Postprawdy

Postprawdy

Dezinformacja wcale nie musi być intencjonalnym sabotażem, częściej jest bezwiedna, wynika z głupoty, niekompetencji i pośpiechu. Nie znajduję tu pociechy, bo to wciąż wybór między pożywieniem naturalnie zepsutym a celowo zatrutym – jedno i drugie jest karmą ze śmietnika. Kocopoły i fake newsy nie są dziennikarską kompromitacją, pracownicy mediów nie boją się już od dawna, że napiszą coś głupiego, lękają się nade wszystko, czy aby nie będzie za mądrze – lapsusów nikt nie zauważy, ale za „natłok naukowych faktów” można wylecieć z roboty, bo to odstrasza.

Przed laty zaproszono mnie eksperymentalnie na kilka godzin do współprowadzenia internetowego serwisu informacyjnego, co spowodowało błyskawiczny spadek słupków klikalności. Wydawało mi się, że wydarzenia najistotniejsze z mojego punktu widzenia wystarczy podać sauté. Myliłem się w dwójnasób, po pierwsze – szacując skalę istotności poszczególnych faktów, po drugie – ignorując metody sprzedawania informacji.

Przed kilkoma dniami miałem bezpośrednio okazję przyjrzeć się, jak media w epoce clickbaitów manipulują faktami, które nie mają większego znaczenia, o ile nie są podane w wystarczająco sensacyjnej panierce. Rzetelna informacja sprzedaje się znacznie gorzej lub zgoła wcale, a z tej przyczyny dopuszczalna jest całkowita dowolność w przeinaczaniu faktów. One wprawdzie po czasie są prostowane, ale z cicha i pro forma, bo to jakby w rubryce „dziewczyna tygodnia” zamiast gołej baby była naga prawda. Radio Erewań zatem nadaje jak za dawnych lat, tyle że niegdyś było mityczną parodią dziennikarstwa w służbie propagandy, a dzisiaj jest szarą rzeczywistością portali i programów informacyjnych. Jak w starym dowcipie: „Czy to prawda, że na placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną”.

Parę dni temu kilku znajomych podczas eksploracji jaskini w jednej z dolinek podkrakowskich przeżyło niebezpieczny incydent – podczas powrotu z nowo odkrytych partii, dostępnych przez nieobszerny komin, jeden z grotołazów został odcięty od wyjścia. Obsunął mu się spod nóg wielki głaz, zaklinował w szczelinie i zatkał drogę powrotną. Odkrywanie nowych podziemnych przestrzeni zawsze wiąże się z ryzykiem, bo w dziewiczym terenie skalnym siłą rzeczy osobiście sprawdzamy stabilność otoczenia. Speleolog utkwił nad korkiem skalnym i nijak nie dało się usunąć ani skruszyć kamienia. Pozostała część ekipy wezwała na pomoc jurajski GOPR i

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2025, 2025

Kategorie: Felietony, Wojciech Kuczok