Porozumienie ponad szyldami

Porozumienie ponad szyldami

Tylko zakończenie wojny na lewicy może uchronić ją przed zejściem ze sceny politycznej W podwarszawskim Pruszkowie pojawił się w lipcu bus SLD z napisem „3 X TAK”, promujący inicjatywę ustawodawczą zakładającą ograniczenie umów śmieciowych oraz podniesie najniższych emerytur o 200 zł, a minimalnej stawki godzinowej za pracę do 10 zł. Miejscowi członkowie Sojuszu okleili słupy ogłoszeniowe plakatami, a w centrum miasta zorganizowali dyżur pod parasolem, by zachęcić przechodniów do składania podpisów. Na zdjęciach zamieszczonych przez nich na Facebooku nie widać, by akcja kogokolwiek zainteresowała. A sami działacze pozostali anonimowi – nie pozowali do fotografii. Opublikowaną na stronie głównej portalu SLD informację o akcji w Pruszkowie opatrzono zdjęciem busa. Na fotografii nie ma żadnego partyjnego aktywisty. Zapasowa wątroba Pruszkowski SLD nie ma się czym chwalić – w 27-osobowej Radzie Powiatu zasiada jeden radny wybrany z listy Sojuszu, a w 21-osobowej Radzie Miejskiej nie ma ani jednego. W marcu odbył się powiatowy zjazd partii. Na obrady przybył m.in. szef mazowieckich struktur SLD Włodzimierz Czarzasty. Obejmując tę funkcję, zapowiadał, że będzie krążył po terenowych organizacjach partyjnych „z zapasową wątrobą”, by je ożywić. Opróżnione butelki nie pomogły. W czasie majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego na SLD głosowało na Mazowszu 7% wyborców. W powiecie pruszkowskim niewiele ponad 6%, choć na czele listy stał jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich polityków – Wojciech Olejniczak. Podobny wynik w wyborach samorządowych będzie oznaczać dla pruszkowskiego SLD brak jakiegokolwiek radnego. Wypadnięcie z samorządowej polityki i układów kończy się zwykle zwijaniem partyjnych organizacji, odkręcaniem szyldu SLD. SLD płaci za uległą postawę w samorządach i koalicje, których głównym sensem jest urządzenie ludzi związanych z partią. Sojusz traci tożsamość programową, wyborcy nie dostrzegają różnicy między nim a Platformą Obywatelską, a skoro tak, to wolą głosować na oryginał niż na kopię. Wiceburmistrz Bielan Grzegorz Pietruczuk (lewica jest w tej dzielnicy od dwóch kadencji mniejszościowym koalicjantem PO) myśli o powołaniu komitetu obywatelskiego, który – jak sądzi – mógłby osiągnąć lepszy wynik niż lista SLD. Niewiara w moc partyjnego szyldu skłoniła Sojusz w 65-tysięcznym Zamościu (cztery lata temu w wyborach do Rady Miasta uzyskał on przeszło 18% poparcia) do ogłoszenia, że wystartuje w listopadowych wyborach jako komitet koalicyjny Zamość – Nasz Wspólny Dom. W tej koalicji są jedynie sami swoi, organizacje od lat ściśle związane z SLD. Zaciąg Millera Trzon aktywu SLD (działaczy terenowych i obecnego otoczenia przewodniczącego Leszka Millera) stanowią 30-, 40-latkowie, którzy wstępowali do partii w końcu lat 90. i na początku obecnego stulecia, a więc wtedy, gdy była ona na fali, i członkostwo w niej wiązało się z perspektywą szybkiego awansu. Rozbudzone nadzieje partyjnej młodzieży zderzyły się z klęską wyborczą w 2005 r. Młodzi działacze głośno protestowali przeciw powołaniu w 2006 r. koalicji Lewica i Demokraci, słusznie przewidując, że podobny układ zepchnie ich na dalsze miejsca na listach wyborczych. Ostro atakowany przez aktyw partyjny Wojciech Olejniczak zadecydował o rozwiązaniu LiD. Jego przeciwnicy uznali to za przyznanie się do błędu i oznakę słabości. W maju 2008 r. Olejniczak przegrał – niewielką liczbą głosów – wybory na szefa partii z liderem nurtu obrońców szyldu SLD, Grzegorzem Napieralskim. Projekt budowy szerokiej koalicji centrolewicowej ostatecznie upadł, a siedzibę SLD przy Rozbrat opanowała partyjna młodzież, której Napieralski obiecał, że po wyborach w 2011 r. wejdzie nie tylko do Sejmu, ale także do rządu. Współrządzenie z PO stało się zasadniczym celem SLD. Dobre wyniki partii w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. (12,34% w skali kraju), samorządowych w 2010 r. (15,2% w wyborach do sejmików województw) oraz prezydenckich w 2010 r. (13,68% głosów oddanych na Grzegorza Napieralskiego) wzmacniały nadzieje na powrót do władzy. Pogrzebały ją katastrofalne błędy popełnione w czasie kampanii wyborczej oraz ofensywa Janusza Palikota. Aktyw Sojuszu wpadł w panikę. Niektórzy działacze, sądząc, że za chwilę zostanie wyprowadzony partyjny sztandar, uciekli do Ruchu Palikota. Większość czekała na zbawiciela. Okazał się nim Leszek Miller, któremu Grzegorz Napieralski w roku wyborczym umożliwił powrót do SLD i Sejmu. Choć formalnie mandat Millera jest niezwykle silny (wygrał ogólnopartyjne wybory na przewodniczącego), to faktycznie jego pozycja jest znacznie słabsza niż wtedy, gdy nazywano go żelaznym kanclerzem. Nie ma własnego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 32/2014

Kategorie: Kraj