., gdy jako nieopierzony jeszcze wychowawca trafił do zakładu wychowawczego w Reszlu. – To była placówka przeznaczona dla młodzieży ociężałej umysłowo oraz nieprzystosowanej społecznie, w tym dla skazanych przez sąd młodocianych przestępców, których milicjanci dowozili do nas w kajdankach. Po resocjalizacji byli kierowani do szkoły na wolności, ale niektórzy lądowali w prawdziwym poprawczaku, a nawet w więzieniu – opowiada Kazimierz Kapla, rocznik 1954. Tygrysem przez płot Urodził się w Szczuczynie na Podlasiu, ukończył liceum w Piszu i dostał się na studia na Akademii Górniczo-Hutniczej na kierunek górnictwo. Ale po roku studiów, a zwłaszcza po praktykach w kopalni, uznał, że na górnika się nie nadaje. Wrócił do domu i zaczął szukać jakiejś roboty. Jako że zdążył już się ożenić, musiał zarabiać na rodzinę. A ponieważ miał doświadczenie instruktora harcerskiego, zgłosił się do placówki wychowawczej w Reszlu. Był wysokim, przystojnym 21-latkiem, wysportowanym, wzbudzającym zaufanie. Dyrekcja zakładu uznała, że nadaje się do roli wychowawcy grupy. – Nie bałem się konfrontacji z trudną młodzieżą, bo byłem niewiele starszy od swoich wychowanków i miałem z nimi dobry kontakt. Poza tym imponowałem im sprawnością fizyczną; skakałem wzwyż 185 cm i potrafiłem pokonać ogrodzenie tygrysim skokiem, jeśli jakiś chłopak chciał uciec z ośrodka. Bo niektórzy próbowali uciekać, ale z innych grup, nie mojej – dodaje. Został wychowawcą 20-osobowej grupy, w której byli chłopcy skazani za przestępstwa, w tym za kradzież z oliwskiej katedry kielichów mszalnych, które chcieli na ognisku przetopić na złoto! Byli też tacy, co pobłądzili, coś im nie wyszło w młodym życiu, a sąd lekką ręką wydał wyrok skazujący i skierował ich na resocjalizację. Czasami z dobrym skutkiem, choć – tak jak i dzisiaj – metody przywracania osadzonych do życia w społeczeństwie często zawodzą. Chyba że znajdzie się na to skuteczniejszy sposób. A Kazimierz Kapla taki (złoty) środek znalazł. Wzorowa dwudziestka – Postanowiłem założyć drużynę harcerską, pierwszą w zakładzie. Zainspirował mnie program pod nazwą Nieprzetarty Szlak – wspomina. Był to ruch ZHP zapoczątkowany w 1958 r. w trakcie pierwszego kursu dla nauczycieli i wychowawców zakładów leczniczych, który odbył się w Rabce-Zdroju. Komendantem kursu została Maria Łyczko, później szefowa wydziału Nieprzetartego Szlaku w Głównej Kwaterze ZHP. Ideą ruchu było zadbanie o dzieci i młodzież z upośledzeniami fizycznymi, zaburzeniami psychicznymi oraz niedostosowaniem społecznym, o zagrożonych jakimś uzależnieniem albo z zaburzeniami zachowania. Generalnie – o wykluczonych, o których warto zadbać, żeby zwiększyć ich samodzielność i przystosować do dobrego życia. Pod takim sztandarem druh Kazimierz postanowił zawalczyć o przyszłość swojej dwudziestki. – Kupiliśmy im mundury harcerskie, które zakładali w każdy czwartek, bo to był dzień mundurowy. Tak ubrani szli na lekcje w zakładowej szkole, a wieczorem spotykaliśmy się na zbiórkach w harcówce, w której płonęło „ognisko”, czyli zapalona lampka nocna. Ważny był klimat tych spotkań w pomieszczeniu harcówki, urządzonej przez nich samych. Wychowankowie zwozili tam ze swoich domów różne interesujące rzeczy, jak choćby pruski mundur z włosem na wierzchu. Podopieczni Kazimierza Kapli mieli też inne zajęcia, na których rzeźbili w drewnie, uczyli się robić i wywoływać zdjęcia, a nawet brali na warsztat literaturę. Był taki Kazio z Gdańska, który uwielbiał poezję Gałczyńskiego i chętnie recytował wiersz dla sepleniących „Strasna zaba” zaczynający się od słów: „Pewna pani na Marsałkowskiej kupowała synkę z groskiem…”. Wśród wychowanków były i talenty matematyczne, a jeden z nich wygrał nawet lokalne eliminacje olimpiady matematycznej, choć już dalej nie chciał startować. Uznał, że pokazał swoje możliwości i wystarczy. – Ale i tak miałem satysfakcję, zwłaszcza że sam jestem z wykształcenia matematykiem – dodaje Kazimierz Kapla. Pod presją grypserów Po przerwaniu studiów górniczych Kazimierz Kapla jakiś czas nadal dojeżdżał do Krakowa, gdzie już zaocznie studiował na AGH automatykę. Ale gdy zostało ich tylko dwóch w grupie, skierowano go na Politechnikę Warszawską. Nie zagrzał tam długo miejsca i przeniósł się do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie. I tam zdobył dyplom magistra matematyki, chociaż – jak podkreśla ze śmiechem – skończył także studium… wychowawczyń przedszkoli! A to dlatego, żeby mieć