Postrach urzędników

Postrach urzędników

Ostatnia deska ratunku

Dla obywateli poszkodowanych przez urzędników zgłoszenie się do „Państwa w państwie” najczęściej jest już jedynym ratunkiem. Odbili się bowiem od wszystkich urzędniczych drzwi i są bezradni. Ludzie wierzą, że dzięki reporterom w końcu zbliżą się do korzystnego rozwiązania swojej sprawy.

W redakcji programu pokazano mi kilkanaście grubych kopert. Właśnie tyle zgłoszeń przychodzi średnio każdego dnia. Zespół redakcyjny zapewnia, że wszystkie są czytane i analizowane. Jak przebiega ich selekcja?

– Przede wszystkim, zgodnie z misją programu, obywatel musi być pokrzywdzony przez urzędnika lub wymiar sprawiedliwości. Dlatego nie wchodzimy w konflikty rodzinne lub biznesowe, nas interesuje błąd konkretnego urzędnika. Wybieramy szczególnie te niewłaściwe działania, które w sposób drastyczny zmieniają sytuację życiową pokrzywdzonych. Często pokazujemy też różnego rodzaju absurdy. Najważniejsze jednak, by postępowanie w danej sprawie było już zakończone – może nie ostatecznie, ale przynajmniej na jakimś etapie. Dopóki sprawa jest w toku, nie można przesądzać o błędach w działaniu urzędników – wyjaśnia red. Mikulska-Rembek.

Oczekiwania ludzi, którzy kontaktują się z redakcją, niejednokrotnie są bardzo wysokie. Często mają oni mylne wyobrażenie o tym, jak przygotowuje się reportaż. – Wielu dzwoniących sądzi, że jesteśmy w stanie z miejsca zająć się daną sprawą. Że od razu spakujemy cały sprzęt i pojedziemy na zdjęcia. Niektórzy nawet dziwią się, kiedy najpierw chcemy się zapoznać z dokumentami – tłumaczy Karolina Ludwiniak, sekretarz redakcji i dokumentalistka.

Wpłynięcie i akceptacja danego tematu to zaledwie pierwszy krok. Później następuje weryfikacja i żmudna analiza obszernej dokumentacji oraz poszukiwanie przez dokumentalistów ewidentnych błędów urzędników. Ze zgromadzonym materiałem zapoznają się również reporterzy. Dopiero wtedy zaczynają działać w terenie. – W kilka dni musimy się zapoznać z dokumentacją sprawy, która toczyła się kilka lub nawet kilkanaście lat. Co więcej, musimy się przygotować w taki sposób, by w rozmowie z sędzią lub prokuratorem, który sprawę zna od podszewki, wytknąć mu błędy i samemu nie dać się zaskoczyć – mówi reporterka Agnieszka Zalewska. Od wpłynięcia tematu do jego realizacji na antenie średnio mija miesiąc. Dziennikarze programu zastrzegają jednak, że zdarzają się i takie sprawy, które są opracowywane przez pół roku.

Nie bez powodu reporterzy „Państwa w państwie” cieszą się wśród urzędników złą sławą. W niektórych urzędach ich obecność powoduje niemal popłoch. W większości przypadków próby oficjalnego umówienia się na spotkanie z danym urzędnikiem kończą się fiaskiem, dlatego dziennikarze muszą wykorzystywać np. ukrytą kamerę lub wchodzić bez zapowiedzi do jego pokoju. Urzędnicy bądź uciekają, bądź w brutalny sposób wypraszają całą ekipę. – Urzędnicy niższego szczebla, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za wydanie szkodliwej decyzji, najczęściej starają się odesłać nas do rzecznika prasowego. Zasłaniają się tajemnicami: śledztwa, postępowania administracyjnego lub skarbową – opowiada reporterka Małgorzata Cecherz. I dodaje: – Bywa również, że urzędnicy muszą się tłumaczyć z podjętych przez siebie decyzji, które zostały zmienione. Wówczas wypadałoby powiedzieć przepraszam, ale tak się nie dzieje.

– Mnie w mentalności urzędników, szczególnie tych starszej daty, najbardziej irytuje ich przeświadczenie, że są wyłącznie od tego, żeby nas kontrolować i sprawdzać. A przecież powinni nam też pomagać – zwraca uwagę prowadzący program Przemysław Talkowski.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 28/2015

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy